Rozdział trzydziesty ósmy +18

322 13 12
                                    

Gabriel

   Ściągnąłem swoje brwi w dół i wysiadłem  z czarnego Bugatti Noire. Przede mną rozciągał się widok na pieprzony pałac. Biała okazała budowla była w stylu klasycystycznym. Na środku była dwupoziomowa fontanna ze złotymi rybami, które w lato zapewne wypluwały z siebie wodę. Dookoła ścieżki brukowej rosły fantazyjnie przycięte bukszpany, które układały się w przeróżne postacie. W jednej z nich dojrzałem psa.

Unosząc głowę do góry, widziałem złote kopuły, które wystawały znad obłoków mgły. Podejrzewałem, że w słońcu się błyszczały. Skinąłem głową do ochroniarzy stojących przed podwójnymi drzwiami ze złotą ramą. Już mi się niedobrze robiło od tych ozdóbek złotych, a co zastanę w środku? Nie chciałem tego na trzeźwo przyjąć. 

Wsunąłem dłoń w kieszeń spodni i wyjąłem papierosa i zaciągnąłem się porządnie.
Spojrzałem na zegarek i przekląłem. 

Czy on myśli, że wygrałem czas na loterii?
Ledwo to pomyślałem, zauważyłem go. Stał w drzwiach wejściowych, skinął do mnie głową i wymówił bezgłośnie. „Załatwione „Spojrzał od niechcenia w bok, przeczesał blond włosy i wyszedł na zewnątrz. Odbiłem się od auta, zakasłałem kilka razy, a potem przydeptałem papierosa butem i ruszyłem w jego stronę.

Posłaliśmy sobie poważne spojrzenia, wymieniliśmy szybki uścisk dłoni, między palce, przekazał mi pendrive'a z hasłem. Pochwyciłem go, zamykając dłoń w pięść i jednocześnie przekazując mu kluczyki od mojego auta, robiąc to w niedbały sposób.

–Wyglądam ci na parkingowego? –spytał zarozumiale.

–A nie jesteś jego chłopcem na posyłki? –odpowiedziałem pytaniem na pytanie. 

Zacisnął usta, wytykając palec w moją stronę, otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zauważył moje spojrzenie i zrozumiał.

–Ah, ci sportowcy, w dybie się wam poprzewracało od tego dobrobytu. Ale, odstawię pana samochód. Cały i zdrowy. –uśmiechnął się sztucznie.

Posłałem mu chłodne spojrzenie, zachowując pozory i wyminąłem go.

Wszedłem na salę, gdzie trwało w najlepsze jej przyjęcie urodzinowe. Przejąłem od kelnera z tacy kieliszek szampana, stając gdzieś z boku. Pochwyciłem jej spojrzenie. 

Wszystkiego Najlepszego – wymówiłem bezgłośnie i uniosłem do góry kieliszek szampana w toaście wraz z innymi. Przystawiłem szkło do ust, wypiłem wszystko do samego dna, za jej szczęście. Oblizałem swoje usta, robiąc to w wymowny sposób i puściłem jej przy tym oczko.

Nawet z tej odległości zauważyłem jej rumieniec, który nieudolnie starała się ukryć. Obserwowałem ją uważnie, widziałem, jak obeszła stół i szła na parkiet. Jak urzeczony wpatrywałem się w jej idealnie zsynchronizowane ruchy i lekkość w tańcu. Światła przesuwały się po jej ciele odzianym w  pobudzającą wyobraźnię sukienkę. Zakrywała to, co powinna i jednocześnie dawała mi przestrzeń do grzesznych myśli.

Byłem tylko facetem, a ona była...

Szukałem odpowiedniego określenia, gdy nagle spostrzegłem się, że moje nogi zaprowadziły mnie do niej. Zupełnie bezwiednie, bez myślenia żadną półkulą.

A kiedy wreszcie znalazłem się przy niej, przejechałem dłonią po jej nagim ramieniu. Stała odwrócona do mnie tyłem, poczułem jak ścieżka dreszczy przeszła przez jej skórę w reakcji na mój dotyk.

 –Powinienem się obrazić, że nie dostałem zaproszenia. –mruknąłem.

–A od kiego go potrzebujesz, gdziekolwiek? –Uniosłem kącik ust do góry.

O jeden krok za daleko. Vendetta #1 +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz