R𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟠

3.9K 244 39
                                    

Po 4 godzinach zwiedzania byłem wykończony, a najgorsze jeszcze jest to, że Moe chciał mnie wziąć na zakupy.

Powiedziałem:

-Nie możemy pójść jutro? Jestem już zmęczony.

Moe odpowiedział:

-Oj nie. Dzisiaj wszystko załatwimy, a jutro będziesz mógł odpocząć, a w piątek pójdziesz do nowej szkoły.

Co przecież mu mówiłem, że nie potrzebuję iść do szkoły.

Powiedziałem:

-Mówiłem ci, że nie muszę chodzić do szkoły aby poznać przyjaciół, nie potrzebuję ich.

Odpowiedział:

-A ja ci mówiłem, że i tak pójdziesz.

Nie było sensu się z nim przemawiać bo i tak postawiłby na swoim.

Właśnie mieliśmy wchodzić do pierwszego sklepu gdy jakiś wianuszek dziewczy przyczepił  się do starszego przy okazji odpychając mnie na bok.

Brunetka powiedziała:

-Moe dawno się nie widzieliśmy, chyba o nas nie zapomniałeś prawda?

Próbowała zrobić minę zbitego psa a zamiast tego wyszła żaba z erekcją. Mina Moe mówiła sama za siebie był nią zdegustowany. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu, jakby ona siebie zobaczyła to nie wiem czy chciałaby dalej żyć. Nie wytrzymałem, prychnąłem śmiechem przy okazji zwracają na siebie uwagę całej gromady.

Tym razem powiedziała czarnowłosa:

-Z czego się śmiejesz mały przydupasie.

Jej akcent był przekomiczny. Mówiła tak jakby żuła 30 gum jednocześnie. Wybuchnąłem jeszcze większym śmiechem i zaczęły lecieć mi łzy.

Powiedziałem przez śmiech:

-Nie mogę, zaraz... s-się uduszę. Skąd ty wytrzasnąłeś... t-takie znajome.

Moe popatrzył się na mnie z irytacją i odparł:

-Nie wytrzasnąłem ich tak naprawdę to same się mnie przyczepiły i już nie raz mówiłem im aby dały mi spokój i one nie są moim znajomymi...

Tym razem złapałem się za brzuch i po prostu umierałem. On już dał im wyraźny znak aby dały mu spokój.

Tym razem powiedziała trzecia dziewczyna:

-Nie masz prawda się odzywać do Moe.

Po tym podeszła do mnie i chciała uderzyć mnie w twarz z otwartej ręki ale zdążyłem się wyprostować i złapać jej dłoń.

Moe krzyknął podbiegają do mnie:

-Jun w porządku, nie uderzyła cię?!

Popatrzył na dziewczynę z furią w oczach.

Odpowiedziałem:

-Tak w porządku. I nie strasz tak tej dziewczyny przecież nic mi nie zrobiła i z resztą poradziłbym sobie sam.

Wzrok Moe od razu złagodniał a tamta dziewczyna nie postanowiła odpuścić.

Powiedziała:

-Ale biedna, bezbronna Omega, musi bronić go ktoś ważniejszy od niego aby poczuł się doceniony.

Co? Przecież ona też jest Ome... a no tak ona o tym nie wie, że mogę wyczuć jej prawdziwy zapach nawet jeśli zażyła tabletki.

Podszedłem do niej na co ona zaczęła się cofać, złapałem ją delikatnie za rękę i przytrzymałem przybliżając usta do jej ucha.

Powiedziałem:

-Czy jesteś pewna, że tylko ja jestem Omegą? Czy twoje przyjaciółki Alfy wiedzą, że ty również jesteś Omegą jak ja? Hyyyy, nie odpowiadasz co. Chyba nie chcesz aby się o tym dowiedziały prawda? Jak tak to daj mi już spokój, a o niczym się nie dowiedzą.

Odsunąłem się od niej a ona spanikowana uciekła w stronę tamtych dziewczyn i krzyknęła:

-Chodźcie dziewczyny nie ma co tracić na nich czasu.

Odeszły a ja zostałem sam z Moe.

Powiedział:

-Mówiłeś aby ja jej nie straszył a sam to zrobiłeś.

Popatrzył na mnie zirytowany.

Odpowiedziałem:

-Ja jej nie straszyłem, a groziłem, a to dość duża różnica. A teraz chodźmy bo i tak jest już późno.

Ruszyłem w stronę sklepu słysząc za sobą pytania od Moe w jaki sposób jej groziłem.

Gdy kupiliśmy już wszystko i wróciliśmy do domu była 20:30. Od razu poszedłem się umyć i położyć spać.

Obudziłem się o 5 rano. Ubrałem się i poszedłem do kuchni zrobić i zjeść śniadanie.

Po zjedzeniu śniadania była 6:23 a ja nie miałem co robić. Wróciłem do swojego pokoju i postanowiłem zacząć grać na skrzypcach. Zrobię dla Moe małą pobudkę.

Nie musiałem długo grać aby po chwili do mojego pokoju przyszedł wkurzony dwudziesto trzy latek. Lubię patrzeć jak się wkurza. Robi przy tym zabawne miny.

Podszedł do mnie wyrwał mi skrzypce i smyczek i odłożył do futerału. Zamknął go i odstawił na miejsce.

Powiedziałem niewinnym głosem:

-Obudziłem cię? Przepraszam nie chciałem.

Odpowiedział:

-Już wiem czemu nie masz przyjaciół... Ale chociaż się zaklimatyzowałeś.

Popatrzył na mnie i po chwili dodał:

-Podejdź do mnie.

Nie za bardzo wiedziałem co chciał tym zyskać ale powili do niego, podszedłem a on mnie do siebie przyciągnął. Staliśmy tak chwilę, aż Moe w którymś momencie odsuną mnie od siebie i powiedział:

-Nie mogę się już powstrzymać.

Po tych słowach wpił mi się zachłannie w moje usta, a ja stałem osłupiały.

Muszę coś zrobić! Ale co!?

-𝐽𝑎𝑘 𝑡𝑜 𝑐𝑜? 𝑂𝑑𝑑𝑎𝑗 𝑝𝑜𝑐𝑎ł𝑢𝑛𝑒𝑘 𝑖𝑑𝑖𝑜𝑡𝑜!

Oddałem powoli pocałunek przez co Moe uśmiechną się w moje usta. W pomieszczeniu było słychać jedynie nasze przyśpieszone oddechy i ocierające się o siebie wargi.

Moe przygryzł moją wargę. Chciał dodać do naszego pocałunku język co dało mi znak, że czas to zakończyć.

Przestałem oddawać pocałunek i delikatnie go odepchnąłem.

Powiedziałem cały zawstydzony z lisimi uszami i ogonem:

-Starczy.

On tylko się uśmiechnął i odpowiedział:

-Masz rację, pamiętaj, że jeżeli coś zrobię a to dla ciebie będzie za szybko nie bój się mnie odepchnąć.

Po tym pocałował mnie w czoło i dodał:

-Idę się ubrać, a potem spędzimy razem czas.


Cały dzień przesiedziałem z Moe w ogrodzie.

Teraz była 23:48 a ja nadal nie mogłem zasnąć przez stres jutrzejszego wydarzenia...

865 słów

Lisi Potomek a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz