Nowa Koleżanka

4 0 0
                                    

Nowa koleżanka Czas szybko mijał, święta się skończyły, a wszyscy znów wrócili do swoich obowiązków. Znów wszystkie dni wyglądałyby tak samo gdyby nie ja. Codziennie przychodziły mi do głowy inne pomysły. Pewnego dnia zostałam sama w domu dziadków, gdy oni pojechali odwieźć Zuzię i Karolinę do szkoły, a pani z panem byli w pracy. Nudziło mi się, a w dodatku jeszcze nie jadłam śniadania. Wiedząc, że dziadkowie trzymają na stole różne smakołyki wdrapałam się na tapczan skąd wskoczyłam na stół i zjadłam prawie całą miskę czekoladowych grzybków. Resztę której już nie zdołałam zjeść pochowałam w przeróżnych zakamarkach domu. Babcia przez kolejne kilka miesięcy znajdowała czekoladowe grzybki ukryte w przeróżnych, dziwnych miejscach. Po powrocie dziadkowie zastali mnie, pustą miskę po grzybkach leżącą na podłodze, rozwalonego pilota do telewizora i włączony telewizor. Na szczęście od zawsze miałam tę zdolność robienia oczu jak kot ze Shreka, więc dziadkowie nie byli źli, tylko mieli nadzieję że nie będzie mnie brzuch bolał po takiej ilości zjedzonej czekolady, ale kompletnie nic mi się nie działo. Po południu do pani zadzwoniła żona jej kuzyna i oznajmiła, że wpadną dzisiaj do nas z psem, bo musimy się zapoznać póki jesteśmy małe. To był pierwszy raz, kiedy przyszedł do mnie psi gość, bo zawsze przychodzili sami ludzcy. W końcu przyjechali i w drzwiach stanęła… Molly. Była niska, średniej grubości, krótkiej długości, jednym słowem była podobnej wielkości do mnie, a więc od razu uznałam ją za świetną kompankę do zabawy. Wreszcie miałam się z kim pogonić, bo Ciastko-Alik zazwyczaj kiedy się spotykaliśmy, był dość leniwy. Właściciele Molly nie zdążyli się jeszcze nawet rozebrać, a my już kilka razy okrążyłyśmy wszystkie pokoje domu. Tak jak zaczęłyśmy biegać, biegałyśmy tak w kółko po całym domu przez najbliższą godzinę. W międzyczasie zdążyłyśmy strącić kawę ze stołu, pozwijać wszystkie dywany i podeptać wszystkich siedzących na tapczanie ludzi. Kiedy w końcu zaczęłyśmy się męczyć tym całym bieganiem, chociaż nadal nie dawałyśmy wcale tego po sobie poznać, ludzie od Molly stwierdzili, że skoro już się zdążyłyśmy zaprzyjaźnić mogą jechać do domu. Tego wieczoru byłam tak zmęczona, że nawet już nie musiałam iść na spacerek, tylko od razu kiedy Molly opuściła progi naszego domu udałam się do łóżka.

Szczenięce lata MorenyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz