Oboje wyszli z gabinetu nie odzywając się do siebie. Draco ciągle był wpatrzony w ziemię ale wydawało się, że wie, gdzie idzie. Amelia trzymała się z tyłu za nim, jednak cały czas obserwowała drogę. Szli schodami, tymi samymi, którymi Amelia biegła do gabinetu McGonagall. Gdy zeszli z ostatniego stopnia, wbrew przypuszczeniom Gryfonki nie skręcili w prawo jak ona kilka minut temu, lecz szli dalej prosto.
A więc szli tym korytarzem przez około 5 minut i zastali kolejną partię schodów. Amelia już tworzyła w głowie scenariusze koszmarnego szlabanu w lochu Ślizgonów (wiedziała gdzie on jest, ponieważ wiele razy widziała uczniów Slytherinu wychodzących po tych schodach na lekcje). Jednak tu dziewczyna znowu się zaskoczyła, ponieważ ominęli schody. Draco skręcił w prawo a Amelia za nim. Byli na parterze i szli otwartym korytarzem z kolumnami, przez które można było wyjść na zamkowe błonia, a chwilę potem przeszli przez jedną z nich. Mimo, że był już wieczór, na dworze wciąż było ciepło, w przeciwieństwie do poprzedniego, deszczowego dnia.
Malfoy wciąż się nie odzywał. Amelia też nic nie mówiła, jednak czuła, że nie wytrzyma już dłużej i musi dowiedzieć się, na czym będzie polegać ich szlaban.
- Em...- zaczęła powoli Amelia. Dracon nie reagował.- Ej... Halo!- krzyknęła w końcu.
Draco odwrócił się i popatrzył na Amelię. Wyglądał jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu.
- Co?
- Em...- Amelia nie wiedziała jak zacząć. Jest wzorową uczennicą a dostała szlaban, i jeszcze dodatkowo nie wie co ma robić. Podeszła do Dracona.- Em... No więc... Możesz mi powiedzieć co my mamy właściwie robić?
Najpierw Draco wytrzeszczył na nią oczy, ale po chwili na jego twarzy pojawił się klasyczny, złośliwy uśmieszek.
- A to ty nie wiesz?- spytał ironicznie.
- Wyobraź sobie... To powiesz mi czy nie?
- Zastanówmy się...- zaczął Malfoy. Amelia spojrzała na niego z taką miną, że wyraźnie szybko przeszła mu ochota na ironiczne żarty.- No dobra...- Amelia uśmiechnęła się, co jeszcze bardziej zirytowało Draco- Idziemy do Hagrida, tego waszego ulubieńca. Mamy mu pomóc odbudować te całe domki dla sklątek tylnowybuchowych.
Amelia jęknęła. Ona i inni Gryfoni uwielbiali Hagrida ale jako nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami nie był zbyt rozważny. Stworzenia, które przynosił często powodowały wiele problemów zarówno jemu, jak i uczniom. Oczywiście były sytuacje takie jak rok temu; gdy Draco perfidnie sprowokował hipogryfa Hardodzioba i ten go zranił. Jednak sklątki, którymi zajmowali się w tym roku doprowadzały do szału wszystkich. Oczywiście oprócz Hagrida, który patrzył na nie z podziwem i uważał, że są urocze. Amelia, wraz z Harrym, Ronem i Hermioną zawsze szczególnie angażowali się w jego lekcje byli już tak poparzeni, że ledwo mogli zginać palce i doskonale wiedzieli, że inni nie są w lepszym stanie, a to był dopiero początek roku.
W końcu Amelia przestała o tym myśleć ale wtedy zorientowała się, że stało się coś dziwnego, jakby wybudziła się z transu. Stała przed Malfoy'em, który patrzył się na nią, z miną, jakby była conajmniej wariatką. Nie wiedziała ile czasu tak stała. Może pięć minut albo więcej. W każdym razie czuła się dość głupio, więc z nadzieją, że to najlepsze co może teraz zrobić, po prostu odwróciła się i zaczęła iść w stronę chatki Hagrida, zostawiając zdziwionego Malfoy'a samego z tyłu.
Chwilę później była już przy chatce, natomiast Draco, który został w tyle szedł jeszcze przez błonia. Amelia zapukała a jakieś pięć sekund później Hagrid otworzył.
YOU ARE READING
Gryfonka | czyli trochę inny Turniej Trójmagiczny
FanfictionAmelia Diggory uczęszcza do Hogwartu na czwartym roku. Na początku edukacji została przydzielona do Gryffindoru, mimo przypuszczeń ojca i starszego brata, Cedrika, że podobnie jak oni, trafi do Hufflepuffu. W tym roku w szkole będzie miało miejs...