Rozdział 15

24 2 0
                                    

Kwiat głogu

Nadzieja

Zarówno Ojciec, jak i Ciotka nie mogli uwierzyć, gdy Philip opowiadał im o tym, co się stało. Dopiero gdy minął pierwszy szok, po moich policzkach spływały łzy i żadne słowa pociechy, czy ciepła dłoń Ciotki głaszcząca mnie po karku nie mogły ich przegonić.

Nie wróciliśmy już do loży – zarówno moi opiekunowie, jak i duchessa i duke Norfolk byli zbyt rozgoryczeni tym, co się stało, a moja rozpacz stawała się coraz większa. Jedynie Philip miał nieodgadnioną twarz. Na pierwszy rzut oka wydawał się zatroskany, lecz zmarszczone brwi i zaciśnięte dłonie mówiły co innego. Był wściekły, chociaż za wszelką cenę chciał to ukryć.

Żal i strach mieszające się pod moją skórą nie pozwoliły mi spać. Krążyłam wciąż wokół wydarzeń tamtego sezonu i nie mogłam uwierzyć jaką porażką on był. Zdążyłam się zaręczyć z kimś, kogo nie znałam, bo wszyscy i wszystko zdawało się mówić, że będziemy idealną parą.

Mimo melancholii, w jaką wpadłam, zdawało mi się, że widzę wszystko jaśniej niż wcześniej. Yves był małym człowiekiem – samolubnym i narcystycznym, któremu nie zależało na niczym innym, poza jego pasjami i jego zainteresowaniami. To on miał wyjść na wszystkim korzystnie.

Nieodgadnione jednak były dla mnie wszystkie momenty, kiedy wydawał się zmieszany – kiedy nie dokańczał zdań, które zaczął, gdy wahał się i ważył każde wypowiedziane słowo i nie spoglądał mi w twarz. Nadal się czerwieniłam na myśl o momentach, gdy wydawał się pokazywać całą swoją osobą, że być może jest mną zauroczony, a może nawet zdążył mnie już pokochać.

Jednak tamtej nocy nie był to już rumieniec panieńskiego zawstydzenia, lecz złości, jaką czułam. Jak mogłam być tak głupia i naiwna. Dać się złapać jak mucha w pajęczą sieć.

W końcu i sen przyszedł, jednak byłam niespokojna i nawet najcichszy krok, czy skrzypnięcie drzwi wybudzało mnie. Gdy tylko służba zaczęła krzątać się na dobre, nie mogłam nawet dalej leżeć. Powinnam odpoczywać, ale nie mogłam. Zanim zorientowałam się, co robię, już stałam na nogach i starałam się uprzątnąć przedmioty wokół mnie.

Okazało się, że bycie panną w czasie sezonu, jest powodem pojawienia się wielu nic nieznaczących przedmiotów, zaśmiecających jedynie przestrzeń, w której żyłam. Wydawało mi się, że rękawiczki leżały wszędzie – jedne jeszcze z opery, dwie pary do jazdy i przynajmniej pół tuzina codziennych letnich. Kolejne do wyeliminowania były wszelkiego rodzaju karnety z balów, zaproszenia i bilety wizytowe.

No i kwiaty. Przez mój pobyt w Woburn i już po nim nadal leżały na parapecie. Starannie odkręciłam drewniane wieko i odsłoniłam arkusz papieru, który je zabezpieczał. Były blade i rachityczne. Jeden nieuważny ruch mógł zniszczyć idealnie zachowane, lecz delikatne płatki. Zdumiewające w jak podobne stanie byłam.

Delikatnie drżącymi dłońmi wyciągałam jeden po drugim. Na widok niektórych przenosiłam się w lepsze czasu i miejsca – przypominały mi o kolejnych partnerach, którzy na balach porywali mnie do tańca i następnego dnia przesyłali bukiety, czasem z krótkimi, ale jakże dobrze robiącymi na sercu notatkami. Jednak i ta czynność wkrótce przyniosła gorycz bolesnych pytań. Jak inne byłyby moje losy, gdybym dała się któremuś z nich oczarować?

Może już teraz nosiłabym piękniejszy pierścionek i radośnie planowała ślub, nie czując się w żaden sposób oszukaną, czy przymuszaną. Może było to naiwne, ale w tamtej chwili naprawdę wierzyłam, że Yves był tym jednym złym wyborem i pech chciał, że to właśnie na niego trafiłam, a reszta kawalerów była przykładem wszelkich cnót.

Angielski OgródOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz