R𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟙𝟙

3.7K 239 15
                                    

Przespałem cały dzień. Obudziłem się dopiero pod wieczór. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem, że przytulam się do klatki piersiowej Moe. Gdy popatrzyłem w górę na jego twarz, ujrzałem, że nie śpi i mi się przygląda.

Powiedział:

-Obudziłeś się już. Chodźmy coś zjeść.

Po tych słowach pocałował mnie delikatnie w czoło i poczochrał moje włosy. Po czym wstał i wyszedł z pokoju. Wstałem 2 minuty po nim i udałem się do kuchni.

Gdy wszedłem do pomieszczenia, zobaczyłem gotującego Alfę.

Powiedział:

-Ze stadem mamy spotkać się jutro o 9:00. Nie martw się na pewno się ucieszą.

Odpowiedziałem:

-Ucieszą się jak twoi rodzice? Jak tak to nawet tam nie idę.

Ten tylko pokręcił głową i zapewnił:

-Oni już naprawdę się ucieszą.

Podniosłem brew i powiedziałem:

-O swoich rodzicach też tak zapewniałeś, a jednak zareagowali inaczej. Ale właśnie jeżeli chodzi o twoją rodzinę to nie będą chcieli cię powstrzymać przed przedstawieniem mnie?

Odpowiedział:

-Wątpię, istnieje minimalna szansa przez to, że pobiłeś mojego Ojca.

Aż mi się śmiać zachciało jak to usłyszałem. Nadal sądzę, że mu się to należało.

Kontynuował:

-Ale zauważyłem, że zmienili swoje nastawienie po tym jak zobaczyli, że jesteś lisołakiem.

No tak, a jakby inaczej. Dlatego nie lubię zdradzać, że jestem lisem. No ale nie za bardzo wychodzi mi ukrywanie tego jak już przemieniłem się przed oczami prawie całego mojego miasta.

Westchnąłem i usiadłem przy wyspie kuchennej.

Po 10 minutach jedzenie było już gotowe. Muszę przyznać, że Moe potrafi bardzo dobrze gotować.

Gdy zjadłem, udałem się do swojego pokoju. A przeznaczony za mną jak mój cień.


Następnego dnia wstałem o 7:00. Nie stresowałem się tak jak zwykle, dobrze wiedziałem, że i tak mnie nie polubią to po co się kimś takim przejmować. Ubrałem się i poszedłem do kuchni.  Moe najwyraźniej jeszcze spał. Nastawiłem wodę na herbatę a sam zacząłem przyrządzać śniadanie. Gdy kończyłem poczułem na swoich biodrach duże dłonie i przyjemny zapach feromonów. Jak miałem się już obracać poczułem nieprzyjemny ból na mojej szyi. Zobaczyłem sączącą się krew, brudzącą moją bluzkę.

Powiedziałem:

-Moe, przestań proszę. Zaraz zemdleje, wypiłeś za dużo krwi.

Ten słysząc to od razu odsunął głowę po czym zaczął zlizywać strużkę cieczy. Odwróciłem się do niego przodem i popatrzyłem na niego zamglonym wzrokiem. Opadłem w jego ramiona.

Wyszeptałem:

-Mówiłem, że zaraz zemdleję.

Ten tylko powiedział:

-Przepraszam Jun. Nie chciałem abyś zemdlał czy osłabł. Po prostu dawno nie piłem krwi.

Odparłem:

-W porządku, a teraz połóż mnie na kanapie w salonie abym mógł dojść do siebie.

Jak powiedziałem tak zrobił. Wziął mnie na ręce i położył na kanapie. Gdy miał już iść złapałem go za dłoń.

Lisi Potomek a/b/oOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz