Adopcja

12 0 0
                                    

Czas mijał bardzo szybko, zdążyłam się już bardzo przyzwyczaić do nowego domu i do ludzkiej rodziny. Miałam już kilka swoich zabawek, zgryzłam cały kalendarz Adwentowy, a nawet obgryzłam całą nogę ze stołu. Zdążyłam też polubić to zimne białe coś na dworze w co się zapadałam, okazało się, że to jest śnieg i fajnie się w tym nurkuje. Jednak kolejnego dnia moje życie miało się znowu zmienić o 180 stopni, miałam stracić swoją nową rodzinę tak samo jak straciłam tą psią. Od samego rana wszyscy zachowywali się jakoś inaczej, nie zwracali już na mnie takiej uwagi jak jeszcze dzień wcześniej. Wszyscy byli jacyś smutni, jakby stało się coś strasznego. Gdy już udało mi się kogoś zachęcić do zabawy ze mną, bawiąc się powtarzali mi: „I co tu z tobą zrobić”, „Jutro się pożegnamy”, „Musimy Cię już oddać”. Nie wiedziałam o co chodzi. Wydawało mi się, że już znalazłam swój dom, ale jednak miałam tu być tylko do czasu, aż nie znajdę tego prawdziwego domu. Okazało się ,że właśnie tego dnia rano Pani dostała telefon, że znalazła się rodzina, która może mnie zaadoptować, oczywiście jeśli moja tymczasowa rodzina nie zdecyduje się mnie zatrzymać. Zuzia i Karolina powtarzały, aby mnie zostawić, ale Pani wtedy mówiła: „Umawialiśmy się, że weźmiemy ją na te kilka dni i jak tylko znajdzie się chętny do adopcji to ją oddamy”. Pan, który z początku był przeciwny temu, aby mnie wziąć teraz sam rozważał czy mnie nie zatrzymać. Zbliżał się wieczór i pomału kończył się czas na podjęcie decyzji. Ludzie gdzieś pojechali, a ja zostałam z dziadkami, którzy także byli za tym aby mnie nie oddawać. Wrócili dosyć późno, ale wtedy podjęli decyzję, że… ZOSTANĘ. Nie potrafili mnie już oddać po tych 5 dniach spędzonych ze mną.

Szczenięce lata MorenyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz