Moje życie jest naprawdę okropne i nie sprawiedliwe, właśnie Dylan O'Brian miał mi się oświadczyć gdy mój budzik zniszczył tak piękny sen. Niestety był poniedziałek co równa się szkoła, czyli miejsce do którego za cholerę nie chce iść. Po mojej ostatniej akcji w poniedziałek jeszcze bardziej znielubiłam ten dzień tygodnia i cały system edukacji. Od jebanego tygodnia nikt nie rozmawia o niczym innym, tego chuja nie było, a tamta szmata nie pokazywała mi się na oczy. I bardzo dobrze. Była czwarta rano, zanim ktoś uzna, że zwariowałam to już tłumaczę, a mianowicie tydzień temu Asher zaprosił mnie na swój trening boksu, żebym się odstresowała i po uderzała w worek. Myślałam, że to totalna głupota, ale jednak mi się spodobało. Od tygodnia chodzę minimum dwa razy dziennie na siłownie i hale sportową, gdzie są treningi. Ostro się w to wkręciłam, więc postanowiłam, że dzisiaj rano jeszcze przed szkołą pojadę sobie ulżyć, na samą myśl o tym budynku przechodzą mnie ciarki. Wstałam z łóżka, przebrałam się z piżamy w szare dresy ze ściągaczami w kostkach, sportowy top, a na to założyłam za dużą lawendową bluzę, którą dostałam od Noah. Włosy spięłam w kucyka, chwyciłam swoją torbę sportową i zeszłam na dół, z lodówki zabrałam zimną butelkę wody i założyłam jakieś czarne adidasy. Po cichu wyszłam z domu zamykając go na klucz. Wsiadłam do samochodu rzucając swoje rzeczy na miejsce pasażera. Hala otwiera się o piątej rano, a jest dopiero wpół do, no cóż poczekam chwilę. Do miejsca docelowego miałam mniej więcej dwadzieścia minut. Dojechałam na miejsce nawet szybciej niż planowałam, napisałam do swojego trenera, którym okazał się być Kai. Gdy pierwszy raz przyszłam z Asherem spotkaliśmy się przypadkiem, a jak stwierdziłam że chce się zapisać na boks to zaoferował, że zostanie moim trenerem. Cieszę się z tego, bo jest nie dużo starszy i zna się na rzeczy, a poza tym ma zajebiste poczucie humoru.
DO: Maszyna do zabijania
Czekam na ciebie księżniczko!
OD: Maszyna do zabijania
Będę za siedem minut wasza wysokość :*
Tak wyglądały nasze rozmowy praktycznie cały czas. Za siedem minut przyjedzie Kai i w końcu będę mogła się porządnie wyżyć, ale coś czuję, że przyjadę tu też po szkole. W czasie gdy czekałam na chłopaka, zdążyłam napisać dziesięć wiadomości do Dove żeby ją obudzić, ale chyba nic to nie dało, bo nie dostałam żadnej odpowiedzi zwrotnej. Przez okno zauważyłam, że na parking podjeżdża czarne Audi należące do chłopaka, a z niego wysiada niska blondynka i Kai. Okej. Zdziwiłam się trochę, że Liv przyjechała z nim, ale w sumie to ją lubię, więc dla mnie to bez większej różnicy.
- Hej! ty tutaj? - przytuliłam dziewczynę na przywitanie.
- Cześć kochana, też się nie spodziewałam, ale chciałam trochę poćwiczyć. Wiesz tyłek nie wyrobi się sam - mówiąc ostatnie zdanie mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Ma świętą rację! Mimo tego, że niezbyt narzekam na swoją dupę to przyznam, że mogłaby być lepsza.
- Już masz idealną kochanie - powiedział Kai całując dziewczynę w szyję.
***
Było zaraz przed siódmą, co oznaczało, że muszę się zbierać, żeby nie spóźnić się do szkoły. Pożegnałam się z zakochaną parką i poszłam do szatni. Z torby wyciągnęłam biały stanik, ręcznik oraz żel pod prysznic i udałam się do wspólnych prysznicy. Po niecałych dziesięciu minutach byłam już umyta i przebrana, od razu wskoczyłam do samochodu i pojechałam do domu. Wparowałam do środka i szybko pobiegłam do swojego pokoju. Nie miałam czasu na jakieś specjalne szykowanie się, więc ubrałam czarne rurki z wysokim stanem, biały crop top, który odkrywał mi kawałek brzucha i skurzaną kurtkę. Włosy rozpuściłam i rozczesałam, na makijaż nie miałam już zbytnio czasu,, więc wytuszowałam rzęsy i nałożyłam bezbarwny błyszczyk na usta. Sportową torbę zostawiłam w samochodzie, w zamian chwyciłam swoją torebkę z książkami i zeszytami. Zbiegłam po schodach, założyłam swoje botki i ruszyłam do samochodu. Po dziesięciu minutach stałam już na parkingu tej nieszczęsnej szkoły. Do lekcji zostało mi jakieś piętnaście minut, już ze spokojem poszłam do swojej szafki. Oczywiście nie obyłoby się bez szeptów za plecami, chyba zaczęłam się do tego przyzwyczajać. Pchnęłam duże, dwuskrzydłowe, szklane drzwi i niemal od razu chciałam się porzygać. Moim oczom ukazał się świat serduszek, kwiatów i cupidynów. No tak, przecież dzisiaj są walentynki. I twoja nie doszła rocznica z Cameronem. Rzuciła moja podświadomość, którą zignorowałam, bo naprawdę nie chciałam o nim myśleć, zadanie ułatwiało mi to, że wątpię iż się dzisiaj pojawi. Oby się nie pojawił. Podeszłam do szafki, przy której stała już Dove tak jak zresztą praktycznie codziennie przez trzy lata. Przyjaciółka uważała, że nie powinnam tak często chodzić na treningi, cóż być może jest prawdą, bo od tygodnia codziennie mam zakwasy, ale to mi pomagało i to bardzo. Przytuliłam się z dziewczyną na powitanie i zaczęłam wykręcać kod do swojej szafki. Byłam w trakcie pakowania odpowiednich rzeczy do torebki gdy nagle czyjeś ramiona oplotły mnie wokół talii, wyczułam spokojny zapach lasu, który załagodził moje nerwy spowodowane tym feralnym dniem.
CZYTASZ
Heaven Or Hell
Ficção AdolescentePIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII SOUL Pozornie idealne życie, bogaci i wpływowi rodzice, dwójka najlepszych przyjaciół i chłopak, który skoczy za ciebie w ogień. Jak bardzo to wszystko jest przekłamane? W cholerę. Lavender Brook pozornie miała wszystko czego...