Rozdział 5.

175 11 2
                                    




Remis. Byłem już u kresu sił, bo mecz znacząco się przedłużał. Jak widać nie doceniłem umiejętności Sakury, chociaż dobrze wiedziałem, że nie będzie łatwo. Oparłem się dłońmi o ugięte kolana i czekałem na kolejne zagranie. Pot spływał ze mnie strumieniami, czułem szybkie bicie serca i nie byłem w stanie kontrolować dłużej mojego oddechu. Kiedy spojrzałem na Sakurę, również doszedłem do wniosku, że na pewno też jest zmęczona. Długie różowe włosy były upięte w kitkę, ubraną miała krótką czarno-białą sukienkę, która podkreślała jej smukłe nogi. Pomimo wyczerpania byłem naprawdę szczęśliwy. Ostatnio rzadko pogrywałem w tenisa, a ten sparing zapoznawczy uświadomił mi, że powinienem grać częściej. Niestety Ino nigdy nie zgodziłaby się na randkę tego typu, bo nienawidzi sportu. Szczerze mówiąc nienawidzi wszystkiego, co może zepsuć jej perfekcyjne ułożenie włosów i makijaż. A co gorsza, uszkodzić żelowe paznokcie, które robi jej najlepsza stylistka w Tokio. Nie przeżyłaby, gdyby choć jeden paznokieć się złamał.

- Punkt dla mnie! - wróciłem na ziemię, kiedy nie zdołałem dosięgnąć piłki.

- Wykorzystałaś chwilę zawahania! - zaśmiałem się tym samym rzucając jej piłkę, bo była jej kolej na serwy.

- Pamiętaj! W trakcie meczu musisz być skupiony za dwóch! - usłyszałem jej melodyjny śmiech i zapragnąłem słuchać go już do końca życia.

W tym momencie nie liczyło się dla mnie nic - ani Ino - ani firma - ani natłok obowiązków, który znów zaskoczy mnie w poniedziałek rano. Ona ma w sobie coś takiego, co powoduje, że człowiek w jej towarzystwie chłonie każdą jedną sekundę i w pełni angażuję się w towarzyskie spotkanie. Całe szczęście że mam wyciszony telefon, bo nie chciałem żeby ktokolwiek nam przeszkadzał, a on nawet w soboty nie przestaje dzwonić.

Patrzyłem zrezygnowany w stronę oddalającej się piłki, gdy ponownie nie zdążyłem dobiec do niej na czas. Zerknąłem ukradkiem w stronę różowowłosej, która nie cieszyła się nad wyraz. Nie mogłem wyczytać żadnych emocji, zachowywała pełne opanowanie w tej sytuacji. Myślę, że tak zachowują się profesjonaliści w swojej dziedzinie. Poruszają się w ciszy, a odzywają tylko wtedy, kiedy jest czas powiedzieć szach mat.

W dalszym ciągu byłem pod dużym wrażeniem jej umiejętności, które wypracowała z pewnością spędzając bardzo dużo godzin na sali. Nigdy nie uważałem siebie za zawodowca, bo wiem, że nie byłbym w stanie tyle poświęcić dla sportu. Z każda minutą coraz bardziej mi imponowała.

Była tak różna od Ino, w zasadzie nie miały żadnych wspólnych cech. Mógłbym śmiało stwierdzić, że są kompletnymi przeciwieństwami. Jak Rów Mariański i najwyższy szczyt Himalajów - Mount Everest, ale za to każda z nich jest równie wyjątkowa. W tym momencie zapragnąłem zdobyć Mount Everest. Szkoda, że w tej chwili byłem w stanie tylko dostrzec czubek góry gdzieś w oddali. Nie mogłem doczekać się szczytowania...

- Wygrałam. - z letargu wybudziła mnie Sakura, która trzymała rakietkę w górze. Jej włosy z lekkością opadały na drobne ramiona. Posłała mi serdeczny uśmiech, a ja bez wahania podszedłem do niej i uścisnąłem jej dłoń, żeby podziękować za mecz. Tego dnia porażka smakowała zupełnie inaczej.

- Zdziwiony? - kątem oka spojrzała na mnie, kiedy sięgnęła po butelkę z wodą, żeby ugasić pragnienie.

- Bardzo. Jestem przyzwyczajony do zdobywania tego, czego chcę. Na wszystkich polach. - odpowiedziałem serio, ale musiało to zabrzmieć jak żart, bo od razu się roześmiała.

- Dziękuję za mecz. Było bardzo miło.

- Zgadzam się. Musimy to kiedyś powtórzyć, wtedy na pewno wygram! - bez wahania puściłem jej oczko. - Co powiesz na osłodę? Strasznie zgłodniałem. - obrzuciłem ją znaczącym spojrzeniem, a ona od razu przeniosła wzrok na czubek buta.

- Nie próbuj mi odmawiać, bo wiesz, że ze mną nie wygrasz... - podrapałem się po głowie i w tym samym momencie wybuchliśmy śmiechem.

- Zgoda. - posłała mi uśmiech, a ja nie byłbym sobą, gdybym go nie odwzajemnił. Zabraliśmy najważniejsze rzeczy i rozeszliśmy się do osobnych szatni, żeby wziąć szybki prysznic.



                                                                                                     ****
Wychodząc z szatni moje włosy były jeszcze lekko wilgotne, ale gdybym miała polegać na suszarkach, które znajdują się w klubach to nie wyszłabym stąd do wieczora. Skierowałam się w kierunku głównego korytarza, gdzie Sasuke już na mnie czekał. Na mój widok podniósł się z krzesła i ani na chwilę nie oderwał ode mnie wzroku, dopóki nie stanęłam naprzeciw. Skierowaliśmy się w stronę szklanych drzwi. Jednym ruchem pociągnął za klamkę i poczekał, aż przejdę pierwsza. 'Gentelman' - uśmiechnęłam się do mojej myśli.

Oboje stanęliśmy jak wryci, kiedy przed wejściem zauważyliśmy znajomą twarz. Spojrzałam na Uchihę, ale on wlepił wzrok w plecy przyjaciela. Nie miał zbyt zachęcającej miny.

- Kiba? Co ty tu robisz? - chłopak na te słowa odwrócił się w naszą stronę.

- Pomyślałem, że po meczu coś razem zjemy na mieście. Tak czułem, że cię tu znajdę, bo nie odpowiedziałeś na moje wiadomości. 

- Telefon mam w torbie. Wiesz, że w weekendy daję sobie odpocząć od elektroniki i niechętnie na niego spoglądam. 

- Jasne stary, dlatego stwierdziłem, że poszukam cię tutaj. To co?

- Szczerze mówiąc to z Sakurą też wpadliśmy na ten pomysł i chcieliśmy odwiedzić 'Li Long'.

- Ah. - westchnął, a ja obserwowałam jak jego wyraz twarzy zmienia się w pochmurną minę.

- Może pojedziemy wszyscy razem? - szybko zareagowałam i poczułam jak Sasuke mierzy mnie
 spojrzeniem. Modliłam się w duchu, żeby Kiba przyjął propozycję, bo obecność bruneta wprawia mnie w zakłopotanie. Przy nim tracę grunt pod nogami, chociaż sama nie rozumiem dlaczego. 

- Mógłbym? Dzięki, jesteś super Sakura! - w jednej chwili jego twarz rozpromieniła się.

- Pewnie, że możesz. - zagryzłam dolną wargę, kiedy usłyszałam chłodne westchnięcie Uchihy. Nie ukrywał swojego niezadowolenia, ale Kiba zdawał się nie zwrócić na to uwagi.

- Hej! - Wszyscy obróciliśmy się w przeciwną stronę. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy ponownie ujrzałam blond czuprynę. Poczułam nagły wzrost temperatury przez gotującą się we mnie złość. Naruto zdaję się nie akceptować mojej decyzji o rozstaniu. Od samego początku zachowuję się, jakby to nie miało znaczenia, czego chcę. Miałam wrażenie, że chodzi za mną krok w krok, ale teraz już wiem, że to nie tylko wrażenie. 

- Hm? - Kiba skrzyżował brwi i zilustrował blondyna od góry od dołu. - A ty kto?
   
W tym samym momencie zauważyłam, że umięśniony mężczyzna wychodzi z czarnej, zaciemnionej limuzyny, która stała niedaleko. Byłam pewna, że to jeden z ochroniarzy Sasuke, który jest jego cieniem, bo wszędzie z nim jeździ. 

- Jakieś problemy? - usłyszałam szorstki głos zza moich pleców.

- Znam go. To mój przyjaciel, nie jest paparazzi. - skinęłam.

Na te słowa Kiba wypuścił powietrze, a Sasuke konsekwentnie podniósł jedną brew uważnie przyglądając się Naruto. 

- Wszystko w porządku. - skierował te słowa do goryla, który od razu cofnął się i ponownie usiadł za kierownicą luksusowego pojazdu.

- Jestem byłym chłopakiem Sakury.. - To znaczy jej przyjacielem! - szybko się wycofał widząc moje gniewne spojrzenie.

- Co ty tu właściwie robisz? Ostatnie często witam cię tymi słowami, czy to nie dziwne? - starałam zachować się zimną krew, ale przychodziło mi to z coraz większą trudnością.

- Przechodziłem przypadkiem. Z daleka zauważyłem różowe włosy, które są zarezerwowane dla ciebie, więc postanowiłem, że podejdę. Chętnie poznam twoich współpracowników, przecież sama mi mówiłaś, że masz dzisiaj spotkanie integracyjne z pracownikami firmy.

W jednej chwili oblałam się rumieńcem i za wszelką cenę chciałam uniknąć spojrzenia Uchihy, jednak zdziwiłam się, gdy wcale na mnie nie spojrzał. Nie odrywał wzroku od innowacyjnego irokeza mojego przyjaciela. Myślałam, że spalę się ze wstydu i marzyłam, żeby ten cyrk już się skończył. Za jakie grzechy?!

- Fajna fryzura. - skomentował Kiba.

- Dzięki! - odgarnął włosy zza ucha i poprawił jeszcze raz swoje zaczesanie. - Najlepszy fryzjer w mieście! - przymrużył oczy ze zdumienia i pokazał kciuk do góry.

- Ta. Męskich fryzjerów nie było?

Musiałam mocno się starać, żeby nie wybuchnąć śmiechem, ale nie mogłam wytrzymać. Zakaszlnęłam udając, że coś stanęło mi w gardle.

- Widocznie nie było, skoro chodzimy do tego samego. - Uzumaki szybko odbił piłeczkę, a Kiba prychnął ze złością. 

Chcę zapaść się pod ziemię lub rozpłynąć w powietrzu - wszystko mi jedno, byle jak najdalej od nich. Czy proszę o tak wiele?

- Pajac. Już cię lubię! - wykrzyczał głośno nie ukrywając swojego rozbawienia i naśladując Naruto, również uniósł kciuk do góry.

- Naruto, bardzo cię przepraszam, ale właśnie mieliśmy iść coś zjeść. Zaraz padnę z głodu...

- Hej! Chodź z nami! Przy Sasuke nie można się wyluzować, bo wiesz... - nachylił się w jego stronę i wyszeptał na tyle głośno, że byliśmy w stanie to usłyszeć.

 - To największy firmowy sztywniak! W tym samym momencie parsknęli śmiechem, a mi wcale do śmiechu nie było. Zerknęłam na Uchihę, który zachowywał kamienną twarz.

- Kiba, widzę, że chcesz iść na piechotę. - po chwili wreszcie się odezwał i ku mojemu zdziwienia wydawał się być opanowany.

- W żadnym wypadku! Przyjaciele Sakury to nasi przyjaciele, czyż nie?

- Wsiadajcie. - westchnął cicho patrząc wprost na mnie, a ja wyszeptałam 'przepraszam'. 


                                                                    *****


Zajęliśmy ostatni wolny stolik. Nie dziwi mnie to, bo jest to jedna z najbardziej rozchwytywanych restauracji w Tokio, ale od zawsze płacę im za trzymanie dla mnie zawsze wolnego stolika, który stoi na uboczu. Często jem tutaj obiad z klientami, kiedy rozmowę możemy przenieść z biura do restauracji. Na ścianie przede mną znajduję się fototapeta z drzewem kwitnącej wiśni. Urocze lampy w bardzo japońskim stylu nadają temu miejscu jeszcze większego uroku. Czerwone falowane zasłony zdobią okna, a na każdym stoliku dodatkowo znajdują się serwetki ułożone na kształt smoka. Lubię tu zabierać klientów, którzy przyjeżdżają zza granicy, bo jest to typowo japońska restauracja.

 - Sakura myślałem o tym, żeby na twoją cześć zorganizować bankiet. Zawsze, kiedy podpisujemy ważną umowę to go urządzamy, co ty na to? - przerwałem ciszę, kiedy kelner odszedł z odnotowanymi zamówieniami, które złożyliśmy przed chwilą.

- Sakura nie przyjdzie. - spojrzałem z nieukrywaną złością na blondyna. Sakura również to zrobiła.

- A to niby dlaczego? - syknąłem hamując się.

- Bo nie lubi imprez. - wzruszył na to ramionami i zerknął na swój telefon. 

Od samego początku wyczułem jego niechęć do mojej osoby. Muszę przyznać, że ze wzajemnością, bo niby kim on jest? Stwierdził, że jest jej przyjacielem, ale wygląda mi to na coś więcej. Dlaczego chcę za nią decydować? I dlaczego od czasu mierzy mnie gniewnym spojrzeniem skoro nic o mnie nie wie? Widocznie to, że nazywam się Uchiha - jest wystarczającym powodem. 

- Hej, spokojnie. Myślę, że w tej sytuacji mogę zrobić wyjątek przecież bankiet to nie to samo co parapetówka z tłumem pijanych nastolatków. - próbowała odwrócić sytuację w żart. 

- Cieszy mnie to. Jestem pewien, że nie pożałujesz. - posłałem jej uśmiech. - Motywem przewodnim będzie oczywiście różowy.

Naruto fuknął ze złością, a ja odwróciłem się niechętnie w jego stronę. Zaczynał coraz bardziej działać mi na nerwy i nie myślałem o niczym innym, jak o tym, żeby dać mu z liścia. Właściwie po co on tu jest? To nie ja go zapraszałem i może być pewny, że gdyby to ode mnie zależało to nie chciałbym się nawet z nim przywitać.

- O co chodzi tym razem? - warknąłem i posłałem mu karcące spojrzenie.

- Gdybyś ją znał to wiedziałbyś, że Sakura nie lubi różowego. To prawda, jej włosy są różowe, ale kiedy była dzieckiem to mama cały czas ubierała ją tylko w różowe ubrania. Jej pokój był landrynkowy, a ona nie marzyła o niczym innym, jak o zmienieniu tego wystroju i tapety. Wiesz, jej mama chciała swego czasu zrobić z niej małą miss i od tamtego momentu znienawidziła ten kolor. Ale co ty możesz wiedzieć. - Sakura przerwała mu kładąc rękę na jego ramieniu.

 Kiba rozglądał się po sali wyczekując niecierpliwie jedzenia, a we mnie złość aż buzowała. Gołym okiem można było dostrzec, że jest o nią zazdrosny i to sprawiało, że byłem jeszcze bardziej zły. Nie ma o mnie zielonego pojęcia, więc o co mu chodzi? Zgaduję, że jest typem człowieka, który jest najmniej niebezpieczny, ale szczeka najgłośniej. Zacisnąłem pięści pod stolikiem, ale nie chciałem niczego dać po sobie poznać.

- Cóż. Sakura nie wspominała mi nic o swoich przyjaciołach, dlatego wybacz, że nie mam pojęcia kim jesteś. Widziałem ogniki w jego oczach i uśmiechnąłem się chytrze. Nie dam mu za wygraną, bo wtedy nie nazywałbym się Sasuke Uchiha. 

- Widocznie nie grasz istotnej roli, skoro powiedziała mi, że idzie na spotkanie integracyjne z pracownikami firmy. - jego twarz rozpromieniła się w ułamku sekundy myśląc, że zrobi to na mnie wrażenie.

- Hm. Masz rację. Może to ty jesteś tu problemem, jeśli wolała tak powiedzieć. Wydaje mi się, że to coś znaczy. Okłamuje 'przyjaciela' - specjalnie podkreśliłem to słowo szybko odbijając piłeczkę. Z satysfakcją patrzyłem, jak jego wyraz twarzy się zmienia.

- Dość. Przestańcie te przegadywanki. Czy jeśli zostawię was teraz i pójdę do toalety to obiecacie, że nie rzucicie się na siebie z pięściami? - Sakura szybko zaprotestowała rękoma i nam przerwała. Wiedziałem, że stawiamy ją w niezręcznej sytuacji, ale to nie ja zacząłem. 

- Ja ich przypilnuję. - dorzucił Kiba, który wreszcie oderwał się od swojego telefonu.  


--------------------------------------------------------


Kochani! Może dać znać, czy czyta Wam się przyjemniej i lepiej w tej formie. Dodałam również ostatnio dwa rozdziały w drugim opowiadaniu: 'Tam gdzie jest miłość, tam jest ryzyko nienawiści'. Jeśli ktoś ma ochotę przeczytać i tęskni za chłodną postawą Sasuke to zapraszam!

Pozdrawiam i do następnego. xoxo <3 

50 twarzy Sasuke [WZNOWIONE, W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz