- Dobra, wszystko wygląda dobrze. Dajcie mi chwilę, tylko przygotuję wypis - na to jedno zdanie czekałam całe dwa tygodnie!Po piekielnych czternastu dniach w końcu mogę wrócić do swojego domu, własnego łóżka, szkoły i normalnego życia. Podczas czasu spędzonego w szpitalu codziennie ktoś mnie odwiedzał, zazwyczaj to była Dove i Asher. Dzięki moim namową dwójka zazwyczaj nierobów, tym razem przyłożyła się i specjalnie dla mnie robili notatki na lekcjach. Co więcej, nie były to zwykłe notatki, ale takie, które bez problemu można przeczytać i się z nich pouczyć. Muszę zapamiętać ten moment, bo wiem, że on już nigdy się nie powtórzy. Przynajmniej do momentu, w którym znów wyląduje w szpitalu, ale nie mam w planach powrotu do tego wariatkowa.-
Gdy w swoje ręce dostałam magiczną karteczkę, dzięki której mogę wyjść ze szpitala, spakowałam się w mgnieniu oka. Zignorowałam ból, który towarzyszył mi podczas każdego najdrobniejszego ruchu. Szczęście z powrotu do domu rekompensowało mi tą drobną niedogodność. Po niecałej godzinie auto mojego taty zaparkowało pod budynkiem. Wysiadając z samochodu nie obyło by się bez komentarzy mojej mamy na temat nie przemęczania się i uważania na siebie przy każdym ruchu. Szanowny Jack Brook, burmistrz miasta i prezes oraz dziedzic wielkiej firmy skakał przy mnie jakbym co najmniej miała raka i umierała. Zaniósł wszystkie moje rzeczy, pomógł mi się do wlec do drzwi sypialni i zaoferował, że zamówi mi pizzę na kolacje. Ojciec roku! Zanim jednak postanowił mnie zostawić, wziął moją twarz w swoje duże dłonie i popatrzył na mnie z troską.
- Tak się cieszę kochanie, że nic ci nie jest. Wiem, że nie mówię ci tego zbyt często, ale ty, Noah i wasza mama jesteście dla mnie wszystkim, nie przeżyłbym gdyby coś wam się stało. - powiedział z ogromem miłości i troski w głosie, po czym złożył na moim czole krótki pocałunek. Nie odpowiedziałam, po prostu wtuliłam się w niego. Jestem pewna, że gdyby nie musiała pomóc mamie, rozpłakałabym się jak małe dziecko. Na szczęście w porę się opanowałam.
Stanęłam przed jasnymi, drewnianymi drzwiami, wzięłam dwa głębokie oddechy i nacisnęłam klamkę używając przy tym znacznie więcej siły niż zazwyczaj. Drewniana płyta otworzyła się, a ja w końcu weszłam do swojego ukochanego pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, wszystko wyglądało tak jak zostawiłam dwa tygodnie temu, a nawet lepiej. Po rozmowie z Dove w szpitalu, dowiedziałam się, że przywiozła wszystkie moje rzeczy z mieszkania Huntera i je rozpakowała.
Hunter
Jedno imię. Jedna osoba. Para zielonych, przeszywających oczu. Tyle problemów.
Od momentu mojego wybudzenia w szpitalu, myślałam tylko o jednym.
Co z Hunterem?
Od Kaia wyciągnęłam tylko tyle, że jest w śpiączce i żyje. Mimo zapewnienia mnie przez przyjaciela wciąż miałam obawy, że wcale nie jest tak kolorowo, a brunet jest w znacznie gorszym stanie. Lekarze nie chcieli mi nic powiedzieć, a rodzice kazali mi się tym nie martwić. Podobnie jak Kai mówili, że jest w porządku. Ulga, którą odczułam, gdy zobaczyłam te śliczne oczka w sali szpitalnej, nie do opisania.
***
- Ty żyjesz... - mimowolnie do oczu cisnęły mi się łzy, łzy szczęścia.
- Słuchajcie dajmy im chwile - Liv wkroczyła do akcji, za co byłam jej wdzięczna. Nie minęło nawet pięć minut, a w pomieszczeniu zostałam tylko ja i on.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz mała - nigdy nie przyznam się do tego na głos, ale trochę za nim tęskniłam.
- Czyli mój misterny plan unicestwienia cię poszedł w dupe - chłopak lekko się zaśmiał na te słowa, po czym podszedł bliżej i usiadł na krześle.
CZYTASZ
Heaven Or Hell
Teen FictionPIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII SOUL Pozornie idealne życie, bogaci i wpływowi rodzice, dwójka najlepszych przyjaciół i chłopak, który skoczy za ciebie w ogień. Jak bardzo to wszystko jest przekłamane? W cholerę. Lavender Brook pozornie miała wszystko czego...