13

10.4K 273 204
                                    

   - Myślę, że na tym skończymy. Możesz już się spakować. - zrobiłam co kazał. - Odwiozę cię do domu, późno już. 

   Spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem. Przez chwilę, myślałam, że to żart, albo się przesłyszałam. Jednak wyraz jego twarzy mówił wyraźnie, że to powiedział z pełnym przekonaniem. Zarumieniłam się i zaczęłam ciężej oddychać. To naprawdę miłe z jego strony. 

- Dziękuję, ale ja już mam plany. - uniósł jedną brew, dając mi kontynuować, jeju... Jak to zabrzmiało. Coraz bardziej ściszałam głos. - Umówiłam się z Benem i on ma mnie odebrać po tych zajęciach. 

- Mhm... - kiwnął głową i również zaczął zbierać swoje rzeczy. - W takim razie udanego wieczoru. Uważaj na siebie. 

- Dobrze... - czułam się dziwnie skrępowana, a za razem serce mi waliło jak oszalałe z radości po jego słowach. Mimo tego, iż nietypowo to zabrzmiało z jego ust, to jednak cieszę się, że tak się o mnie martwi. Albo udaje. To drugie jest bardziej prawdopodobne. 

   Szybko zabrałam swoje rzeczy i mówiąc ciche "Do widzenia", wyszłam przed szkołę, gdzie czekał na mnie Ben. Uśmiechnęłam się szeroko i podeszłam do chłopaka. Na jego twarzy też pojawił się promienny uśmiech. Miał ładne białe i równe zęby. Jednak Bellamy ma o wiele ładniejsze. Kurwa. Bellatrix opanuj się! To nauczyciel, nie model do obgadywania, zwłaszcza kiedy jest się umówionym z innym chłopakiem. Również przystojnym, ale to taki szczegół. Mały szczegół, przez który część dziewczyn dostaje strzałę Amora. Przyznam, że to miłe, że głównie na mnie zwraca swoją uwagę. 

- Gotowa? - spytał. Pokiwałam głową i ruszyliśmy razem w nieznane mi miejsce.  

  Szliśmy powoli w krępującej ciszy. Od czasu do czasu  patrzyłam w niebo, a czasami na ludzi, których mijaliśmy. W pewnym momęcie poczułam ciepło na swojej dłoni. Od razu skierowałam tam wzrok. Dłoń Bena oplotła moją w szczelnym, ale delikatnym   uścisku. Chłopak uśmiechną się do mnie, a ja się zarumieniłam. Nie żebym się nigdy w takiej sytuacji nie znalazła, bo miałam parę chłopaków. Jednak zawsze kontakt fizyczny z ludzi mnie zawstydzał i krępował. Nawet takie trzymanie za ręce.

- To tutaj. - odzywa się i otwiera mi drzwi do cukierni. Od razu czuć zapach ciast i kawy, a na nasze twarze bucha ciepłe powietrze. Uśmiecham się i odwracam do chłopaka, a ten wskazuje na najbliższy stolik przy oknie.

Kieruję się w tamtą stronę i siadam na krześle, a obok mnie Ben. Przypomniało mi się, jak Bellamy zabrał mnie do restauracji, przez to się lekko uśmiechnęłam.

- Widzę, że podoba ci się tutaj. - uważnie mi się przygląda, a ja tylko kiwam głową.

- Owszem, ładnie tutaj - faktycznie jest tu bardzo ładnie. Na ścianach wiszą bluszcze, a na stolikach są małe doniczki z kwiatkami i kaktusami. Ściany są białe, a podłoga drewniana, co powoduje ładne połączenie - I przyjemnie.

- To miejsce ma swój klimat. - przytakuję. - Na co masz ochotę?

- Może szarlotka?

- Załatwione.

   Chwilę później dostajemy zamówione desery z gorącą czekoladą. Oboje siedzimy i rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Tematy nam się nie kończą i towarzyszy nam radosny humor. Kompletnie przestaje się stresować i czuję się, jakbym go znała od paru lat. To niesamowite uczucie. W brzuchu pojawiają mi się motylki, kiedy orientuję się, że nasze twarze dzielą dosłownie centymetry.

   Oboje milkniemy, a Beniamin patrzy na moje lekko rozchylone usta. Nasze oddechy się mieszają i czuję jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moich wargach. Przymykam oczy i zatapiam się w jego ustach, które smakują jak gorzka czekolada. Czuję jak jego zęby delikatnie gryzą moją dolną wargę. Motyle w moim brzuchu wariują coraz bardziej, aż zaczyna  mi się ciężej oddychać.

   Odsuwam się od chłopaka i czuję ciepło na całej twarzy. Zapewne jestem cała czerwona i zawstydzona. To było takie niesamowite, cudowne i za razem dziwne.

- Przepraszam... - Ben nie wyglądał na zawstydzonego tym, wręcz przeciwnie, zadowolenie tryskało od niego na kilometr - Nie mogłem się oprzeć.

   Jego usta przybierają zadziorny uśmiech. Podnosi swoją dłoń do mojej twarzy i zawija sobie kosmyk włosów wokół palca, po czym daje mi go za ucho.

- Późno już, pozwól, że odprowadzę cię do domu.

   Kiwam jedynie głową i wychodzimy na ulicę. Po chwili czuję jak jego dłoń obejmuje mnie w pasie. Spinam się lekko, jednak on tego nie zauważa. Sama tez staram się nie zwracać na to uwagi i w ten sposób w przyjemnej ciszy docieramy pod mój dom. Odwracam się do niego przodem i oplatam swoje ramiona, a jego dłonie lądują na moich biodrach. Dziwne uczucie.

- To do zobaczenia jutro w szkole. - zaczynam.

- Mhm... Masz jakieś plany na weekend? - zaskoczyło mnie jego pytanie, ale również poczułam się, w dziwny sposób miło.

- A co?

-  Bo jutro po lekcjach mój znajomy ze starej szkoły organizuje imprezę. Więc pomyślałem, że fajnie będzie jak oboje pójdziemy. - robi mały krok w moją stronę, stojąc dosłownie piętnaście centymetrów ode mnie.

- Nie bardzo... Nie lubię imprez. Zbyt dużo ludzi... Wolę spędzić ten czas w spokoju. Pod kocem z książką.

- Ale to tylko na chwilę, Skarbie. A w dodatku przyda cię się trochę rozrywki, cały czas siedzisz w tych podręcznikach. - nalega.

- Dla mnie rozrywką jest czytanie książki, albo spacer, ale nie imprezy. Jak chcesz to przecież możesz iść beze mnie.

- No, ale ja chcę właśnie z tobą. - pochyla swoją głowę i opiera czoło o moje. - Proszę, chodź ze mną.

- Zastanowię się jeszcze - widzę jak na jego twarzy pojawia się uśmiech, wiec szybko dodaję: - Ale nie rób sobie wielkich nadziei, bo wątpię w to, że pójdę.

Śmieje się i całuje mnie w nos.

- Nie pożałujesz.

   Całuje mnie jeszcze raz w usta. Szybko, ale namiętnie i idzie w stronę ulicy. A ja z wielkim uśmiechem na ustach wchodzę do domu. Już na samym przejściu widzę dwie sylwetki chłopaków, stojących z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Oboje są zwróceni w moją stronę, a ich miny wyglądają na groźne i świadczą o tym, że mam przechlapane.

Ściągam swoje buty i kieruję się do swojego pokoju, udając, ze ich nie widzę.

- A może jakieś wyjaśnienia? - pyta Patric. Odwracam się w ich stronę i udaję głupią.

- Ale wyjaśnienia czego?

- Czemu tak późno w domu? - kontynuuje.

- I kim był ten fagas? - dodaje Daniel.

- Aaa... To... Więc miałam zajęcia z Bellamym, a później poszłam z Benem do cukierni. - mówię i szybko uciekam do swojego pokoju, gdzie kładę się na łóżko. Od razu za mną wpadają osły.

- Kim on jest? - Daniel siada przede mną na łóżku, a Patric staje przed.

- A co to za przesłuchanie? Ja się nie wtykam w wasze sprawy, więc wy nie interesujcie się moimi.

- Po prostu się o ciebie martwimy... - zaczyna Daniel.

- ...Bo on nie wygląda na godnego zaufania. - dokańcza Patric.

Patrzę na nich jak na idiotów. Dwóch samców alfa się znalazło, co wiedzą wszystko o ludziach, których widzieli przez chwilę w wizjerze od drzwi. No normalnie... Bałwany do potęgi kurna. Mam ich dość. W sensie, miło, że się o mnie martwią i w ogóle, ale kurwaaaa...

- Dobra chłopaki, wynoście się stąd, jo jestem zmęczona i chcę spać. A wasz smród mi to uniemożliwia. No już ruchy, ruchy! A! I zamknijcie mi te drzwi porządnie!

   Krzyczę za nimi, a gdy mam pewność, że są juz z dala od moich drzwi, to z uśmiechem na twarzy przebieram się w piżamę. Kładę się do łóżka zamyślona o dzisiejszym wieczorze. Nie spodziewałam się tego kompletnie, ale nie powiem. To było bardzo miłe.

   Zatapiając się tak we wspomnieniach i rozmyślaniach, zasypiam głębokim snem. Aczkolwiek długo zajęło mi to, bo emocje w dalszym ciągu we mnie buzowały i uniemożliwiały zaśnięcie. Jednak zmęczenie wygrało i cała bez sił oddałam się w ręce Morfeusza.

Angielski Na CelującyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz