☆17☆

836 29 7
                                    

"𝑰 𝒅𝒆𝒇𝒊𝒏𝒊𝒕𝒆𝒍𝒚 𝒄𝒂𝒏'𝒕 𝒄𝒐𝒐𝒌"
Sᴄᴏᴘᴇ ➪ Pᴏsᴛ Eɴᴅɢᴀᴍᴇ


– Po raz setny powtarzam, że to jest bardzo zły pomysł.

Scott załamał ręce. Miał spędzić popołudnie na przygotowywaniu wraz z Hope niespodzianki urodzinowej dla Cassie, a zamiast tego przekonywał się coraz bardziej, że dyskusje z kobietami nie mają sensu. Zwłaszcza, jeśli mówimy o Hope van Dyne.

– Daj spokój, będzie zabawnie! A Cassie będzie miała niespodziankę, ucieszy się. 

Scott pokręcił głową tak mocno, że coś boleśnie strzyknęło mu w szyi. Przez głowę przemknęła mu myśl, czy to już przypadkiem nie starość.

– Hope, ja naprawdę nie umiem gotować. Chcesz spalić kuchnię? Czy cały dom od razu?

Kobieta przewróciła oczami. Zdawała sobie sprawę, że Scott jest dość niezdarny, ale bez przesady! Jest bohaterem, bierze udział w niebezpiecznych misjach. Chyba potrafi zachować dość ostrożności, aby nie zdemolować domu podczas przygotowywania kolacji...

– Daj spokój, nie panikuj. To tylko gotowanie, to nic w porównaniu z podróżami przez wymiar kwantowy. Poza tym wspólnymi siłami damy radę, to nie może być takie trudne.

– Jeszcze wspomnisz moje słowa – zagroził Lang, ale Hope tylko się zaśmiała. Chwilę później oboje mieli już na sobie urocze fartuszki – van Dyne przyniosła swój własny, czerwony w czarne kropki (Scott nie mógł powstrzymać się od komentarza, że w tym wydaniu bardziej przypomina biedronkę niż osę), a Lang musiał się zadowolić różowym – niechcianą pamiątką ze Słodkiej Dziurki.

Początki były całkiem obiecujące. Udało im się nie potłuc żadnych naczyń ani nie skaleczyć się nożem, a Scott nawet na chwilę przestał marudzić. Później szło już tylko gorzej... 

Zaczęli od pieczenia tortu. Przepis nie wydawał się specjalnie skomplikowany, ale już na samym początku pojawiły się komplikacje.

– Dobra, sprawdźmy czy mamy wszystkie składniki – zarządziła Hope – Jest mąka, masło, mleko, cukier, proszek do pieczenia... Gdzie kakao?

Zdezorientowana mina Scotta wystarczyła za odpowiedź.

– Scott... Powiedz mi, jak mamy upiec tort czekoladowy bez kakao?

– Nie unoś się, już lecę do sklepu – odpowiedział Lang, wiedząc, że lepiej nie wdawać się w dyskusję. Jak powiedział, tak natychmiast zrobił i przez ten pośpiech dopiero w połowie drogi zorientował się, że wciąż ma na sobie różowy fartuszek...

Znalezienie kakao zajęło mu zdecydowanie więcej czasu, niż się spodziewał, a gdy już dotarł do kasy, uświadomił sobie, że nie wziął ze sobą pieniędzy... Popędził z powrotem do domu, chwycił portfel i wybiegł na ulicę, nie odpowiadając nawet na narzekania Hope. Po kilku minutach w końcu wrócił z kakao mając nadzieję, że więcej problemów już nie będzie. Nie mógł się bardziej mylić...

Trudno wyobrazić sobie wspólne przygotowywanie posiłku bez bitwy. Również dwójki superbohaterów nie ominęła taka atrakcja. Wystarczyło, że Scott zaczął śmiać się z Hope, która pobrudziła sobie twarz mąką, a rozpętała się wojna i już po chwili cała kuchnia była biała.

– To chyba nie tak miało wyglądać... – stwierdził Lang, a Hope pokiwała głową.

– Musimy się streszczać... Zostało dość mało czasu.

Rzeczywiście zaczęli się spieszyć. Skupili się na zadaniu, które szło im podejrzanie dobrze. Na tyle, że Scott zaczął się zastanawiać, kiedy wszystko się zepsuje... Jednak, ku jego wielkiemu zdziwieniu, przez długi czas tak się nie stało. Gdy Hope bezpiecznie włożyła ciasto do piekarnika, na jej twarzy pojawił się zwycięski uśmiech.

– Widzisz? Mówiłam, że jakoś to będzie. Połowa prawie za nami, teraz jeszcze spaghetti na kolację.

W tym momencie zadzwonił telefon Hope. Odebrała i wyraz jej twarzy stopniowo zmienił się z zadowolonego na zaniepokojony.

– Dobrze, mamo. Zaraz będę.

Po tych słowach Lang wiedział, że zaraz stanie się coś złego. Hope wyjaśniła, że musi na chwilę jechać do domu i pomóc rodzicom w przeanalizowaniu nowego, ważnego odkrycia w badaniach nad wymiarem kwantowym.

– Wrócę na kolację, o nic się nie martw i zrób spaghetti – poleciła, dając Scottowi całusa w policzek i zmierzając do drzwi.

– Hope, powtarzam jeszcze raz, że zdecydowanie nie umiem gotować!

W odpowiedzi usłyszał tylko entuzjastyczne "dasz sobie radę!". Pokręcił głową i westchnął z rezygnacją, a potem niechętnie zabrał się za przygotowywanie kolacji.

Mieszał właśnie sos do spaghetti, kiedy z pokoju zadzwonił jego telefon. Obiecał sobie, że weźmie go i wróci do kuchni, ale kto pamiętałby o czymś tak przyziemnym jak kolacja, słysząc w słuchawce podekscytowanego Luisa...

– Scott, już myślałem, że nie odbierzesz! Co tak długo? Z resztą nieważne. Zajmę tylko minutkę. Słuchaj, pamiętasz tego mojego kuzyna z Meksyku? Chodzi o to, że znajoma siostry jego żony...

W ten sposób minęło dużo więcej czasu, niż minuta. Gdy Luis nareszcie zakończył swój monolog i rozłączył się, Scott poczuł specyficzny, nieprzyjemny zapach. Przez chwilę zastanawiał się, co to może być, a gdy już to zrozumiał, zerwał się biegiem do kuchni. Właściwie nie zdziwił go fakt, że sos spalił się na tyle, że nie dałoby się go uratować.

– Pięknie... – westchnął, zabierając się natychmiast za sprzątanie – Spaghetti nie będzie.

Po chwili resztki sosu były już prawie posprzątane a kuchnia wywietrzona, ale okropny zapach wcale nie zniknął, a nawet się nasilił. Dopiero wtedy Scott uświadomił sobie, że kompletnie dał plamę...

– Tort! – krzyknął sam do siebie, rzucając się w stronę piekarnika, jednak tylko bez sensu opatrzył sobie dłoń. To, co wyjął w żaden sposób nie przypomniało ciasta, które planował zjeść wieczorem z Cassie i Hope. Westchnął zrezygnowany, a potem w złości uderzył pięścią w blat kuchenny tak mocno, że przez chwilę był pewien, że złamał rękę.

Kiedy Hope wróciła zastała Langa siedzącego w kuchni z głową opartą na lewej ręce, która nie ucierpiała przez próby gotowania. Po bałaganie, zapachu i stanie swojego chłopaka natychmiast domyśliła się, co się stało.

– Scottie... – zaczęła, ale Lang jej przerwał.

– Mówiłem, że nie umiem gotować? Mówiłem. Ale nie, pani Osa musi postawić na swoim. Mało nie spaliłem kuchni... A jakbym spalił? To co?

Kobieta zaśmiała się w odpowiedzi.

– Ale nie spaliłeś, więc jest w porządku. Przynajmniej spędziliśmy razem czas, posypałeś mnie mąką z góry na dół... Nie ma tego złego.

– Nie ma też kolacji urodzinowej dla Cassie – dodał Scott. Przez chwilę popatrzyli na siebie z Hope, a potem
Lang znów się odezwał.

– To co, pizza?

Van Dyne skinęła głową.

– Możesz zamówić, a ja skoczę po jakieś babeczki. Cassie powinna wrócić za pół godziny, może zdążę.

Rzeczywiście zdążyła. Gdy Cassie wróciła od przyjaciółki, zastała w domu miłą niespodziankę w postaci pizzy na stole oraz Scotta i Hope czekających z prezentem. Po kolacji wspólnie oglądali filmy do późnej nocy zajadając babeczki. Cassie wydawała się naprawdę zadowolona, a pozostałej dwójce to wystarczyło. Mimo wszystko postanowili jednak zachować w tajemnicy fakt, że Langa naprawdę nie należy zostawiać samego w kuchni.

I still believe in heroes (Marvel One-Shots)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz