Manson' POV
Wstałem tym razem dość wcześnie. Świetnie, teraz będę łaził po pokoju bez celu lub leżał i gapił się w sufit. Postanowiłem popatrzeć trochę przez okno balkonowe. Padał deszcz. Wyszedłem na balkon, żeby nacieszyć się świeżym powietrzem. Miałem dużo czasu na przemyślenie, co dalej. Z resztą, zawsze miałem na to czas, ale ciągle usilnie wmawiałem sobie, że muszę coś robić, bo zaraz mnie szlag trafi, przez co marnowałem czas narzekając, niż poświęcając go na wyciszenie się. Przyjemnie stało się w deszczu. Przez dłuższy czas zastanawiałem się nad tym, kiedy wreszcie możemy wyjść z ukrycia i pokazać się Caitlin. I mimo tego, że nie chciałem tego robić zbyt wcześnie, to coś mi podpowiadało, że dzisiejszy dzień jest odpowiedni. Teraz czekałem, aż chłopacy wstaną, żeby móc przedstawić im mój plan. Długo nie musiałem czekać. Pierwszy wstał Twiggy. Dołączył do mnie. Kiedy przedstawiłem mu mój plan, wydawał się na zniechęconego, ale chyba po prostu do niego to nie dotarło, a przynajmniej nie w tej chwili. Spojrzał w niebo.
- To bardzo dobry pomysł. - powiedział i spojrzał na mnie z uśmiechem.
Oby reszta też miała takie nastawienie do sytuacji. Powoli zaczęli się budzić. Zastanawiałem się, jak oni mogą tyle spać, przecież poza tym praktycznie nic nie robili, ale cóż nie zamierzałem jakoś się w to wgłębiać. Weszliśmy do pokoju.
- A wy co, już nie śpicie? - spytał Pogo, ziewając.
- Jak widać. - odpowiedziałem.
- Widać, widać.
Twiggy się zaśmiał.
- Co Cię tak śmieszy Twiggs? - spytał Madonna.
- Niiic. - odpowiedział.
Wreszcie wszyscy się obudzili.
- Słuchajcie, wpadłem na pomysł, żeby już dzisiaj pokazać się Caitlin..
- Manson, Ty to tak sam wymyśliłeś czy Twiggy Ci pomógł?
- Zabawne Gacy. - spojrzałem na niego jednym z moich groźnych spojrzeń.
- Manson, spokojnie. - powiedział Twiggy.
- Właśnie, wyluzuj. - powiedział Pogo.
Uśmiechnąłem się sztucznie.
- A więc wracając do tego, co powiedziałem wcześniej, chciałem zapytać, kto jest za tym, żeby dokonać tego dzisiaj?
- Panie profesorze.. - zakpił Pogo.
Wszyscy się zaśmiali.
- Ugh. - rzuciłem i wróciłem na balkon.
Siedziałem tu jakieś 2 godziny, aż wreszcie przyszedł Ginger.
- Manson, co Ci dolega?
- Nic.
- Jasne, Ty nigdy się nie wkurwiasz bez powodu, a teraz wielkie halo o to, że skacowany Pogo powiedział coś, żeby nie było za poważnie.
Nic nie odpowiedziałem, po prostu nie miałem ochoty się z nimi użerać.
- Okej, jak chcesz, ja miałem Ci tylko przekazać, że wszyscy są za tym i czekamy tylko na Ciebie. - powiedział i wrócił do pokoju.
Nareszcie się zdecydowali. Ja musiałem jeszcze trochę ochłonąć. Wróciłem do pokoju. Zauważyłem, że Caitlin się budzi, więc zawołałem chłopaków. Twiggy wpieprzył się jej na łóżko i usiadł po turecku w jej nogach. My natomiast stanęliśmy zaraz przy końcu łóżka, za Twiggy'm. Otworzyła oczy, przetarła je i dopiero nas zauważyła. Szarpnęła kołdrę.
- Co do.. Co Ty tu robisz Twiggy?
Skąd ona znała jego ksywkę, przecież się nie znali...
- To są jakieś żarty.. pieprzony sen.
- To nie sen. - powiedziałem.
- No świetnie, jeszcze kolegów przyprowadziłeś...
- Caitlin, spokojnie. - powiedział Twiggy.
- Mam być spokojna? Pięciu chłopaków pojawia się w moim pokoju od tak, kiedy ja jestem praktycznie w samej bluzce?!
- Wiesz, skoro już o tym mowa to masz ładną bluzkę, nie musisz jej zakrywać kołdrą. - powiedział Pogo z uśmiechem na twarzy.
- Zabawne. - powiedziała.
- Słuchaj, nie chcieliśmy Cię zdenerwować.. - zacząłem. - Wiem jak to wygląda, wtargnęliśmy do twojego pokoju, masz prawo być wkurzona..
- No brawo! Polać mu! Zauważył, że ta wizyta mnie nie cieszy.
Starałem się być miły, ale dłużej się nie dało.
- Słuchaj, Ty pusta...
- Uspokój się Manson.. - przerwał mi Zim Zum.
- Okej.. jeśli to nie jest sen to niech mnie ktoś uszczypnie, bo jakoś w to nie wierzę...
Twiggy podjął się tego zadania.
- Ałć.. dobra, jeśli to nie sen, to jak tu weszliście, balkonem?
- Tajemnica. - powiedział Pogo i zaśmiał się.
- Nie wnikam.. - powiedziała. - Możecie się chociaż przedstawić czy coś?..
Spojrzałem na nią groźnym wzrokiem.
- Proooszę..
Chłopacy zaczęli się przedstawiać.
- A Ty? - spojrzała na mnie.
- A to jest Marilyn Manson. - odpowiedział za mnie Twiggy.
- Yhm... Wasze nazwiska są jakoś mi znane.. Kojarzę je z tego programu o seryjnych mordercach.
- Bo stąd je wzięliśmy. - odpowiedziałem bez emocji.
- Chwilka.. czegoś tu nie rozumiem..
- Nie dziwi mnie to. - zakpiłem.
- Ha ha ha śmieszne.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Zaraz to się tu bić zaczniecie. - rzucił Ginger.
- Nie biję kobiet, nawet tych niemądrych.
- Ja też nie, ale będziesz wyjątkiem. - powiedziała z miną jakby miała faktycznie zaraz się na mnie rzucić.
- A tu macie fakt, popierający to, że jej poziom inteligencji jest niski, nie potrafi nawet rozróżnić płci.
- Najpierw trzeba by było mieć po czym rozróżniać. - spojrzała na moje krocze, a później na twarz ze złośliwym uśmiechem.
Przegięła.
- Dosyć! - krzyknął Twiggy.
- Kłócicie się jak jakieś małżeństwo. - dodał Pogo.
- Nigdy w życiu. - powiedziała Caitlin.
Co do tego byliśmy zgodni.
CZYTASZ
The Dope Show
Fanfiction"The Dope Show", czyli historia o dziewczynie, która napotyka na swojej drodze dużo problemów oraz nowych, może trochę dziwnych znajomych... Informacje użyte w tej powieści dotyczące zespołu są zaczerpnięte z biografii "Trudna droga z piekła" oraz i...