Psie Przedszkole

3 0 0
                                    

Miałam już prawie pół roku i Zuzia stwierdziła, że powinnam iść do psiego przedszkola, żeby nauczyć się czegoś nowego, a przy okazji zapoznać się z rówieśnikami. Nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu, ale brzmiało fajnie. Zostałam zapisana do najmłodszej grupy, czyli specjalnej dla szczeniaków. Jak zwykle już na pierwsze zajęcia musiałyśmy się spóźnić. Przyszłyśmy po rozpoczęciu, gdy brama była już zamknięta. Na szczęście treserka nas zauważyła i nas wpuściła. Od razu po przekroczeniu bramy stwierdziłam, że to chyba najlepsze miejsce w jakim w życiu byłam. Był tam tor przeszkód, dużo miejsca do biegania i co najważniejsze cała ferajna szczeniaków z którymi musiałam się koniecznie zapoznać. Trwał akurat czas wolny przed rozpoczęciem lekcji. Wszystkie szczeniaki sobie spacerowały, albo uczyły się nowych sztuczek na torze przeszkód, wtedy zostałam odpięta ze smyczy. Zachwycona tym miejscem zaczęłam gonić. Pierwszy raz w życiu znalazłam się w miejscu gdzie było tyle psów, więc oczywiste, że musiałam się z wszystkimi pobawić. Moja zabawa polegała na tym, że ja gonię, a reszta ma przede mną uciekać. Na wybiegu zapanował jeden wielki chaos, wszyscy zdziwieni, nie wiedzący co się dzieje właściciele psów trochę się mnie przerazili. Biegałam jak torpeda goniąc całe stado. Niespodziewająca się takiego zachowania treserka, która początkowo mówiła, żeby odpiąć mnie ze smyczy, stwierdziła, żeby może lepiej jednak mnie zapiąć, przynajmniej do czasu, aż przyzwyczaję się do psiego towarzystwa i przestanę je gonić. Byłam bardzo zła na panią, że zapina mnie wtedy, gdy ja dopiero się rozkręcam. Uznałam, że to bardzo niesprawiedliwe, że gdy inne psy sobie biegają ja muszę siedzieć na smyczy koło nogi i obraziłam się na cały świat. Rozpoczęła się lekcja i foch zdążył mi już minąć. Wszyscy właściciele z psami ustawili się w koło, tematem tej lekcji była nauka słuchania właściciela nie zwracając uwagi na rozpraszające bodźce dookoła. Idealnie trafili robiąc tą lekcję, akurat gdy ja przyszłam na zajęcia, bo byłam idealnym rozpraszającym psy bodźcem. Gdy podczas ćwiczenia wszystkie psy ładnie siedziały wpatrzone w swoich właścicieli słuchając ich, że mają siedzieć i zostać na miejscu, trenerka powiedziała, żeby teraz mnie odpiąć, bo inaczej nie będę potrafiła wykonać tego ćwiczenia. Mimo tego, że pani z Zuzią ciągle powtarzały, że mam zrobić siad i zostać, kiedy zostałam odpięta nie miałam czasu siedzieć, bo przecież musiałam dokończyć gonić psy. Znowu wystartowałam, rozpraszając wszystkie grzecznie wykonujące ćwiczenie szczeniaki i znów zapanował jeden wielki chaos. Zdenerwowana treserka powiedziała, że to niema sensu, bo tylko psuję grupę i, że mam poczekać na smyczy gdzieś z boku, aby nie przeszkadzać w nauce wszystkim grzecznym pieską. Po ćwiczeniach nastał czas na przerwę, wszystkie psy spacerowały sobie bez smyczy, a ja musiałam siedzieć, aby znowu nie siać zamętu. Pod koniec lekcji, kiedy było ostatnie ćwiczenie Pani postanowiła spróbować znowu mnie odpiąć. Tym razem nie wystartowałam za stadem psów, ale to chyba dlatego, że pani odpinając mnie przypadkowo nadepnęła mi na łapę. Ja zaczęłam wyć i na 3 łapach biec do treserki, wyżalić się jaka to jestem biedna, żeby mnie pożałowała. Tym razem może i nie pogoniłam psów, ale znów przerwałam zajęcia moim płaczem i wyolbrzymianiem bólu łapy. Po skończeniu lekcji Psia Nauczycielka powiedziała, że to chyba nie najlepszy pomysł, abym chodziła na psie przedszkole, bo sądząc po moim zachowaniu nie nauczę się tutaj za wiele, tak samo jak inne psy niczego się nie nauczą w moim towarzystwie i zaproponowała lekcje indywidualne. Zdecydowanie bardziej wolałam tradycyjne lekcje z innymi psami, ale pani miała odmienne zdanie i zapisała mnie na te oddzielne zajęcia. Po powrocie do domu musiałam od razu wziąć kąpiel, bo pogoda tego dnia była deszczowa i byłam cała w błocie.

Szczenięce lata MorenyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz