Rozdział 4

890 77 55
                                    

Fushiguro stukał nerwowo palcem po blacie biurka wpatrując się cały czas nienawistnie w błękitne oczy, które promieniowały niewinnością. Miał ochotę podejść i zmyć ten zadowolony z siebie uśmiech z twarzy białowłosego. Westchnął ciężko prostując się po chwili i wypuścił nerwowo powietrze.

- Ja się dziwię, że zostałeś tym psychologiem – odparł zrezygnowany kręcąc głową na boki. Przecież to było dziecko w dużym ciele. Nie mógł czasami uwierzyć, że taka osoba pomimo wszystko mu pomaga i dobrze jej z tym idzie.

- Zostałem nim dzięki urokowi – zaśmiał się trzepocząc długimi rzęsami. Megumi przewrócił oczami mając już ochotę opuścić to miejsce. – Ale wracając do twojej osoby. Widzę, że jesteś w lepszym humorze niż dotychczas. Czyżby to była zasługa twojego nowego chłopaka?

- To nie jest mój chłopak! – warknął czerwieniąc się mocno. Przeczesał swoje włosy nerwowo czując, że ta rozmowa do niczego nie prowadzi.

Satoru zaśmiał się cicho obserwując chłopaka. Westchnął mimowolnie widząc, że zaszły w nim zmiany. Wyciągnął kartkę po czym zaczął wypisywać mu receptę. Zmrużył oczy i kiedy napisał wszystko co chciał przybił pieczątkę dając ja Fushiguro.

- To wszystko, no i nie zapominaj o swoim nowym lekarstwie w postacie chłopaka – zaśmiał się powodując u czarnowłosego jeszcze większe zirytowane. – Myślę, że zajęcia ze skrzypiec również dobrze by Ci zrobiły.

- Oczywiście – mruknął uśmiechając się złośliwie łapiąc za receptę. Prychnął cicho po czym wyszedł z gabinetu wzdychając z ulgą, że to dziwne spotkanie w końcu się zakończyło. Mimo wszystko był wdzięczny bo gdyby nie te spotkania to pewnie już dawno by ze sobą skończył.

Wychodząc spojrzał w bok widząc jak jego ojciec siedzi na krześle oczekując na niego. Podszedł do mężczyzny po czym dał mu receptę. Toji spojrzał na nią uważnie czytając co to za lekarstwa.

- Wszystko w porządku? – zapytał podnosząc się z miejsca. Spojrzał na syna zmartwiony kierując swoją dłoń do jego głowy po czym poczochrał go leniwie.

- Tak, możemy już wracać do domu – stwierdził posyłając mężczyźnie delikatny uśmiech.

Toji kiwnął głową po czym skierował się z nim w stronę samochodu. Megumi wiedział, że ojciec się o niego martwi. Zwłaszcza po tym jak próbował popełnić samobójstwo rok temu. Praktycznie nie spuszczał go z oka. Wsiadł zaraz za ojcem do pojazdu zapinając pasy po czym ruszyli w stronę domu słuchając radia. Chłopak spojrzał w stronę szyby obserwując mijane domy. Po chwili poczuł jak jego telefon wibruje więc wziął go do ręki widząc wiadomość od Yuujiego.

„Wybieramy się dzisiaj do klubu razem z Kugisaki. Może masz ochotę iść z nami?”

Fushiguro spojrzał na ojca przygryzając lekko swoją dolną wargę. W sumie nie miał nic ciekawego do roboty. Odwrócił wzrok ponownie na telefon odpisując chłopakowi.

„Jasne, tylko powiedz o której mam być gotowy.”

Megumi zgasił telefon i zaczął się nim bawić w dłoniach po chwili dostając odpowiedź, że ma być gotowy na godzinę dziewiętnastą. Spojrzał więc na Tojiego wzdychając lekko.

- O dziewiętnastej spotkam się z przyjaciółmi ze szkoły. To problem? – zapytał zaciskając dłoń na swoim udzie mając nadzieję, że ojciec nie będzie miał nic przeciwko.

Toji zerknął na syna kątem oka słysząc co mówi. Zwrócił wzrok ponownie na drogę jadąc ostrożnie. Miał lekkie obawy. Cieszył się, że syn staje na nogi ale nie chciał by doszło do podobnej sytuacji jak w poprzedniej szkole. Westchnął ciężko zdając sobie sprawę, że nie może mu odmówić i zbytnio kontrolować. Stanął na światłach pocierając swoje skronie.

Butterfly - Fushiguro x Itadori |AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz