9. Żółta bluza.

539 59 199
                                    


Po kwadransie bezsensownego włóczenia się między ludźmi, Alec był już przekonany, że doskonale trafił.

Impreza w wykonaniu... takim była najlepszym miejscem, by przekonać się ostatecznie, że jest się całkowicie zdrowym.

Alec nie sięgnął po alkohol, lecz nie potrzebował go, by szybko poczuć się lepiej. Fałszywie lepiej. W głębi duszy wciąż czuł niepokój, który starał się za wszelką cenę ignorować. Odkąd tylko zjawił się na imprezie, ŻADEN chłopak nie zwrócił na siebie jego uwagi. Alec był z tego faktu niezmiernie zadowolony. Cholerna choroba być może wreszcie go opuściła i prawdopodobnie ma jeszcze szansę na normalność. I w dodatku udało mu się, całkiem przypadkiem, szybko wkręcić w grono osób podrzucających między sobą piłkę do siatkówki. Robili to z pełną amatorszczyzną, wyśmienicie się przy tym bawiąc. Alec nie wiedział, jakim cudem zaczął grać razem z nimi, ani tym bardziej rozmawiać z jakąś blondynką będącą jednym z graczy. Miło się z nią rozmawiało. Naturalnie. I ta naturalność tak bardzo była potrzebna Alecowi, że na moment pozwolił sobie na odetchnięcie z ulgą. W prawdzie nie dostrzegał jawnych podrywów, do jakich dopuszczała się jego rozmówczyni, ale kto by się tym przejmował? Ważne, że to było normalne. Nie wszystko było stracone.

Alec naprawdę miał szansę na normalność.

– Alexandrze!

Diabli wzięli jego szanse.

– Magnus! – zawołał ktoś, dostrzegając zbliżającego się do nich gospodarza.

Bane pojawił się za Aleciem, nim ten zdążył się odwrócić. I, co gorsza, zawiesił się na jego ramieniu, opierając się połowicznie o Lightwooda. Alec momentalnie poczuł, że oblewa się rumieńcami.

Co się z nim działo?!

Przecież wcześniej tak nie reagował!

Magnus wielokrotnie naprzykrzał się jemu i jego rodzeństwu. Głównie w szkole, ale nie tylko. I Alec... mógł normalnie z nim rozmawiać. Normalnie oddychać w jego obecności. Co się zmieniło?

Ach, tak...

Pocałunek...

Alec zdążył już wyprzeć z pamięci tamto nieszczęsne wspomnienie. Niestety, ono samo wracało, a wraz z nim Magnus Bane we własnej osobie. Oraz... Coś jeszcze. Dużo gorszego.

Chęć powtórki.

– Cz-cześć – wydukał niewyraźnie Alec. Nie potrafił się nawet wyplątać spod ramion Magnusa. Całkowicie go sparaliżowało. Mógł tylko uparcie patrzeć w bok, bo wiedział, że jeśli spojrzy na Magnusa...

Ale zaraz! Czego się obawiał? Nic go z Magnusem nie łączyło. Tylko jedno wspomnienie, o którym sam Bane pewnie nawet nie pamięta, albo też nie miało ono dlań żadnego znaczenia...

Alec ostrożnie odwrócił głowę i spojrzał na Magnusa. Widział tylko jego profil, bo Bane rozmawiał z kimś innym. Korzystając z nadarzającej się okazji, dał sobie dokładnie osiem sekund na przyjrzenie się jego twarzy. Osiem wydawało się bezpieczną liczbą. Nie za krótko, by nikt nie pomyślał, że odwraca się od niego zawstydzony. Ale też i nie za długo, żeby nikt nie pomyślał, że się na niego gapi.

Pierwsza sekunda. Magnus ma zwyczajną twarz o azjatyckich rysach.

Druga sekunda. Tego wieczoru pozwolił sobie na wyjątkowo mocny i wyjątkowo błyszczący makijaż.

Trzecia sekunda. Kocie oczy nie są wcale tak niesamowite, jak się wcześniej Alecowi wydawało.

Czwarta sekunda. Z profilu widać, że Bane ma lekko zakrzywiony nos.

Jak zostać gejem. Poradnik nowicjusza.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz