Prolog

1.2K 46 1
                                    

Dzień twoich szesnastych urodzin, a ty spędzasz je sama. Nie masz przyjaciół ani koleżanek. W sumie trudno się dziwić. Kto będzie się zadawał z córką pijaka i awanturnika. Wszyscy dobrze wiedzą, jak przedstawia się sytuacja w twoim domu. Nie raz przychodziłaś do szkoły z siniakiem na twarzy albo stłuczoną ręką. Zawsze wmawiałaś wszystkim, że sama niechcący się uderzyłaś. Jednak w głębi duszy zdawałaś sobie sprawę z tego, że nikt ci nie wierzy. A co z matką? Co z kobietą, która powinna zajmować się swoim najukochańszym dzieckiem? Twoja matka zostawiła cię zaraz po porodzie. Podobno powiedziała, że nie jest gotowa na dziecko. Musi się wyszaleć w końcu jest jeszcze bardzo młoda. Jedyną osobą, która się tobą interesowała była twoja babcia. To do niej szłaś, kiedy miałaś nawet najmniejszy problem. Ona zawsze służyła ci radą i pomocą. Służyła? Tak, od dwóch lat nie żyje i musisz sama radzić sobie z tym okrutnym światem. Czasami zastanawiałaś się, jak bardzo musi cie nie lubić ten na górze, że zgotował ci taki los. Jako, że dziś ten wielki dzień postanowiłaś udać się do klubu. Ubrałaś się w najbardziej wyzywający strój, jaki miałaś w szafie i ruszyłaś na podbój miasta. Twój ojciec był tak nawalony, że nawet nie zauważył, że wychodzisz z domu. Dzięki twojemu mocnemu makijażowi udało ci się wejść do klubu bez sprawdzania dowodu, na taką ewentualność też byłaś przygotowana. W twojej torebce znajdował się idealnie podrobiony dokument z twoimi danymi. Po wejściu do lokalu od razu udałaś się o baru. Zamówiłaś sobie trzy kieliszki wódki i wypiłaś wszystkie od razu.
-Nie za szybkie tempo? - obok ciebie pojawił się jakiś chłopak, na oko dwudziestokilkuletni.
-Nie twoja sprawa. Przyszłam tutaj, żeby się zabawić, w końcu to moje urodziny.
-W takim razie jeszcze jedna kolejka dla pani – uśmiechnął się do mnie – może zatańczymy?
-A wiesz, że chętnie.
Spędziliśmy na parkiecie bardzo dużo czasu. Kiedy zauważyłam na moim zegarku zaczyna dochodzić trzecia postanowiłam opuścić lokal. Mój towarzysz wyszedł ze mną. Przeszliśmy kawałek drogi, kiedy poczułam szarpnięcie. Spojrzałam na chłopaka, a ten tylko złowrogo sie uśmiechnął. Zaciągnął mnie w jedną z wąskich uliczek i zaczął się do mnie dobierać. Próbowałam uciekać, ale on był silniejszy, po chwili leżałam na ziemi w poszarpanym ubraniu i jedyne na co było mnie stać to rozpaczliwy krzyk "pomocy". Chwilę później poczułam jak ktoś odciąga chłopaka ode mnie i delikatnie bierze mnie na ręce.
-Nic ci nie jest?
-Wszystko w porządku dziękuję, że mi pomogłeś, ale możesz postawić mnie na ziemi.
-Nie ma mowy. Nie zostawię cię tak. Jedziemy do szpitala.
-Ale ja nie mogę.
-Nie ma żadnego ale. Musimy sprawdzić czy na pewno nic ci się nie stało.
Oczywiście nic nie wskórałam i musiałam pojechać z moim wybawcą do szpitala. Tam na szczęście okazało się, że poza kilkoma siniakami nie stało się nic poważnego. Do siniaków jestem w sumie przyzwyczajona. Nic nowego.
-Co powiedział lekarz? - przede mną pojawił się chłopak.
-Wszystko w porządku. Tylko kilka zadrapań, do wesela się zagoi.
-Uratowałem ci życie, a ty nawet nie powiedziałaś mi jak się nazywasz.
-Karolina Wójcik, a ty?
-Nie kojarzysz mnie? Chodzimy razem na większość lekcji?
-Sorry nie przyglądam się ludziom ode mnie z klasy. Szczerze powiedziawszy to mam ich wszystkich głęboko gdzieś. Zadufane w sobie dzieci sztywniaków. Myślą, że jak mają pieniądze to mogą wszystko. Nie potrafią zrozumieć, że są ludzie, którzy mają naprawdę poważne problemy.
-Skąd wiesz, że wszyscy tacy są? Nie możesz mierzyć wszystkich ludzi tą samą miarą.
-Ok, może jest kilka wyjątków – uśmiechnęłam się.
-Na przykład?
-Na przykład ty. Jesteś całkiem fajny. Jeszcze raz dziękuję ci za uratowanie mi tyłka, ale muszę już lecieć. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pogadamy.
-Masz to zagwarantowane.

Mogłem dla niej zrobić więcej i nie poddać sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz