Stokrotka
~ Lojalność ~
Przyjechali chwilę przed rozpoczęciem regat. Wkroczyli do naszego namiotu jak rodzina królewska — z dumnie podniesionymi brodami. Po raz pierwszy wtedy udało mi się zobaczyć na własne oczy duke'a Bedford. Wyglądał na młodszego, niż mogłoby się spodziewać, po ojcu dorosłych dzieci. Na twarzy odznaczały się jedynie zmarszczki wokół oczu, a na głowie rosło jeszcze dość sporo włosów, lekko tylko przyprószonych siwizną.
Razem wyglądali jak z obrazka — eleganccy, w modnych, białych, bawełnianych kostiumach, ale też nienadmiernie wystrojeni. Jak wszyscy starali się ubrać adekwatnie do okazji i do panujących wtedy upałów.
— Jak miło panią w końcu widzieć! — Duchessa przywitała się z Ciotką. Przez ostatnie dwa tygodnie nie mogły znaleźć dla siebie czasu. Gdy tylko Ciotka przestała się mną opiekować, to jej przyjaciółka podupadła na zdrowiu i kolejnym możliwym spotkaniem, miały być regaty. Bałam się, że Ciotka nigdy nie wybaczy mi tych bezczynnych dwóch tygodni, zwłaszcza że to właśnie wtedy odbył się wernisaż w Royal Academy of Arts. Jednak chyba żadne wydarzenie towarzyskie, nawet tak huczne, nie było dla niej ekwiwalentem bukietu od znamienitej partii, jaką był markiz Tavistock. I to jeszcze z liścikiem!
— Panno Russel — powiedziałam, pochylając głowę. Dopiero po chwili zauważyłam, że to nie jej brat, a earl Arundel prowadzi ją pod ramię. Również z nim wymieniłam przywitanie.
— Panno Gordon-Lennox. — Skłonił się delikatnie. — Niestety rodzice zaniemogli — wytłumaczył się Ciotce.
— Proszę im przekazać życzenia dobrego zdrowia. — Kobieta raczej nie wydawała się zaniepokojona ich stanem. Mimo tej informacji była pogodna — dwóch tak porządnych kawalerów na jednym, prywatnym spotkaniu to więcej niż mogla sobie wyobrazić. — Cieszę się, że chociaż pan postanowił się zjawić. Proszę pamiętać, jest u nas pan zawsze mile widziany. — Ciotka odpytywała jeszcze o stan zdrowia duchessy Norfolk, co kompletnie mnie już nie interesowało.
— Panno Isadoro? — Usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos. Odetchnęłam cicho i obróciłam się na pięcie w stronę Yves'a.
— Markizie — przywitałam się. Kilka sekund zajęło mi, aby wpaść na to, co powiedzieć dalej. — Muszę panu podziękować za piękne kwiaty. — Starałam się nabrać odwagi i w końcu spojrzeć mu w oczy, czego z wielu różnych przyczyn się niesamowicie bałam. Musiałam się zrobić cała czerwona.
— Cieszę się, że się pannie spodobały — Pochylił głowę przykrytą słomianym kapeluszem, patrząc na perski dywan, jeden z wielu, którymi została pokryta cala powierzchnia pod namiotem. — Bardzo dobry dzień, jak na regaty. — Wskazał na rzekę, gdzie na wzburzonej powierzchni załamywały się promienie słoneczne, tworząc czysto impresjonistyczny efekt.
— Tak... Chociaż trochę upalny. — Stwierdziłam, kryjąc się w cieniu namiotu. Wnętrze wyglądało niczym salon wyciągnięty z jednej z londyńskich posiadłości — na dywanach stały zestawy wypoczynkowe, otomany i krzesła, a na środku bufet, od którego bił zapach piętrzącego się na nim jedzenia, przede wszystkim słodyczy. Skierowałam się do stojących przy nim Dianne i nieodstępującego je na krok earla Arundel.
— Właśnie o panu rozmawialiśmy. — Uśmiechnął się rezolutnie młody mężczyzna. Yves'a wyraźnie nie bawiło towarzystwo earla, w przeciwieństwie do mnie i Dianne, którym umilał spędzony na wszelkich spotkaniach towarzyskich czas. Nie mogłam również zapomnieć, że za jego pogodną postawą szła również troska o otaczających go ludzi. Mimo to Yves za wszelką cenę chciał unikać Norfolka, a jeżeli musiał już z nim obcować, ignorował go o tyle, o ile pozwalały dobre maniery. — Chcieliśmy zarówno pana, markizie, jak i pannę Gordon-Lennox zaprosić na spacer wzdłuż rzeki, aby lepiej móc obserwować zawody.
CZYTASZ
Angielski Ogród
Historical Fiction„Gdy dostrzegł we mnie angielski ogród, w tym bałaganie - połączeniu nieidealnej, odrobinę długiej twarzy, wielkich brązowych oczu i różowych policzków, na odrobinę za żółtej cerze - dostrzegł piękno, wiedział, że za tym pozornym bałaganem kryje się...