R𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟝

4.5K 281 133
                                    

Pov Jun

Po co on tu przyszedł? Niech idzie się zająć swoją narzeczoną a mi niech da spokój.

Zapytłem:

-Odpowiesz czy nie? Jeżeli nie to idę spakować swoje rzeczy i wracam do domu.

Powiedziawszy to, wstałem gdy, poczułem jak starszy, łapie mnie za nadgarstek i ciągnie przez co usiadłem na jego kolana. Położył swoje dłonie na moich biodrach. Popatrzyłem na niego z tym cholernym uśmiechem na mojej twarzy.

Powiedział:

-Czemu się uśmiechasz w takiej sytuacji? Bawi cię to? Tak samo jak wychodziłeś z pokoju to też się uśmiechałeś.

Odpowiedziałem:

-To nie moja wina, że się uśmiecham. Jak się stresuję to zawsze tak mam, przez co już nie raz tworzyły się w ten sposób nieporozumienia.

Widziałem zdziwienie na jego twarzy przez co zluźnił chwyt i udało mi się wyswobodzić. Stałem naprzeciw niego.

Powiedziałem:

- Jeśli naprawdę nie masz mi nic do powiedzenia a masz zamiar się do mnie dobierać to podziękuje.

Odpowiedział natychmiastowo, kręcąc przecząco głową:

-Mam, chcę wszystko wyjaśnić. Daj mi 5 minut jeżeli to cię nie przekona to nie będę cię już zatrzymywał.

Usiadłem naprzeciw niego i powiedziałem:

-Wierzę, że wyrobisz się z wypowiedzią w 3 minuty.

Ten słysząc to zaczął mówić:

-Tak jak mówiłem przedtem, to moi rodzice zorganizowali te zaręczyny. Nie chciałem tego, a że rodzice Ashli i moi się znają, postanowili  nas połączyć. Umówiłem się z nimi, że jeśli do 24 roku życia uda mi się znaleźć przeznaczonego to nie będę musiał jej poślubić. Dlatego zacząłem jeździć po kraju mając nadzieje, że moja bratnia dusza akurat się tu znajduje. Został mi tydzień do moich urodzin, a ja traciłem nadzieję, że cię odnajdę, twoje miasto było ostatnim miejscem w kraju, w którym nie byłem. Ale na szczęście byłeś w nim.

-A dobierać się będę do ciebie za tydzień podczas mojej rui.

Ostatnie zdanie powiedział szeptem lecz i tak to słyszałem przez co spiorunowałem go wzrokiem a on tylko, podniósł ręce w geście obrony.

Czyli tak wygląda jego sytuacja.

Zapytałem prawie niesłyszalnie:

-Czyli nie masz zamiaru robić haremu? Bo jeśli tak znajdź sobie kogoś innego.

Rozbrzmiał melodyjny śmiech. On się śmiał i uśmiechał, to pierwszy raz gdy widzę, że się w pełni uśmiecha od naszego poznania.

Powiedział prawie się dusząc śmiechem:

-Skąd ci taki pomysł przyszedł w ogóle do głowy.

Wstałem i wyszedłem z altany a Moe, popatrzył na mnie przerażony.

Powiedziałem jednocześnie się szczerze uśmiechając:

-Co się tak na mnie patrzysz? Przecież muszę iść się przebrać aby poznać twoich rodziców i stado. Nie pójdę w piżamie i na boso.

Zacząłem się śmiać. Moe nadal stał jak słup nie wierząc co powiedziałem.
Dobiegł do mnie i odparł:

-W takim razie chodźmy.

Mogę powiedzieć, że szczęście się z niego, aż wylewało. A mnie zaczął wypełniać stres.


Była 10:18, a spotkanie miało być o 12:30. Stałem już 20 minut przed szafą i wybierałem ubrania. Nigdy się tak nie stroje, zawsze biorę pierwsze lepsze ubrania. Stawiam na wygodę a nie na wygląd lecz teraz nie mogłem tak zrobić. Musiałem się jakoś dobrze pokazać. Zależało mi chociaż sam nie wiem czemu. Moje przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Był to Moe. Popatrzyłem na niego a on tylko się uśmiechnął i usiadł na łóżku.

Lisi Potomek a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz