Rozdział dwudziesty dziewiąty

587 36 128
                                    

Olivia

Stuk sztućców stykających się z płaskim talerzem, odgłosy przelewania malinowego soku były jedynymi dźwiękami w trakcie rodzinnego obiadu. To była nasza tradycja, odkąd pamiętam. Każdy posiłek był konsumowany w rodzinnym gronie i nawet jeśli ojciec miał jakieś zebranie w firmie zawsze przyjeżdżał do domu,aby wspólnie zasiąść przy stole. Była to tez okazja do prowadzenia rozmów, zadawania pytań. Albo sprawdzenie czy wszystko idzie po jego myśli.

- Słyszałem, że twój wczorajszy wieczór był dosyć ciekawy... Może podzielisz się szczegółami z nami, Olivio?

Wiedział. Oczywiście, że wiedział.

-Myślę, że już je znasz. -odparłam, czując jak kawałek pieczonej jagnięciny staje mi w gardle. Mimo to przełknęłam, popiłam sokiem malinowym i dopowiedziałam patrząc się prosto w oczy rodziciela. - Reinald zabrał mnie na walki w podziemiach.

Mama zamrugała i od razu spojrzała się na ojca.

Ten jednak kiwnął głową, składając dłonie w koszyczek.

-Kulminacyjny moment przerwało wtargnięcie policji. Benjamin na bieżąco mnie informował. Zawiadomił też komisarza policji o rozprowadzaniu narkotyków w magazynie. Walki to była tylko przykrywka przygotowana pod dealerkę. Zawodnicy wykorzystywali każda okazję. Wiemy, że walki nie sprawiedliwe, bo w swym organizmie mieli substancje psychoaktywne. No, ale tym już się zajmie policja. Niech działa i robi swoje.

- Ktoś z zewnątrz musiał ich powiadomić, bo skąd by o tym wiedzieli? -zadałam oczywiste pytanie, starając się wybadać co wie.

Ojciec uśmiechnął się i zakasał rękawy swojej białej koszuli.

- Oczywiście. Wiesz, dlaczego Reinald pojawił się na tych walkach?

Ta cześć mnie nie interesowała, jak sobie przypomniałam, co musiałam zrobić to...

- Jego dawny przyjaciel zrobił mu kiedyś świństwo, zdawałoby się, że o tym zapomniał, ale Reinald po prostu szukał okazji, aby się zemścić.

I oto się nadarzyła.

Fałszywe wspieranie byłego przyjaciela tylko po to, by wystawić go na minę. Bo łatwiej atakować, kiedy druga osoba się tego nie spodziewa.

Reinald raczej nie był mściwym człowiekiem bez powodu, nasze relacje były chłodne i głównie polegały na wzajemnym mówieniu tego, co drugą osobę zaboli w taki sposób, aby udowodnić, że się jest górą. Raz on zaczynał, raz ja. Jego ojciec robił interesy z moim, oboje jeździli na giełdy, znali się od tak dawna. Ubzdurali sobie, że połączenie nas przyniesie profity, da potrzebny rozgłos, a ludzie będą obdarzali firmę większym zaufaniem

Same dobre opinie w końcu przyciągały klientów. Jak pszczoły do nektaru.

Ociągałam się z jedzeniem, bo ojciec miał dzisiaj pojawić się na wystawie połączonej z charytatywną aukcją. Nie interesowałam się czego ona dotyczy. I tak chciałam mieć już dawno za sobą. Dojadłam surówkę z kiszonej kapusty i właśnie miałam zabrać się do nabierania mięsa na widelec, gdy usłyszałam chrząknięcie ojca.

Patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem, obszedł stół i potrząsnął klapa granatowej marynarki.

-Nie możemy się spóźnić, Olivio. Dokończysz posiłek później.

Zacisnęłam usta, kiedy zaledwie po tych słowach nasza gosposia Amarantha zbierała naczynia ze stołu. Resztki niedojedzonego przeze mnie jedzenia wylądowały w koszu.

-Odgrzewane już nie będzie takie dobre. -wytłumaczyła się.

Ojciec nie skomentował tego, jakby było mu to obojętne. Mama za to posłała mi lekki uśmiech.

O jeden krok za daleko. Vendetta #1 +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz