Rozdział 9

261 28 2
                                    

Wiem, że długo czekaliście na nowy rozdział i może to zbyt długo, jak na ilość słów, które tutaj są. Niestety muszę przyznać, że z napisaniem tego rozdziału miałam dosyć spore trudności, m.in. brak weny, ale wcześniej także szkoła i inne zjawiska haha. Teraz mamy wakacje (w końcu!), więc mam nadzieję, że poświęcę i znajdę więcej czasu na pisanie. Mam także nadzieję, że ta część się Wam spodoba, żeby nie przedłużać... miłego czytania! xx

Zanim jednak poszłam spać, musiałam sobie wszystko poukładać w głowie. To co się ostatnio zdarzyło przez kilka dni było cholernie niewiarygodne. Jeszcze moje decyzje zaburza a to Manson, a to Twiggy. Sama nie wiem już co robić. Na razie może po prostu pozostańmy przy tym, że są to moi kumple, których na razie pozbyć się nie mogę. Ba nawet nie wiem jak. Wiem tylko, że jakoś mam im pomóc. Cóż, zobaczymy o co chodzi w swoim czasie. Choć to, co powiedział mi Pogo, przechodzi wszystko. To niemożliwe, żeby byli duchami czy czymś tam w tym stylu, takie postacie są tylko w filmach i w bajkach. To tylko wymysły wyobraźni. Chyba, że ja już oszalałam i tak naprawdę oni nie istnieją. Oddając się swoim rozmyśleniom, usnęłam.

Po jakimś czasie poczułam, że ktoś mnie szturcha, była to Lydia.
- Co jest?!
- Jak to co? Poniedziałek. Wstawaj, idziemy do szkoły!
- Coo?!
- Caitlin wstawaj!
- Nigdzie nie idę!
- Wstawaj!
- Nie!
- W takim razie idę obudzić mamę.
- Wyjdź!
- Jak wstaniesz!
- Wyjdź! Za pięć minut będę na dole!
- Jak uważasz, ja Cię siłą z łóżka wyciągać nie będę.
- Nie musisz, sama dam radę.
Lydia wyszła, a ja mimo totalnej niechęci wstałam z łóżka. Jak ja się cieszę, że moja garderoba obejmowała tylko czarne ciuchy. Wzięłam coś z szafy i poszłam się ubrać. Zatargałam ze sobą plecak.
- No na reszcie!
- Spokojnie Lydia.
- Jedz śniadanie, bo zaraz wychodzimy!
- Już jem.
Szybko zrobiłam kanapkę z serem i biegłyśmy na autobus. Niespodziewanie w autobusie siedział też Jake. No pięknie, jeszcze jego mi tutaj brakowało.
- Cześć Caitlin!
- Cześć Jake! - powiedziałam z uśmiechem, usilnie szukając wolnego miejsca, żeby nie usiąść z nim. Niestety, moja kochana siostrzyczka już zajęła miejsce przy sobie, swojej landrynkowej koleżance. No cóż, pozostało mi tylko jedno, a mianowicie wytrzymać z optymistycznym Jakiem...

Po kilku minutach byliśmy już na miejscu.
- To co Ty na to?
- Hm?
- Pytałem co Ty na to, żeby w ten weekend pójść na koncert Ozzy'ego..
- Aaa ymm.. Jasne.
- Mówisz poważnie?
- Tak tak. - przytaknęłam.
W co ja się wpakowałam, nawet nie słuchałam, co on do mnie mówi.

Lekcje mijały dość powolnie, cholernie się dłużyły, a do tego każdy nauczyciel coś ode mnie chciał. Mam właśnie zawalony cały miesiąc, bo nauczyciele zażyczyli sobie testów. Świetnie! Zwłaszcza, że tak mało do wakacji zostało, a upał powoduje brak możliwości pobudzenia szarych komórek do myślenia. Gratuluję pomysłowości. Już nie wiem czy powinnam się cieszyć, że nie jestem sama, czy załamać, że jest w tym też Jake. Może i jest w porządku, ale jego optymzm i chęć przebywania w moim towarzystwie zaczyna mnie przerażać.
Do końca mleczarni w szkole zostało dosłownie 10 minut, które dłużyły się jak godzina.

- A na koniec praca domowa na za tydzień. Napiszecie esej na temat nietolerancji.

Dziękuję pani bardzo, zapewniam, iż mam mało pracy na najbliższe dni i z chęcią napiszę dla pani esej... Damn, dlaczego oni tak nas męczą, mało im sprawdzania wszystkich prac?

W końcu lekcja się zakończyła. Szłam usiąść na ławce, żeby poczekać na autobus, ale Jake oczywiście poszedł za mną.

- Chyba z tym koncertem nam nie wypali.
- Chyba tak.
- Miałem nadzieję, że powiesz coś w stylu: "Nie no co Ty, i tak pójdę na ten koncert choćbym miała zawalić, któryś z testów"
- Nadzieja bywa złudną, a pozory mylą.
- W poetkę się bawisz?
- Nie.
- Ktoś tu chyba nie ma humoru.
- Mam humor, po prostu trafiłeś na moment, gdzie nic mnie nie bawi.
- Czyli jednak nie masz humoru.
- Jake, daruj sobie.

The Dope ShowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz