Od tamtego zdarzenia nie wychodzę z domu i z nikim nie rozmawiam. Częściej palę, a kaszel stał się silniejszy. W moich płucach jest jeszcze więcej kwiatów. Od tygodnia nie jem praktycznie nic, ponieważ w sklepie też nie byłem. Mój żołądek zaczyna "zjadać" sam siebie, ale szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie też, czy się odwodnię, lub umrę z braku dobrego snu (o ile to możliwe). Nic mnie nie obchodzi. No może jedna rzecz. Co robi Clay. Jak żyje, i czy się o mnie martwi (chociaż w to akurat szczerze wątpię). Czy przejmuje się tą sytuacją, która zaszła ponad tydzień temu, albo czy w ogóle pamięta. W takim razie to już pięć rzeczy. Obchodzi mnie pięć rzeczy, to i tak dużo.
☔︎☔︎☔︎
Kiedy mój pokój, przez i tak ciemne zasłony, zaczęły rozjaśniać promienie słoneczne, niechętnie podniosłem się z łóżka i od razu poszedłem do łazienki, ponieważ od jakiegoś czasu się nawet nie myłem i zaczynałem czuć się obrzydliwie. Nalałem wody, zrzuciłem z siebie ubrania i po sam czubek głowy zanurzyłem się w gorącej cieczy. Wstrzymałem oddech oraz zamknąłem oczy. Siedziałem tak nie myśląc zupełnie o niczym. Dopiero kiedy pozwoliłem jakimkolwiek myślom dotrzeć do mojego mózgu, zorientowałem się, że brakuje mi tlenu. Wynurzyłem się i na tyle ile pozwoliły mi zarośnięte kwiatami, osaczone dymem płuca, zaciągnąłem się powietrzem, by móc po chwili je wypuścić. Wyszedłem, zanim zacząłem myśleć o tym czy jest sens umierać w wannie po brzegi zapełnionej gorącą wodą. Spojrzałem na siebie w lustrze. Widocznie zarysowane żebra, prawie czarne cienie pod oczami i obojczyki, które wręcz nienaturalnie, jak krzywe druty, chciały wydobyć się
z pod warstwy skóry. Na klatce piersiowej i szyi widoczne były jeszcze ślady, które teraz były żółto-różowe. Gdybym chociaż przez chwilę dłużej tak na siebie patrzył, zwymiotował bym. Na jeszcze zupełnie mokre ciało narzuciłem rozciągniętą, brązową bluzę, po czym wyszedłem z łazienki kierując w stronę kuchni. Wyjąłem pierwszą lepszą szklankę i nalałem do niej wody z kranu. Wziąłem kilka łyków i od razu dopadły mnie mdłości. Wylałem resztę do zlewu i wróciłem do ciemnego pomieszczenia, w którym zamiast świeżego powietrza unosił się bliżej nieokreślony mi zapach. Coś pomiędzy resztkami dymu papierosowego, a zapachem, który zwykle panuje w pomieszczeniach nie wietrzonych- czyli do mojego pokoju. Położyłem się do łóżka biorąc telefon, który rozładował się kilka dni temu. Wygrzebałem ładowarkę z szuflady szafki nocnej stającej obok łóżka i po nieudolnych próbach włożenia wtyczki do gniazdka podłączyłem kabel do telefonu. Kiedy dobił do więcej niż dwóch procent włączyłem go. Wpisałem pin do karty, a moje oczy zaatakowały tysiące powiadomień. Większość z nich to były nieodebrane połączenia od George'a. A było ich równo pięćdziesiąt trzy. Zacząłem od SMS-ów wysłanych do mnie tydzień temu. George pisał, że leci do Londynu i wraca dokładnie dwudziestego pierwszego. Czyli jutro. Odczytałem resztę, których treść była typu: ,,oddzwoń proszę, martwię się.,,. Nie interesowały mnie one, jednakże postanowiłem do niego później oddzwonić. Wszedłem na Twittera, na którym w sumie nic ciekawego nie było, dlatego praktycznie od razu wyłączyłem aplikację. Ciężko westchnąłem. Kliknąłem w ikonę telefonu i wybrałem numer do mojego przyjaciela. Po kilku dłuższych sygnałach do mojego ucha dotarł dźwięk odbieranego połączenia.
- Halo?- zapytałem niepewnie, kiedy nie doczekałem się żadnej reakcji po drugiej stronie.
- Nick ja się martwiłem- powiedział cicho i dałbym uciąć sobie rękę, że płakał. Po kilku sekundach ciszy pociągnął nosem co utwierdziło mnie w moich przemyśleniach.- Co się z tobą w ogóle działo, co? Dlaczego nie odbierałeś, nawet nie odpisywałeś? Co się z tobą kurwa działo?- był widocznie zdenerwowany, a mnie było głupio, że płakał i to przeze mnie.
- Ja... Przepraszam, miałem rozładowany telefon...- wydukałem. Cieszyłem się, że nie rozmawiałem z nim na prawdę, bo raczej nie byłbym w stanie chociażby na niego spojrzeć.
- Przez tydzień?- zapytał z wyraźnym rozbawieniem w głosie, mimo że nie śmiał się.
- No tak jakoś wyszło... Przepraszam, nic mnie nie usprawiedliwia.
- Dobrze, że to wiesz.- z jego ust uleciało ciche westchnienie.- Nie brzmisz najlepiej. Kiedy ostatnio spałeś?- szybko zmienił temat, a ja zaczynałem żałować decyzji o wykonaniu telefonu do George'a.
- Wczoraj, przez godzinę.- odpowiedziałem cicho.
- A jadłeś lub piłeś?
- Ostatnio jadłem pięć dni temu, a piłem dziś.- odpowiedziałem obojętnie.
- Cholera Nick. Jutro wracam i od razu do ciebie idę, nawet nie próbuj protestować. Nie możesz tak.- Podrzymałem telefon barkiem i wstałem z łóżka w celu odnalezienia papierosów. Po omacku wyszukałem kilka na biurku, nawet nie miały opakowania. Włożyłem jednego pomiędzy wargi i zgarnąłem zapalniczkę w celu odpalenia go. Zaciągnąłem się dymem. Starszy musiał to usłyszeć, ponieważ znów się odezwał.
- Nie pal.
Wyjąłem używkę z ust i powiedziałem:
- Ale mogę.
- Nie zachowuj się jak dzieciak. Coś się stało kiedy mnie nie było? Jeżeli tak, to proszę, powiedz mi.
Po tych słowach poczułem dziwne kłucie w okolicach serca. Miałem wrażenie, że jeżeli powiem mu co się stało, chłopak się załamie.
-Przespałem się z nim.- wyrzuciłem szybko, kiedy usłyszałem, że chłopak wziął wdech żeby coś powiedzieć. Za długo milczałem. Uważałem, na to, by w wypowiedzianym zdaniu nie było zbędnych emocji. Zapanowała zupełna cisza, nawet nie podniosłem papierosa do ust, żeby czasem jej nie zakłócić. Bałem się, że jeżeli wydam z siebie jakikolwiek dźwięk, George wybuchnie.
-Ale... Co?- w jego głosie mogłem usłyszeć zaskoczenie, zaniepokojenie i... Zazdrość? Może, nie wiem.
-
CZYTASZ
ℋℯ𝒶𝓉𝒽ℯ𝓇|Dreamnap|
Fanfiction,,- Zakochałeś się. - Błagam obyś się mylił.,, Książka trochę na podstawie piosenki ,,Heather,, Conan'a Gray'a. |Hanahaki AU |kinda angst |Mogą wystąpić przekleństwa |Zmienione informacje o bohaterach