tym razem to ja
uciekałem.biegłem szybciej
niż kiedykolwiek
wcześniej. nie oglądałem
się wstecz. bałem się czegoś.
(dlaczego się bałem? czego się
bałem?) ignorowałem każdy
szmer, krzyk, szept
dookoła. udawałem,
że byłem w kompletnej
ciszy. ale w rzeczywistości
panował chaos, a ja nie
wiedziałem, jak nad
tym zapanować.nie wiedziałem
dlaczego uciekałem.
nie wiedziałem od
kogo uciekałem.
na pewno (?) nie od ciebie.
na pewno nie od rodziców.
na pewno nie od stada.
od kogo?zamieniliśmy się rolami.
tym razem to ja grałem
przestraszonego jelenia
a ty większego drapieżnika.
może nigdy nie
przestaliśmy grać. może
zawsze byłeś predatorem.biegłem coraz szybciej.
nie usłyszałem
bicia drugiego serca.
serca. nie poczułem
delikatnego zapachu wanilii.
za bardzo znajome, za
bardzo odległe.poczułem ból.
znowu. znowu. znowu.
zaczynałem mieć wrażenie,
że ostatnio tylko to czułem.
nie powinienem tego czuć.
widziałem krew, dużo krwi,
za dużo krwi i twój uśmiech.
nie był szczery ani radosny.
kpiłeś ze mnie jak ze wszystkich.
pozwoliłem ci.w tamtym momencie
wyrwałeś moje serce z
klatki piersiowej. pozwoliłem ci.
nie chciałem się bronić.
nie umiałem.obudziłem się z wrzaskiem
i bolącym gardłem.
nie potrafiłem przestać
krzyczeć. czułem się, jakbym
wstał z koszmaru, aby obudzić
się w kolejnym ciągle trwającym.nie wiedziałem, co robiłeś
w moim pokoju tamtej nocy
i czemu powtarzałeś w kółko
słowa "to tylko sen, liam. to nie
było prawdziwe.". uwierzyłem
ci, bo inaczej nie mógłbym
spokojnie zasnąć.pozwoliłem ci zostać.