Pozornie normalny dzień może przerodzić się w największy koszmar wszystkich osób wokół. Nikt nie pomyślałby, że 15 maja będzie ostatnim, gdzie Ziemia jest z pełni wolna i ma prawo głosu. Kiedy ludzie nie są atakowani za swoje własne zdanie.
Miasto tętniło życiem, jak to bywało o tej porze dnia. Wszyscy spieszyli do szkoły na zajęcia lub do pracy. Nikogo nie zaskakiwał widok pędzącej przed siebie młodej kobiety z teczką w ręce, mężczyzny z dwoma kubkami kawy zakupionej przed chwilą w kawiarni czy biegających z psem ludzi. Była to szara rzeczywistość mieszkańców Berkeley.
Również nie zdziwiło nikogo w szkole to, że jak zwykle wbiegłam spóźniona na pierwszą lekcję. Od niedawna nauczyciele dosłownie mieli mnie już dość, w każdym znaczeniu tego słowa. Notorycznie przychodziłam nieprzygotowana oraz spóźniona, opuściłam się w nauce i przede wszystkim zdarzało mi się niekiedy usnąć na lekcji. Praca, jaka mnie pochłaniała w domu, nie pozwalała mi na żadne inne obowiązki. Jednak dla mnie nie wydawał się to być problem. Można by wręcz powiedzieć, że cieszyłam się z tego zainteresowania.
- Miło, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością, Davies. Zajmij swoje miejsce i postaraj się uważnie słuchać.
Jak poleciła mi nauczycielka, tak zrobiłam. Moment później siedziałam w przedostatniej ławce obok jednego ze swoich przyjaciół. Posłałam mu krótki uśmiech, witając się z nim. Przywitałam się również z resztą najbliższych znajomych siedzących za nami. Naprawdę starałam się zwracać większą uwagę na to, co dzieje się na lekcji, jednak moje myśli dalej krążyły wokół wczorajszych zdarzań.
Nie rozumiałam, co robiłam źle. Dostarczyłam wystarczająco dużo mocy, wszystkie generatory działały, jak należy, kable się nie przepaliły. Dosłownie nie miałam bladego pojęcia, co sprawiało brak jakiejkolwiek reakcji maszyny. Kiedy odpalałam ją, urządzenie pikało przez może sekundę, po czym nagle się wyłączało. Próbowałam zmienić obwody lub chociaż ich rozkład jednak to nic nie dało. Zawsze dawało to jednakowy skutek. Pomimo kilkukrotnych prób dalej nic nie wychodziło.
Z myśli wybudziło mnie lekkie szturchnięcie za ramię. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam zmartwioną, a jednocześnie zdezorientowaną twarz Jamesa. Zmarszczyłam brwi, dając mu tym do zrozumienia, aby zaczął mówić. Denerwowało mnie właśnie takie zachowanie. Wpatrywanie się we mnie bez słowa. Nigdy nie rozumiałam do końca swojego zachowania. Niby każdy mi powtarzał, że jestem cierpliwym człowiekiem i tylko udowadniam to tym, że nie poddaję się tak łatwo ze swoimi marzeniami, jednak zachowaniem takim jak to jedynie udowadniam, że wcale tak nie jest.
- Coś się stało? - Usłyszałam jego lekko zachrypnięty głos.
Przez chwilę utonęłam w głębi jego oczu. Błękitne, niczym niebo w lecie od środka tęczówki przeradzały się w żywą zieleń. Od zawsze zazdrościłam mu takiego koloru. W przeciwieństwie do jego moje oczy są dość pospolite. Brudno niebieski kolor raczej trafia się dość często. Chłopak odkąd pamiętam, był ode mnie we wszystkim lepszy i bardziej "unikalny". Zapalony siatkarz, dobrze uczący się syn, miły dla wszystkich wokół. Niczym anioł zesłany z nieba, aby pilnować bezmyślnych i nieodpowiedzialnych nastolatków.
- Zastanawiam się, co robię źle. Nie wiem, co się dzieje, że to nie działa. Wydaje mi się, że wszystkie elektryczne i mechaniczne rzeczy są dobrze zrobione, ale za nie ma tego skutku, jaki chciałabym uzyskać.
Oparłam głowę na rękach i ponownie spojrzałam w jego oczy. Wpatrywał się we mnie w skupieniu, jakby chciał coś wyczytać z mojej twarzy. Nauczycielka dalej opowiadała nam o wojnach w Ameryce. Nie mogłam się skupić w ogóle na lekcji. Jedyne co zostawało mi w głowie to całkowicie przypadkowe daty. Nie wiedziałam, co one oznaczają, jednak miałam przeczucie, że niedługo się o tym przekonam.
CZYTASZ
The siege of the Earth
Science FictionCzy zastanawiałeś się kiedyś co jest na krańcu kosmosu? Albo czy w ogóle jest jakiś koniec? Może podczas letnich wieczorów wpatrywałeś się z zafascynowaniem w niebo marząc jak fajnie byłoby się tego dowiedzieć, chociaż w najmniejszym stopniu. Kiedyś...