Troska ponad miłość

88 9 2
                                    

Kiedy ptaszysko wylądowało, tym razem spadłem z siodła na szczęście prosto w śnieg, co zasekurowało upadek. Marcus i jego znajomi śmieli się w głos ze mnie, a Szef wyciągnął z zaspy.

- Niezłe lądowanie młody.

- Mam nadzieję, że do Lux nie będziemy lecieć tym ptaszyskiem.

Wygrzebałem się i otrzepałem z śniegu. Flar było naprawdę drobne, ale znajdowało tu się relatywnie dużo fabryk. Od produkcji bryczek, po perfumy. Marcus nie mógł nachwalić się zaletami jego rodzinnego miasteczka. Mówił, że lata nie są tu nadzwyczaj upalne, a zimy cieplejsze i faktycznie. Mimo, iż była już noc, to nie miałem wrażenia, że odmarza mi twarz. Nowy znajomy zaprowadził nas do domu jego rodziców, którzy przywitali Thomasa, jak starego przyjaciela. Matka Marcusa była wesołą, grubszą i niższą kobietą, natomiast jego ojciec był chudy i wysoki, co dawało uroczy kontrast.

- Nazywam się Carl, a to moja żona Nathalie.

- Cieszę się, że już jesteście! Chcecie zjeść kolację? - powiedziała kobieta.

- Z miłą chęcią, podróż była bardzo długa. - odpowiedział Thomas.

Marcus zaprowadził nas do salonu, gdzie czekał ciepły posiłek. Byłem głodny jak wilk i ślinka mi ciekła na widok tak wielu, świetnie wyglądających dań. W sumie nawet nie wiedziałem co jadłem, ale było przepyszne!

- To tradycyjne jedzenie z wschodniego Timor. - powiedziała wesoło Nathalie- Jak wam smakuje?

- Jest pyszne! - wyrwałem się jako pierwszy z odpowiedzią, mając jeszcze bułeczkę w buzi.

- Cieszy mnie to chłopcze. To twój synek Thomasie?

- Tak, moja jedyna rodzina. Jestem z niego bardzo dumny.

- Jest stajennym w pałacu, pracuje razem z Anią. - dodał Marcus.

Rodzina od razu rozbudziła się na te słowa, a ja miałem bardzo złe przeczucie, ale to imię gdzieś już słyszałem.

- W pałacu jest bardzo bezpiecznie, nie muszą się państwo martwić o córkę.

- Cieszę się, że moja córcia trafiła do Gladio. Nie wiem, jak mam panu Thomasie dziękować!

- Nie ma potrzeby. Mam od panny Anny pieniądze, które kazała wam przekazać, ale chciałbym wszystkie formalności załatwić jutro. Dziś jest już późno.

- Oczywiście, nie ma najmniejszego problemu. Pokoje już są gotowe.

- Ale się obżarłem! - ziewał Szef. - Chyba pora się zdrzemnąć.

Szef nie pochwalił się swoją kulturą osobistą, ale jak widać panom domu to nie przeszkadzało. Każdy najadł się do syta. Marcus zaprowadził mnie do pokoju, gdzie czekało na mnie miękkie posłanie. Sen przyszedł bardzo szybko, ale śniło mi się coś bardzo niepokojącego. We śnie znajdowałem się w swojej domenie. Niebo i lustrzane podłoże mieniło się tysiącem gwiazd i planet, a wszystko przyozdobione było zorzą, niczym mieniącą się kolorową wstążką. Źródło było nadzwyczajne piękne, kochałem je, bo nie było nudne, jak inne. Zawsze wyglądało inaczej i zastanawiało mnie co warunkuje jego wygląd. Samopoczucie, pora dnia, a może wzrost magii wewnątrz mnie? Chciałbym kiedyś to kontrolować i stworzyć coś naprawdę zapierającego dech w piersiach. Dopiero po chwili podziwiania nocnego nieba zdałem sobie sprawę, że nie jestem tu sam. Był razem ze mną Thomas. Patrzył z zachwytem na zorzę. Pierwszy raz ktoś cieszył się na widok mojej domeny. Nie mogłem ukryć radości. Podbiegłem do staruszka i nieśmiało zapytałem:

- Tobie też się podoba?

Thomas kiwnął głową i potarł moje ramię.

- To najcudowniejsza dusza jaką spotkałem.

Bratnia duszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz