Rozdział 7

17 1 0
                                    

        Oboje wyszli z gabinetu nie odzywając się do siebie. Draco ciągle był wpatrzony w ziemię ale wydawało się, że wie, gdzie idzie. Amelia trzymała się z tyłu za nim, jednak cały czas obserwowała drogę. Szli schodami, tymi samymi, którymi Amelia biegła do gabinetu McGonagall. Gdy zeszli z ostatniego stopnia, wbrew przypuszczeniom Gryfonki nie skręcili w prawo jak ona kilka minut temu, lecz szli dalej prosto.

        A więc szli tym korytarzem przez około 5 minut i zastali kolejną partię schodów. Amelia już tworzyła w głowie scenariusze koszmarnego szlabanu w lochu Ślizgonów (wiedziała gdzie on jest, ponieważ wiele razy widziała uczniów Slytherinu wychodzących po tych schodach na lekcje). Jednak tu dziewczyna znowu się zaskoczyła, ponieważ ominęli schody. Draco skręcił w prawo a Amelia za nim. Byli na parterze i szli otwartym korytarzem z kolumnami, przez które można było wyjść na zamkowe błonia, a chwilę potem przeszli przez jedną z nich. Mimo, że był już wieczór, na dworze wciąż było ciepło, w przeciwieństwie do poprzedniego, deszczowego dnia.

        Malfoy wciąż się nie odzywał. Amelia też nic nie mówiła, jednak czuła, że nie wytrzyma już dłużej i musi dowiedzieć się, na czym będzie polegać ich szlaban.

        - Em...- zaczęła powoli Amelia. Dracon nie reagował.- Ej... Halo!- krzyknęła w końcu.

        Draco odwrócił się i popatrzył na Amelię. Wyglądał jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. 

        - Co?

        - Em...- Amelia nie wiedziała jak zacząć. Jest wzorową uczennicą a dostała szlaban, i jeszcze dodatkowo nie wie co ma robić. Podeszła do Dracona.- Em... No więc... Możesz mi powiedzieć co my mamy właściwie robić?

        Najpierw Draco wytrzeszczył na nią oczy, ale po chwili na jego twarzy pojawił się klasyczny, złośliwy uśmieszek.

        - A to ty nie wiesz?- spytał ironicznie.

        - Wyobraź sobie... To powiesz mi czy nie?

        - Zastanówmy się...- zaczął Malfoy. Amelia spojrzała na niego z taką miną, że wyraźnie szybko przeszła mu ochota na ironiczne żarty.- No dobra...- Amelia uśmiechnęła się, co jeszcze bardziej zirytowało Draco- Idziemy do Hagrida, tego waszego ulubieńca. Mamy mu pomóc odbudować te całe domki dla sklątek tylnowybuchowych.

        Amelia jęknęła. Ona i inni Gryfoni uwielbiali Hagrida ale jako nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami nie był zbyt rozważny. Stworzenia, które przynosił często powodowały wiele problemów zarówno jemu, jak i uczniom. Oczywiście były sytuacje takie jak rok temu; gdy Draco perfidnie sprowokował hipogryfa Hardodzioba i ten go zranił. Jednak sklątki, którymi zajmowali się w tym roku doprowadzały do szału wszystkich. Oczywiście oprócz Hagrida, który patrzył na nie z podziwem i uważał, że są urocze. Amelia, wraz z Harrym, Ronem i Hermioną zawsze szczególnie angażowali się w jego lekcje byli już tak poparzeni, że ledwo mogli zginać palce i doskonale wiedzieli, że inni nie są w lepszym stanie, a to był dopiero początek roku.

       W  końcu Amelia przestała o tym myśleć ale wtedy zorientowała się, że stało się coś dziwnego, jakby wybudziła się z transu. Stała przed Malfoy'em, który patrzył się na nią, z miną, jakby była conajmniej wariatką. Nie wiedziała ile czasu tak stała. Może pięć minut albo więcej. W każdym razie czuła się dość głupio, więc z nadzieją, że to najlepsze co może teraz zrobić, po prostu odwróciła się i zaczęła iść w stronę chatki Hagrida, zostawiając zdziwionego Malfoy'a samego z tyłu. 

        Chwilę później była już przy chatce, natomiast Draco, który został w tyle szedł jeszcze przez błonia. Amelia zapukała a jakieś pięć sekund później Hagrid otworzył.

Gryfonka | czyli trochę inny Turniej TrójmagicznyWhere stories live. Discover now