Z perspektywy czasu śmiało mogę stwierdzić, że ambicja, jaka mną kierowała przez ostatnie miesiące, a nawet lata była porównywalna z tą książkowego Makbeta czy Balladyny. Za wszelką cenę dążyłam do czegoś niebezpiecznego i niezbadanego. Można to mylić z dobrą cechą chęci poznania świata, jednak ja zdecydowanie przekroczyłam granicę. W obronie słuszności własnych myśli byłam w stanie posunąć się do nawet najokropniejszych czynów. A wszystko przez chore wyobrażenia i pewnego sensu obsesję na temat kosmosu i istnień które się tam znajdowały. Przez to wszystko mało co nie doprowadziłam do zniszczenia tego, co kochałam najbardziej.
Dopiero kiedy przeszłam przez istne piekło na Ziemi, zorientowałam się, do czego doprowadziłam. Musiałam poczuć na własnej skórze, że nie wszystko jest tak niegroźne, jak życie na Niebieskiej Planecie. Wtedy jednak jeszcze nie wiedziałam jak ciężko będzie mi naprawić swoje przeszłe decyzje. Błędy, które doprowadziły mnie do tego, kim jestem teraz. Ze zwykłego naukowca musiałam stać się wojownikiem, który wszystko doprowadzi z powrotem do najzwyklejszego porządku. Na całe szczęście miałam osoby, które nie zraziły się do mnie przez moje czyny. Przyjaciół, którzy wspierali mnie w najcięższych momentach mojego życia.
Nie pamiętam dokładnie, kiedy to wszystko się zaczęło jednak wiem że zapoczątkował to artykuł w internecie na temat istot pozaziemskich. Lektura wciągnęła mnie bardziej niż jakakolwiek przedtem. Przez pewien czas jedynie o tym czytałam, jednak później przerodziło się to w obsesyjne obserwowanie gwiazd i konstruowanie urządzeń pomagających w dokonaniu czegoś większego. Czegoś na skalę całej ludzkości. Dosłownie nie liczyło się nic poza tym. Były momenty w moim życiu, kiedy przyjaciele na siłę wyciągali mnie z warsztatu, abym wyszła na miasto lub chociaż z kimś porozmawiała.
Po paru miesiącach przebywania w garażu i rozmyślania jedynie o tym stworzyłam coś złudnie nie groźnego. Nie sądziłam że naprawdę maszyna zadziała i ściągnie tu te istoty. W całej historii przekonałam się jednak że nie zawsze coś pozornie okropnego, musi takie być. W końcu każda reguła ma swój wyjątek.
Jak się z czasem okazało, stworzyłam latarnię morską dla istot pragnących władzy nad całym uniwersum.
Jednak nie mogę stwierdzić że praca jaką wykonałam, poszła na marne i jej żałuję. To właśnie dzięki swoim błędom jestem takim człowiekiem jak teraz. Dzięki nim jestem w stanie odróżnić dobro od zła i chociaż w jakimś stopniu zaradzić tym głupszym decyzjom.
CZYTASZ
The siege of the Earth
Science FictionCzy zastanawiałeś się kiedyś co jest na krańcu kosmosu? Albo czy w ogóle jest jakiś koniec? Może podczas letnich wieczorów wpatrywałeś się z zafascynowaniem w niebo marząc jak fajnie byłoby się tego dowiedzieć, chociaż w najmniejszym stopniu. Kiedyś...