Rozdział 4

392 36 3
                                    

Obudził mnie stłumiony dzwięk budzika. Z trudnościami podniosłam się do pozycji siedzącej na łóżku. Rana na ramieniu cholernie piekła. Chciało mi się pić. Przed oczami miałam rozmazany obraz, więc je przetarłam. Teraz wszystko było widoczne. Spojrzałam na budzik, była 4:30, czego nie mogłam zrozumieć, bo budzik był ustawiony na 2 godziny później od tej.  Rozejrzałam się po pokoju. Na biórku stała butelka wody. Nie chciało mi się wychodzić z kołdry, ale inaczej chyba bym nie wytrzymała. Wstałam. Ukoiłam swoje pragnienie, a butelkę zatargałam ze sobą do łóżka. 

- No Caitlin, przygotuj się do tego dnia dobrze, dzisiaj szkoła, wrócisz zmęczona i zdołowana. - powiedziałam sama do siebie.

Miałam ochotę schować się pod kołdrą i udawać, że mnie nie ma, no ale cóż, trzeba było się ogarnąć. Uszykowałam sobie ubrania. Oczywiście nie mogłam zampomnieć o tym, żeby w pierwszy dzień szkoły mieć na sobie czarną koszulkę z czerwonym napisem "FREAK".

- Ciekawe czy ktoś w ogóle do mnie podejdzie... - pomyślałam - Caitlin, na co Ty liczysz, idiotko.. - zaprzeczyłam sama sobie.

Ruszyłam tyłek z łóżka, zaczynając się ślamazarnie przygotowywać na dosłownie wsztystko, co najgorsze w tym dniu. Byłam gotowa, wciągnęłam tylko buty na nogi, wzięłam plecak, telefon i słuchawki, po czym zeszłam z tym wszystkim na dół, żeby zjeść śniadanie. Lydia i moja mama nadal spały, więc śniadanie tym razem musiałam przygotować ja. Postawiłam na gofry, wydawały mi się być dobrym pomysłem na poranne danie. Coś pysznego umilającego początek beznadziejnego dnia. Jak gofry to i pyszna bita śmietana i polewa plus pyszne owoce! Zaczęłam poszukiwania przysmaków w kuchni. Znalazłam tylko marne cztery truskawki, resztkę bitej śmietany i trochę sosu toffie. Na podróż do sklepu nie było czasu, więc musiałam coś sama wymyślić. Na swojej drodze napotkałam pudełko lodów śmietankowych. No cóż, teraz śniadanie wyglądało jak deser, ale czy ktoś byłby na tyle głupi, żeby protestować, gdy ma pod nosem coś tak pysznego? Na pewno nie ja. Uśmiechnęłam się do siebie. Wreszcie mogłam usiąść i zjeść moje "dzieło". Postanowiłam włożyć słuchawki, które podłączyłam do telefonu i posłuchać jakiejkolwiek piosenki, bo nudziła mnie już ta cisza. Tak więc delektowałam się teraz chwilą z moim śniadanio-deserem. Kiedy skończyłam jeść, postanowiłam sprzątnąć cały bałagan, który do tej pory zrobiłam. Na reszcie Lydia zeszła na dół.

- Cześć siostro!

- Hej! Jak się spało?

- Dobrze, dziękuję. A tobie?

- Też. 

Wymieniłyśmy się uśmiechami.

- A teraz zjedz śniadanie.

- A to nie deser? - zaśmiała się.

- Śniadanio-deser, bo do sklepu długa droga a na zakupy czasu nie miałam.

- Spokojnie.

- Jestem spokojna. - uśmiechnęłam się.

Spojrzałam na telefon, o dziwo było już po 7, w takim razie, autobus szkolny powinien już stać przed domem i czekać na nas.

- Lydia, kończ już śniadanie, autobus niedługo będzie.

Usłyszałyśmy, jak kierowca zatrąbił.

- O wilku mowa! - krzyknęłam, chcąc pogonić moją siostrę.

- No już, już. - powiedziała z pełną buzią. 

Mama weszła do kuchni.

- No dalej dziewczynki, bo się spóźnicie.

- Już idziemy mamo, po prostu Lydia ma mały problem z konsumbcją śniadania.

The Dope ShowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz