// ROZDZIAŁ 3 //

15 0 0
                                    

W wiosce M'hert panował spokój, jak zwykle bywało to o popołudniowej porze, więc dotarcie Pheva nie wzbudziło specjalnego zainteresowania, co cieszyło go niezmiernie. E'vdal zazwyczaj byli szanowani i rozchwytywani, ale Phev nie bardzo lubił przebywać w tłumie.

Jego mieszkanie znajdowało się w północno—wschodniej części wsi, w otoczeniu kilku innych budynków. Wszystkie wyglądały praktycznie tak samo. Jedyną rzeczą odróżniającą je od innych budynków było małe sklepienie, znajdujące się przy każdym z nich. Umieszczone tam informacje, takie jak numer domu, ułatwiały orientację i znalezienie danego lokalu. Czasami podawano też imię gospodarza lub jego nazwisko.

Otworzył drzwi swojego mieszkania i wszedł do środka. Podążył wąskim korytarzykiem w stronę pokoju. Mętlik w głowie, jaki miał po wyjściu z biblioteki dalej nie dawał mu spokoju. Musiał usiąść. Nie mógł już wytrzymać tej gonitwy myśli i miał wrażenie, jakby neurony urządziły sobie maraton akurat wtedy, gdy niespecjalnie miał ochotę na zaprzątanie sobie głowy milionem spraw. Chciał chwilę odpocząć, oderwać się od rzeczywistości, ale coś zakłóciło mu ten stan.

Rozległo się stukanie do drzwi. Phev na początku pomyślał, że dźwięk ten rozlega się gdzieś z drugiej strony, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że ktoś go odwiedził. Już wstawał, by zobaczyć kogo wiatr przywiał, ale nie zdążył tego zrobić. Jego oczom ukazał się niski mężczyzna w białej koszulce, krótkimi włosami i krótką brodą.

— Witaj Brianie, mój przyjacielu — rzekł Phev po chwili milczenia. Jego rozmówca odchrząknął i uśmiechnął się.
— Gdzie się podziewałeś? Nigdzie nie mogłem Ciebie znaleźć.
— Ach, to długa historia. Może kiedy indziej ci powiem.
— Dobra, nie ważne. Dobrze, że wróciłeś. Ton jego przyjaciela był bardzo dziwny. Phev myślał, że stało się coś poważnego.
"Może coś się wydarzyło?" Ta typowa gadka może ma na celu zmiękczyć i uspokoić go, by z większą łatwością przyjąć do wiadomości straszną prawdę.

— Stało się coś ? Brzmisz jakoś dziwnie. Ten spojrzał się na niego, obadał go wzrokiem. Przewrócił oczami starając się opanować.

— Ryt... Ryt... — zająknął się , nie mogąc wykrztusić słowa. Przełknął ślinę, wyprostował się i spróbował jeszcze raz:

— Rytuał. Dzisiaj. Za kilka minut.

Brian nigdy nie był mistrzem w wyrażaniu tego, o co chodzi. Zawsze mówił niepełnymi zdaniami. Może dlatego, że zazwyczaj przy dłuższych wypowiedziach się jąkał. Nie lubił tej przypadłości, wstydził się jej i nie pokazywał tego na co dzień.

Rytuał zazwyczaj odbywał się co dwa dni, czasami codziennie. Zależało to oczywiście od tego, czy istnieją podejrzenia, że zbliża się gorszy czas. Wtedy trzeba monitorować sprawę na bieżąco. Zazwyczaj była to tylko formalność, dlatego Phev lubił w nim uczestniczyć. Gdy dzieje się coś złego, wtedy jego entuzjazm drastycznie spada.

— Fajnie, zupełnie o tym zapomniałem.

Phev myślał, że odpocznie, a rytuał odbędzie się dopiero następnego dnia. Widocznie jednak stwierdzono, że trzeba zrobić to w tym dniu.

Wrażenia, jakich doznał ostatnio,  stłumiły pamięć o tym, że wypada dziś rytuał.

— Już idę, ogarnę się tylko trochę.
— Mogę zaczekać, pójdziemy razem.

Phev tylko kiwnął głową na zgodę. Skierował się w stronę łazienki – małego pomieszczenia ze zbiornikiem i uchwytem, pełniącego rolę kranu. Znajdował się tam też niski podest, z przymocowaną klapą, do załatwiania potrzeb. W kącie wyłożono płytki, ogrodzone deskami.

Obsydianowa Twierdza [Wolno Pisane] [REMONT]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz