Wstałem po wschodzie słońca. Ubrałem się schowałem mały sztylet i poszedłem na śniadanie. Nie zdziwiłem się widząc mojego ukochanego ojca. Wiedzialem jak sie zachowywac w takiej sytuacji. Specjalnie potknalem sie specjalnie przy przedostatnim stopniu. Upadłem i przez minutę leżałem, by przyzwyczaić się do bólu. Stoik prychnął pod nosem nawet nie racząc mnie spojrzeniem. Wstałem z lekkim jekiem. Usiadlem przy stole.
-Co robiłeś po nocy na plaży?
Zaczyna sie.
-Oddychałem- uśmiechnąłem się niewinnie do wodza wyspy. Wódz spojrzał na mnie nienawistnym wzrokiem.
-Oddychaj gdzie indziej-warknął- Co robles na plaży po nocy.- gdy nie odpowiedziałem, tylko patrzyłem na niego ''przestraszonym spojrzeniem'' wiedział bardzo dobrze ze nic sie nie dowie, ale nie mógł mnie teraz uderzyć, przyjeżdżały dzisiaj inne plemiona, miałem się zająć dziećmi wodzów. Westchnal.
- Zejdź mi z oczu-mówiąc to spojrzał na mnie jak na swojego najgorszego wroga. Nie chciałem awantury z człowiekiem który jest nazwany moim OJCEM.
Podszedłem do kuchni i wziąłem kromkę, która szybko posmarowalem jaczym masłem. Wziąłem dwa gryzy i resztę wyrzuciłem do kosza. Widząc to wszystko potwór w ludzkiej skórze, prychnął. Zignorowałem to wszystko i wyszedłem tylnymi drzwiami.
Poszedlem w strone lasu.
-Chxlera- przypomniałem sobie że miałem iść do Pyskacza, pomóc mu w kuźni.
Postanowilem pojsc okrężna droga.
-Cześć Pyskacz- usmiechnalem sie mimochodem
-Cześć młody, słyszałem o wycieczce nocnej.
Westchnąłem wiedzialem ze wszyscy sie dowiedza. Ale miałem też nikłe nadzieje ze Pyskacz się nie dowie.
-Co mam do roboty?- mówiąc to wskazałem na kuźnię.
Puskacz zamyslil sie chwile.
-Piec miechy, dwa hełmy. Wyostrzyć topor. Naszyjniki zaręczynowe. I tyle. Masz po tem wolne.
-Kto bierze ślub? - spytałem się szczerze zdziwiony.
-Chodzą plotki że Hoffersonowie zaaranżowali małżeństwo. Plemiona ktore tutaj przyjadą wodzowie będą zaaranżowali im małżeństwa.
-Co? - spytałem głupio- Przecież Astrid ma dopiero 14 lat- Pyskacz wzruszył ramionami.
-Do roboty
Zajalem sie najpierw hełmami. Zajello mi to pol godziny. Naosstrzylem topory. Miecze bez dodatków z niczym wiedzialem ze po tygodniu bedzie trzeba zrobic kolejne bo te nie beda sie nadawac. Na samym końcu zająłem się naszyjnikami. Jeden z szmaragdem inny z brylantem a jeszcze trzeci z sebra. No co, nie znam ich upodaban.
Zajęło mi to cztery godziny. Ale bylem zadowolony, z swojej pracy.
Skończyłem i poszedłem prosto do lasu. Wiedziałem że teraz Banda Smarka spędza czas na plaży.
Krucze Urwisko
Wchodzilem właśnie na Krucze Urwisko.
-Cześć- powiedziałem do stworzenia ktore sobie leżało sobie koło jeziorka.
Chwila, Chwila. To stworzenie to Smok. Smok!
A no tak to Szczerbatek dalej nie mogę się do tego przyzwyczaić. Zaprzyjaznilem sie z smokiem. Fajnie co?
Tyle że dalej mam czasem odruch schowania się przed Szczerbolem.
Pobawilem sie z nim, poszedłem z tym gadem na pole z smocza mietka. Polatalismy itd.
Przypomniałem sobie że dzisiaj plemiona przybędą.
-Muszę wrócić Szczerbol.- Obdarzyłem czarna kreaturę smutnym spojrzeniem. Szczerbatek ryknął smutno. Ale nie zatrzyal mnie wiedzial ze musz wrocic zeby nie bylo podejrzen dwa dni z rzędu wracania po północy. Szczerbatek wiedział że wikingowie to zauważa i bede mial problemy.
Port
Stalem kolo wodza wyspy z kamienna twarza nie chciałem tu być. Chciałem dalej latać z Szczerbatkiem. Ale wiedziałem że jako syn wodza muszę być obecny. Lodzie już przybiły do brzegu. Z łodzi wychodzą wodzowie i ich dzieci, z którymi spędzę najbliższy czas...