Rozdział 3

404 40 3
                                    

Kiedy już zamierzałem się choć trochę zdrzemnąć, Caitlin zaczęła krzyczeć. Wszyscy mieli twrardy sen i nikt, dosłownie nikt nie zareagował. Podszedłem do niej, usiadłem na łóżku.

- Hej, spokojnie. - złapałem ją za ramiona, delikatnie, żeby nie nacisnąć na ranę. - to tylko sen, Caitlin.

Nadal nie dawała za wygraną, rzucała się i krzyczała. Objąłem ją i zacząłem szeptać: "Ćśśś, to tylko sen, tylko sen.". Uspokoiła się, przykryłem ją kołdrą, a kiedy chciałem odejść złapała mnie za rękę, naszczęście nadal spała. Nie chciała jej puścić. 

- Świetnie – pomyślałem – a kiedy ja się położę, co Caitlin?...

Próbowała przyciągnąć mnie w swoją stronę.

- Ja pierdole, co Ci się śni, Caitlin? - pomyślałem uśmiechając się.

No cóż, pomyślałem, że spełnię jej sen, o ile to jej się śniło. Zbliżyłem się do niej, odgarnąłem włosy i lekko musnąłem jej usta, było mi tak dobrze. Puściła moją rękę i odwróciła się do mnie plecami, nie wiem czemu, ale było to dla mnie zabawne. Postanowiłem wreszcie położyć się spać.

Caitlin's POV

Znalazłam się w parku, było ciemno, szłam jak zwykle z muzyką na słuchawkach. Znów jakaś postać podążała za mną, przyśpieszyłam kroku. Biegłam, schowałam się za pobliskim drzewem. Kiedy myślałam, że już wszystko w porządku, postać, a raczej ten okropny człowiek już mnie złapał.

- A nie mówiłem, że Cię dopadnę? - zaśmiał się szyderczo.

Zaczęłam krzyczeć, więc przyłożył mi nóż do gardła. Nagle poczułam że coś chwyta mnie za ramiona, cały park i psychol z nożem zniknęli. Pojawiła się rażąca jasność. Ujrzałam ciemną postać, nie było widać twarzy, coś jak cień... to on trzymał mnie za ramiona, zaczęłam krzyczeć, objęło mnie i uspokajało. Faktycznie, poczułam się lepiej. Kiedy chciał odejść, nie mogłam go od tak puścić, chciałam mu podziękować, więc złapałam go za rękę... to chyba był on, tak to musiałbyć on...

- Jak masz na imię? - spytałam, ale nie odpowiedział, tylko przyłożył mi palec do ust, w geście, który miał mnie uciszyć.

Nie pytałam już o nic więcej, przybliżył się do mnie i pocałował, to było nawet miłe uczucie, poczułam coś jak te... hmm... motylki w brzuchu? Po tym wszystko zniknęło, została sama pustka. Na szczęście i nieszczęście to był tylko sen... Obudziłam się.  

- Ech... mógłby teraz być przy mnie ten chłopak ze snu. - pomyślałam i zajęłam się moimi codziennymi czynnościami.

Ogarnęłam się i zeszłam na dół, żeby zrobić śniadanie. Lydia jeszcze spała, a mama już siedziała w swoim gabinecie i pracowała nad książką. Za oknem przygrzwało słońce, a mi zrobiło się zimno, a ramię zaczęło cholernie boleć. Na szczęście w kuchni były jakieś tabletki przeciwbólowe. Zrobiło mi się duszno, więc wyszłam przed dom. Przed oczami ujrzałam czarną plamę, pustkę. Upadłam na ziemię. Nie miałam siły się podnosić, ale po chwili przeszło. Wróciłam do domu, zrobić to cholerne śniadanie. Znów coś mi przerwało w śniadaniu, a tak właściwie ktoś stojący za drzwiami, dobijający się do nich. Kiedy otworzyłam drzwi, nikogo nie było.

- Powtórka z wczoraj? - pomyślałam.

Gdy już chciałam odejść, ktoś znów zapukał.

- Czy Ty sobie ze mnie żartujesz?!

Znów nikogo tam nie było, ale na wycieraczce leżała koperta, była różowa. 

- Albo ktoś jest chory na punkcie różowego, albo obchodzi głupie walentynki w wakacje... - pomyślałam.

The Dope ShowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz