2 miesiące później
Pov. Lux
Najprawopodobniej jutro wojna,bo Noxus jest przy granicach Demacii, a ja do tej pory nie rozmawiałam z Ezraelem. Może jednak tak jest lepiej. Właściwie mój każdy dzień przez pierwsze dwa tygodnie od naszej kłótni wyglądał tak samo. Większośc czasu spędzałam ślepo gapiąc się w sufit, ewentualnie okno lub płacząc w poduszkę. Wychodziłam tylko by zadbać o potrzeby życiowe. Musiałam w końcu coś jeść i pić, żeby żyć. W międzyczasie też dużo odwiedzała mnie Janna. Dziewczyna starała się mi poprawić humor, karząc jeść mi dużo deserów i opowiadając głupie historie. Jednak po tym czasie zebrałam w sobie siłę, jaką jeszcze posiadałam i zaczęłam jako tako normalnie funkcjonować. Wychodziłam nieraz na spacer, czy oglądając krajobraz za oknem słuchałam śpiewu ptaków. Czasem chodziłam też na różne, dodatkowe treningi narzucone z góry w celu lepszego przygotowania się do wojny. Mimo czasu jaki upłynął, miałam wciąż duży żal do Garena, już nie wspominając o Ezraelu. Jednak blondwłosy chłopak ciągle usilnie siedział w mojej głowie. Nieraz wracały do mnie wspomnienia z nim. Na te szczęśliwe nie potrafiłam powstrzymać lekko stłumionej, lecz wciąż silnej wewnętrznej radości. Gdy wracały do mnie te złe, dostawałam od razu doła i często zaczynałam płakać. Dziewczyna starała się mi poprawić humor, karząc jeść mi dużo deserów i opowiadając głupie historie. W tym momencie wygramoliłam się z łóżka oraz trochę się ogarnęłam. Zeszłam do kuchni i zaczęłam szukać sobie czegoś do jedzenia. Po chwili wzięłam sobie owsiankę. Spostrzgałam się, że nie ma nigdzie Garena, ale nie obchodziło mnie, gdzie jest i co robi.
W tym samym czasie
Pov. Garen
Właśnie siedziałem z Katariną między różnymi drzewami na głazach i gadaliśmy, jak może się potoczyć jutrzejsza wojna. Nie wiedzieliśmy, czy zginiemy, czy jednak będziemy żyć. Właściwie można byłoby się wszytskiego spodziewać.
-Pobierzmy się!-w pewnym momencie stanowczo odezwała się dziewczyna.
-Kiedy niby?-sarkastycznie i w miarę oschle spytałem.
-Garen... ty idioto... Teraz, a kiedy niby!? Zaraz wojna... Ty akurat wiesz, że jutro zaatakujemy, tylko pamiętaj, że, jak komuś słówko piśniesz to mój ukochany sztylet od razu ląduje na twoim gardle-mówiła krwistowłosa.
-A jak chcesz niby znaleźć kapłana?- zapytałem trochę kpiąco, czekając lekko rozbawiony na odpowiedź dziewczyny.
-Oj, już kiedyś wspominałam, że nie doceniasz moich możliwości kotku... Spokojnie ja się wszystkim zajmę. A teraz wsiadaj na konia i jedziemy, bo na pustkowiu, gdzie obecnie jesteśmy to nikogo nie będzie- rzekła z chytrym i przebiegłym uśmieszkiem, co raczej nie wróży nic dobrego, lub co najmniej bezpiecznego w tym przypadku dla kapłana. Katarina jeszcze zarzuciła swoje, czerwone włosy do tyłu i szybko wsiadła na konia. Następnie ja wsiadłem na swojego wierzchowca, a po chwili dotrzymywałem kroku pędzącej przede mną dziewczynie.
Jakiś czas później
-A więc wszystkie warunki jasne!? Nikt nie może się o tym dowiedzieć! Jeśli kapłan piśnie komuś choć słówko, lub ktoś się o tym dowie to przysięgam, że kapłana znajdę oraz zabiję osobiście! I uprzedzam będzie bolało- wysyczała Katarina przytrzymując przy gardle starca miecz. Zaś mężczyzna, blady ze starchu jak kreda i skulony w kącie, od dobrych 20 min kiwał twiedząco głową na słowa Katriny. A pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu myślałem, że będę z taką dziewczynę, że to ja będę więcej walczył i zabijał niż ona. Choć patrząc na moją obecną sporo się pomyliłem.
-I nie będę się więcej powtarzać, to było moje ostatnie ostrzeżenie, a teraz przyejdźmy do ceremonii- powiedziała Katarina ze zwycięskim uśmiechem na ustach i odsunęła miecz od gardła mężczyzny.
-Jesteś pewna, że on będzie w stanie to poprowadzić? Przecież on ledwo na nogach stoi. Chyba za mocno mu dałaś w kość- szepnąłem, patrząc na mężczyznę, który cały się trząsł z przerażenia i próbował się choć trochę uspokoić.
-Przesadzasz, mogłam go bardziej przycisnąć i tak się zastanawiam, czy nie za słabo przedstawiałam mu warunki- prychnęła Katarina- Szybciej! Odprawiaj tą ceremonię, my nie mamy za wiele czasu. JUŻ!!!
-Chcesz tego?!-zwróciła się do mnie dziewczyna.
-Już myślałem, że nie zapytasz mnie o zdanie- prychnąłem.
-OSTRZEGAM CIĘ GAREN!-wycedziła przez zaciśnięte zęby Katarina.
-A jak myślisz?-uniosłem jedną brew do góry.
-Dla ciebie byłoby lepiej, żebyś chciał, bo...-dziewczyna mówiła.
-No i się nie mylisz-przerwałem zielonookiej.
-Ja nigdy się nie mylę-powiedziała dumnie dziewczyna, a następnie namiętnie wpiła mi się w usta.
-JUŻ!?-Katarina złapała starca za kołnierz, na co on szybko i drżąco z przerażenia kiwał głową. Następnie puściła mężczyznę, który odprawił szybką oraz sprawną ceremonię, żeby jak najszybciej się nas pozbyć. Zresztą byliśmy zadowleni z tego, bo nam też zależało na czasie. Później starzec wyprowadził nas z budynku, zatrzasnął za sobą drzwi i tyle go widzieliśmy.
-No to jeśli przeżyjemy wojnę będziemy małżeństwem. Choć na wojnie ja sobie dam radę, bardziej martwię się o ciebie- powiedziałem w stronę Katariny, w celu lekkiego podroczenia się z nią.
-Chcesz się przekonać, że sobie dam radę? Bo ja jestem w tej chwili ci to w stanie udowodnić, tylko ostrzegam, że źle się to dla ciebie skończy, nawet gdy jesteś moim mężem nie znaczy, że dam ci fory-prychnęła dziewczyna.
-Ale ja lubię się z tobą droczyć, przecież wiem, że sobie poradzisz- powiedziałem śmiejąc się i patrząc na jej poirytowaną minę.
-Igrasz z ogniem Garen, kiedyś te twoje żarciki naprawdę się dla ciebie źle skończą-rzekła dziewczyna, obdarzając mnie krótkim spojrzeniem.
-Grozisz mi?-spytałem rozbawiony.
-Ja tylko cię ostrzegam- powiedziała krwistowłosa. Następnie wsiedliśmy na konie i ponownie się udaliśmy na nasze pustkowie, chcąc spędzić jeszcze trochę czasu przed wojną i nacieszyć się ,,naszym małżeństwem''.
________________________________________________________________________________Rozdział liczy 869 słów. Z góry przepraszam za błędy.