9.

314 16 4
                                    

         Święta zbliżyły się szybciej, niż każdy przewidywał. Za cztery godziny miała nastąpić północ oznajmiająca nadejście Wigilii. Harry stał przy kuchennym blacie i dekorował pierniczki, przy tym energicznie i wesoło poruszając biodrami w rytm świątecznej muzyki granej z radia. Louis natomiast siedział na szarej, zamszowej kanapie i kończył pakować prezenty w ozdobny papier. Przez te dwa miesiące zdążyli wszystko bardziej poukładać. Fani po byli niezmiernie zaszokowani po wrześniowym wywiadzie. Obecnie mieszkali w dość skromnym domu na obrzeżach Londynu. Oboje sprzedali swoje stare domu, aby od nowa stworzyć jeden wspólny. Piętrowy budynek otaczał duży ogród, a w nim, basen, altanka i duży garaż z trzema samochodami (które zaliczały się do jednych z miłości Louisa). W skład domu wchodziły garderoba oraz dwie sypialnie na piętrze, trzy łazienki, z czego jedna na parterze ogólnodostępna, biuro na parterze (właściwie to stało tam pianino, dwie gitary i inne biurowe – bądź mniej biurowe rzeczy). Kuchnia była połączona z salonem, jednak odgradzał ich od siebie długi blat przy którym stały stołki do siedzenia. Z pokoju dziennego było przeszklone wyjście na patio i tylną część ogrodu . Na razie nikt nie wiedział, gdzie tajemnicza rezydencja znajduje się.

Szatyn spojrzał na śpiącego w fotelu obok psa i uśmiechnął się. Właśnie spakował ostatni prezent, jakim była duża paleta cieni i dorzucił do torby z resztą kosmetyków dla Lottie. Podniósł się jak najciszej, po czym niczym Ninja podszedł do Harry'ego oplatając dłonie wokół jego talii stając za nim

-Louis, cholera nie strasz mnie – wystraszył się wylewając przy okazji na pierniczka w kształcie gwiazdy więcej białej czekolady niż miał

-Mogę ją zjeść, jeżeli ci się nie podoba – zaśmiał się Louis wyciągając rękę po słodką przekąskę

-Zostaw, to na święta – Harry pacnął delikatnie dłoń Louisa, na co starszy ją cofnął

-Auć, mówisz jak typowa mama w święta – szatyn wykorzystał chwilę nieuwagi młodszego szybko zabierając piernika

-Jesteś zbyt szybki, normalnie jak kot – Harry obrócił się przodem od razu odsuwając ręką czarną tackę z posiłkiem robiąc miejsce na blacie

-Tak? A wiesz, że potrafię też mruczeć jak kot? – rzekł zawadiacko przyciągając do siebie wyższego za jego pośladki

-Przekonałem się, ale mogę usłyszeć jeszcze raz

-Czy aby na pewno możesz? – Harry wdrapał się na blat, aby usiąść na jego brzegu

-Nie pozwolisz mi? – udał smutek zarzucając dłonie na kark starszego

-A czym sobie zasłużyłeś? – Louis coraz bardziej przybliżał swoją twarz do niego

-Zrobiłem pierniczki

-Nawet nie pozwoliłeś mi zjeść

-W sumie racja

Louis przybliżył swoje usta do tych młodszego. Ich oddechy zaczęły się mieszać. Na twarzy szatyna pojawił się złowieszczy uśmieszek

-Więc nie zasłużyłeś – wyszeptał w malinowe wargi siedzącego przed nim piosenkarza, a następnie krótko pocałował jego policzek i po prostu odszedł zostawiając Harry'ego oszołomionego, oraz z niemałym problemem tam na dole.

Z triumfalnym uśmiechem Louis stał przy lodówce rozglądając się po zapakowanych pudełkach.

Sałatka z kurczakiem, ciasto marchewkowe, pieczeń ze śliwką

Czytał po kolei karteczki na plastikach. Wziął do ręki jajka, śmietanę parówki i ser, aby później odstawić na blat obok. Następnie schylił się po mąkę i olej, które postawił obok pozostałych składników. Harry cały czas mu się bacznie przyglądał. Dalej niedowierzał, jak perfidny jego partner potrafi być. Teraz on postanowił się trochę pobawić. Delikatnie przywarł ciałem do pleców partnera i umiejscowił dłonie na jego biodrach lekko wbijając palce pomiędzy wyczuwalne kości, na co Louis sapnął cicho odchylając głowę lekko do tyłu.

Another Chance | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz