Tego dnia nie było kolorowo. Wraz z złotowłosym czekaliśmy z śniadaniem na gości.
- Witaj Panie! Dzień dobry książę.
Do sali wkroczył Amir w żółtym kaftanie i białych spodniach. Za jego czerwoną peleryną podążał Phil. Każdy zajął swoje miejsce przy stole i zaczął konsumować posiłek. Metaliczny dźwięk sztućców odbijał się echem o ściany. Ciszę przerwał głos Williama:
- Wybaczcie mi proszę, ale w dzisiejszym dniu nie będę mógł wam towarzyszyć. Obowiązki państwa wzywają. Mam nadzieję, że Liam przygotuje ciekawe atrakcje.
Moje oczy skierowałem najpierw na króla, a potem na siedzące na przeciwko dwa psy. Spędzić z nimi cały dzień?! Jedyną atrakcją, jaka przyszła mi do głowy, to przypięcie im jedwabnej smyczy i wyprowadzenie na spacer. Na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
- Oczywiście. Z chęcią pokażę wam ciekawe miejsca.
- Cieszymy się książę. Słyszałem, że powietrze w okolicznych lasach jest niebywale odświeżające i ma właściwości lecznicze. Czy nie masz nic przeciwko, aby się tam udać?
Mimo, że nie miałem pojęcia jakie dokładnie miejsce miał na myśli, postanowiłem stwarzać pozory i wywrzeć jak najlepsze wrażenie.
- Jak najbardziej. To świetny pomysł.
Na moje nieszczęście William wtrącił swoje trzy grosze.
- Może warto urozmaicić ten wypad konną przejażdżką.
Mały Phil aż podskoczył z radości. Z początku chciałem wyrazić aprobatę, dopóki nie przypomniałem sobie pewniej istotnej sprawy.
- Cóż...
- To doprawdy wspaniały pomysł. Konie z Lux słyną z siły i szybkości. Szkoda by było zaprzepaścić taką okazję!
- To prawda, ale...
Już chciałem zaproponować coś innego, gdy wesoły głos rozpieszczonego bachora przerwał moje zdanie.
- Braciszku, wybierz dla mnie najlepszego wierzchowca! Długo nie jeździłem na koniu.
Złotowłosy wbił gwóźdź do trumny.
- No to postanowione! W razie jakichkolwiek problemów możecie zwrócić się do Liama.
Poczułem nie małą irytację. Głośno westchnąłem, po czym wtrąciłem się między ostatnim słowem Williama, a otwartymi ustami Amira.
- Tyle, że ja nie potrafię jeździć konno.
Przy stole zapanowała cisza. Nikt nie ukrywał swojego zaskoczenia. Wszystkie szeroko otwarte oczy skierowane były na mnie. Moja twarz w wyniku zawstydzenia, oblała się czerwienią. Nigdy, nawet w poprzednim świecie nie miałem okazji jeździć na koniu.
- Nie martw się. Mogę cię tego nauczyć.
Siedmioletni Phil z bananem na ustach podjął próbę pocieszenia. Jednakże efekt był odwrotny. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać. Amir ledwo powstrzymywał się od śmiechu, a William nadal pozostawał w stanie zaskoczenia.
Finalnie okazało się, że jestem totalnym beztalenciem. Bałem się wsiąść na konia, a do tego, co chwilę wylatywałem z siodła. Moja nauka stała w miejscu, więc by nie stracić całego dnia na oglądaniu moich porażek, pojechałem z Amirem na jednym wierzchowcu. Eskortowała nas śmietanka rycerstwa Aurum, a za grupą podążała Gwiazdka. Na obrzeżach stolicy znajdował się niewielki klonowy lasy. Liście drzew miały rubinowy odcień. Niebo było zachmurzone, a lekka mgła spowijała drogę. Widok zapierał dech w piersiach. Las miał swój bajeczny urok. Jedynie śpiew samotnej sikorki i lekki powiew chłodnego wiatru rozbrzmiewał wśród czerwonych koron drzew. Z ukosa spojrzałem na rozbawioną twarz księcia. Zaakceptowałem swoją nieudolność i nawet mnie to trochę rozśmieszyło.
CZYTASZ
Bratnia dusza
Romance-Słyszeliście plotki? Król odnalazł swojego młodszego brata i darzy go sympatią! - Brata? To kos trzymany w złotej klatce przez jastrzębia. Obaj mogą się wzbić, lecz tylko jeden będzie dominować w przestworzach. Władca jest zachłanny! Poczekajcie ty...