Słone łzy

366 46 7
                                    

-Możemy porozmawiać...? - zapytał cicho. Kageyama odwrócił się w jego stronę i spojrzał na niego niepewnie.
-A musimy? - odparł oschle.
-Nie, ale-
-Świetnie, w takim razie zostaw mnie w spokoju - przerwał mu i wyrwał rękę z uścisku, po czym udał się po schodach na górę. Oikawa nie chciał dać za wygraną i poszedł za nim.
Kiedy weszli razem do pokoju, Tobio starał się go ignorować, jednak niespecjalnie mu to wychodziło. Zmęczony cichymi westchnieniami Oikawy i jego błagającym wzrokiem, przez cały czas w nim utkwionym, spojrzał na niego gniewnie i powiedział:
-Czego ty właściwie ode mnie chcesz, Oikawa-san? - zapytał, wyciągając z szafy piżamę, składającą się z niebieskiej koszulki i szarych dresów. Oikawa popatrzył na niego wyraźnie zaskoczony (nie spodziewał się, że Kageyama jednak się do niego odezwie).
-Tobio-chan, ja chcę tylko przeprosić... wiem, że to co zrobiłem, co powiedziałem... zraniło cię i naprawdę tego żałuję - wymamrotał smutno. Tobio westchnął ciężko i spojrzał na ubrania, które trzymał w rękach.
-Dobra, przeprosiny przyjęte - odparł dla świętego spokoju i już chciał iść do łazienki, kiedy silna ręka oplotła go w pasie, tym samym zatrzymując go - co robisz...? - wymamrotał niepewnie.
-Tobio-chaaan - jęknął Oikawa rozpaczliwym głosem - wciąż mi nie wybaczyłeś, mam rację?
Kageyama westchnął cicho na to pytanie i spuścił głowę, w milczeniu wpatrując się w podłogę.
-Tobio-chan, ja wiem, że cię skrzywdziłem i cholernie tego żałuję, ale proszę, wybacz mi - dodał, ostatnie słowa wypowiadając półszeptem.
-Przestań - odparł stanowczo po chwili - ile zamierzasz to ciągnąć? Jak długo zamierzasz mydlić mi oczy? Nie jestem taki głupi jak ci się wydaje. Mam dosyć twoich kłamstw, twojego udawania, tych wszystkich przeprosin i próśb. Zawsze wiedziałem, że lubisz zabawiać się ludzkimi uczuciami, ale nie wiedziałem, że do takiego stopnia. Aż tak mnie nienawidzisz? Aż tak mnie nienawidzisz, żeby robić coś takiego?! - wykrzyczał, a po jego policzkach spłynęły słone łzy. Nie wyrywał się jednak. Stał spokojnie, opleciony silnymi a zarazem delikatnymi rękami starszego chłopaka i cicho pociągał nosem, ocierając łzy z policzków.
Oikawa natomiast, stał jak zamurowany. Nie wiedział co powiedzieć, jak się zachować. Był zdezorientowany. W jego głowie przewijało się kilka myśli naraz, przez co jeszcze bardziej czuł się zagubiony. Po części rozumiał, dlaczego Kageyama miał o nim takie mniemanie. Kiedyś rzeczywiście go nienawidził, jednak ten wyjazd całkowicie zmienił jego uczucia względem czarnowłosego. Dużo ze sobą rozmawiali, opowiadali o sobie, dzięki czemu Oikawa miał szansę poznać go z całkiem innej strony. To nie był ten sam przerażający i władczy Kageyama, którego pamiętał, tylko całkiem inny - życzliwy i bardzo wrażliwy. Te wszystkie cechy, jakie Tobio postanowił mu pokazać, sprawiły, że Oikawa poczuł te od dawna niedoświadczone uczucie, jakim była miłość. Zakochał się w Kageyamie. Zakochał się bez pamięci i fakt, że przez jeden błąd mógł stracić czarnowłosego, wręcz łamał mu serce. Nie chciał pozwolić na to, aby Tobio go opuścił, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że nie może go do niczego zmusić. Wiedział, że pomimo wszystko będzie musiał pogodzić się z decyzją chłopaka, ale dopóki miał jeszcze jakieś szanse, postanowił walczyć. Nie liczył na to, że mu się uda, po prostu chciał spróbować, póki tlił się w nim jeszcze choć płomyk nadziei.
-To nie prawda... - wyszeptał, chowając twarz w zagłębieniu szyi chłopaka. Zacisnął powieki, starając się nie dopuścić, aby jakakolwiek łza opuściła należyte jej miejsce. I choć bardzo w tamtej chwili chciał się rozpłakać, wiedział, że nie mógł - nie prawda - powtórzył już trochę głośniej, jakby w obawie, że Tobio go nie usłyszał. Pomimo jego starań, czarnowłosy wciąż mu nie odpowiadał, tylko stał w bezruchu i pozwalał swoim łzom spływać po policzkach. Były to łzy już od bardzo dawna trzymane pod powiekami, za wszelką cenę duszone w środku, aby żadna z nich nie wypłynęła. Tylko czasami, chłopak pozwalał wyjść niektórym z nich na powierzchnię. Nie lubił płakać, naprawdę nie lubił. Uważał łzy za oznakę słabości, za coś wręcz nieprzyzwoitego. Płakał jedynie wtedy, kiedy rzeczywiście miał taką potrzebę, a zdarzało się to bardzo rzadko.
Teraz jednak płakał. Tak cicho, a zarazem głośno. Jego ciche szlochanie odbijało się od białych ścian pokoju i było przez nie jak gdyby pochłaniane. Te ściany, ten pokój, były jego jedynym sojusznikiem. To one zawsze słuchały jego smutnych westchnień i widziały słone łzy kapiące na podłogę. I choć były jedynie rzeczą martwą, nie będącą w stanie odpowiedzieć czy w jakikolwiek sposób pocieszyć, to Kageyamie w zupełności wystarczyło. Spokojny przyjaciel, który nic nie mówi, ale uważnie słucha...
Uspokoił się wreszcie i wziął głęboki wdech, po czym wyszeptał:
-Przepraszam, ale... to koniec. Drugi raz się na to nie nabiorę...


Notatka autora:
Tiaa, no to się porobiło...
Co teraz zrobi Oikawa? Któż to wie.
Będzie o niego walczył czy sobie odpuści? Możecie obstawiać ;)
Aha, a propos figurki to - spokojnie, pojawi się, nie zapomniałam o niej. Po prostu na razie nie wpasowała mi się w rozdziały, ale pojawi się za niedługo w przeznaczonym dla niej czasie.
Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział i do następnego!

 Mam nadzieję, że podobał wam się ten rozdział i do następnego!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Christmas tree lights/ OikageOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz