19.Jesteś silniejsza, niż ci się wydaje.

3K 123 235
                                    

Love POV 

    - Widzisz? Dobrze, że z tobą przyszedłem – odzywa się Tyler, który wciąż ściska moją dłoń, a tatuażysta nakłada maść na miejsce, które może jeszcze boleć. – Gdybym nie trzymał cię za rękę, pewnie nie wytrzymałabyś – sugeruje, na co parskam śmiechem.

    - Kotku, trzymam cię za rękę, bo lubię twój dotyk. Nawet nie drgnęłam z bólu – odpowiadam pewna siebie, co powoduje, że szatyn wywraca oczami, ale po chwili śmieje się pod nosem.

    - Okej, skończyłem – informuje chłopak, przekazując nam, że już możemy spojrzeć na jego dzieło.

    - Gotowa? – pyta Tyler, przez co lekko przytakuję i unoszę swoją dłoń, by spojrzeć na przedramię, gdzie widnieje symbol feministek.

    - Jest cudowny – komentuję, będąc naprawdę zachwycona, bo właśnie o coś takiego mi chodziło.

    - Owinę go jeszcze folią, którą będziesz musiała zmieniać, co trzy godziny, z wyjątkiem snu. Za dwa dni już będziesz mogła całkowicie pozbyć się opatrunku – daje mi wytyczne, zabierając się za owinięcie tatuażu, a ja kiwam znacząco głową na znak, że wszystko rozumiem.

    Po kilku minutach już wszystko mamy załatwione, więc wychodzimy z pomieszczenia, gdzie to się odbywa i podążamy do kasy. Daję tatuażyście voucher, który dostałam w prezencie, a kiedy chłopak potwierdza, że wszystko się zgadza, możemy wyjść z salonu. Tyler chwyta moją dłoń, by poprowadzić mnie do swojego samochodu. Kierujemy się do hotelu, gdzie w kawiarni czekają na nas nasi przyjaciele. Kiedy tylko mnie zauważają, stają się niecierpliwi i nakazują, jak najszybciej pokazać mój tatuaż. Śmieję się z ich podekscytowania, ale ostrożnie zdejmuję swoją kurtkę i zadzieram bluzkę, by odsłonić właściwą rzecz. Teraz znajduje się tam folia, więc trochę gorzej widać, jednak udaje im się dostrzec, że robi wrażenie. Gdy już wszyscy są usatysfakcjonowani z podziwiania, zajmuję miejsce na kanapie, zamawiając kawę z karmelem. Czuję, jak mój chłopak obejmuje mnie ramieniem, na co uśmiecham się pod nosem. Między nami rozwija się jakaś luźna dyskusja, a w międzyczasie dołącza do nas Denver, który kładzie swój pysk na moich kolanach i daje mi do zrozumienia, że napiłby się mojej kawy. Ja nie wiem, co to jest za pies.

    - Dobra, ja muszę już iść. Mamy jakieś spotkanie w sali konferencyjnej – powiadamiam, dopijając ostatnie resztki napoju, po czym szybko cmokam Tylera w policzek i wstaję z dotychczasowego miejsca.

    - Oj, daj spokój. Masz od tego ludzi, nie musisz iść – mówi Landon, machając lekceważąco ręką, a ja biorę głęboki wdech.

    - Niby tak, ale jeśli chodzi o podpisanie umowy, gdzie w grę wchodzą miliony, wolę wszystko kontrolować – tłumaczę, kierując się do wyjścia, lecz zanim przekraczam próg drzwi, słyszę jeszcze głos Delilah'i.

    - A dzisiaj się widzimy, co nie? – przypomina o naszym babskim spotkaniu w jej domu, na co odwracam się jeszcze w jej stronę.

    - Jasne, najpóźniej będę po dwudziestej – anonsuję, a ona przytakuje na moje słowa.

    Rzucam krótkie pożegnanie w ich stronę, po czym kieruję się we właściwą stronę. Denver od razu mnie dogania i równo dotrzymuje mi kroku. Uśmiecham się lekko i głaszczę go po głowie. Kiedy mam zamiar już skręcić w lewo, gdzie jest odpowiednia sala, momentalnie staję w miejscu. Marszczę brwi, gdy przed drzwiami zauważam troje mężczyzn, których nie znam. Chowam się za progiem tak, by dokładnie ich obserwować. Nieznajomi wchodzą do sali konferencyjnej, więc szybko podchodzę do drzwi i staram się coś podsłuchać, Jestem ciekawa, kto to jest oraz w jakiej sprawie tu przyszli, więc na początku chcę się czegoś dowiedzieć, zanim stanę z nimi twarzą w twarz. 

WE ARE LOST IN OUR DESTINY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz