Rozdział 8.

190 13 2
                                    


Sięgnęłam po ozdobną zastawę stołową i ruszyłam do salonu. Modliłam się w duchu, by moja matka nic nie wypaplała... Nie narobiła wstydu większego niż jest to potrzebne, ale wiedziałam, że jest to nieuniknione. Ona zawsze taka była i momentami przypominała te wścibskie plotkary z mojej rodzinnej wiochy. Wszystko muszą wiedzieć i wypowiadają się na tematy, o których nie mają pojęcia. Standard.

W pokoju panowała grobowa cisza. Postawiłam filiżanki na szklanym stoliku i czułam jak ta dwójka zawzięcie mi się przygląda. Matka karciła mnie wzrokiem za mój wygląd, który... jest koszmarny, a Sasuke? Na to pytanie nie znałam odpowiedzi. 

Rozsiadłam się w wygodnym fotelu, ale tym razem wzrok zawiesiłam na zegarze. To wyjście wydawało mi się najrozsądniejsze i na pewno najbezpieczniejsze. Po mojej głowie krążyły różne myśli, ale praktycznie każda z nich dotyczyła bruneta. Dlaczego został? Dlaczego nie zaprzeczył? A kim jest ta blondynka ze zdjęcia...

- Sakurcia jak tam idzie ci na uczelni? - sięgnęła po filiżankę i zaczęła powoli wypuszczać powietrze z ust, by choć trochę ostudzić gorący napar. 

- Nie narzekam, ale ostatnio dużo mam na głowie. Ciągle nam coś zadają, tu projekt tu trzeba napisać esej i oddać najpóźniej za trzy dni. 

- Ty i te twoje obowiązki. Kochanie, życia ci na to wszystko nie starczy, świat nie kręci się tylko wokół pracy i nauki. Korzystaj z życia, póki masz na to czas! - nachyliła się w moją stronę i wyszeptała: Takie ciacha drogą nie chodzą... nie pozwól mu uciec...

- Mamo!!! - wrzasnęłam, po czym gwałtownie podniosłam się z fotela. Czułam jak całe moje ciało wrze, a ja robię się czerwona. Kątem oka zerknęłam na Sasuke, który zadziornie się uśmiechnął. Nic dziwnego, skoro jej szept wcale nie był szeptem. Zaczęłam myśleć, że robi to celowo, by mnie pogrążyć.

- No już dobrze, nie złość się. Złość piękności schodzi. - opuszkami palców przejechałam po moim czole i stałam się uspokoić. Starałam się nie wybuchnąć, ale wszystkie kabelki powoli zostawały przecinane.

- Prawda. A byłoby szkoda tak pięknej buzi. - Sasuke przytaknął, ale tym razem na mnie nie spojrzał. Wzięłam głęboki wdech i poczułam jak spływają po mnie pierwsze kropelki potu.

- To... Kiedy się pobieracie? - chciałam wziąć łyk gorącego napoju, ale zamiast tego połowa herbaty wylądowała na podłodze, a ja zaczęłam się krztusić i musiało to wyglądać tragicznie, bo nie mogłam zabrać kolejnego oddechu. Zrobiłam się czerwona jak burak, chcąc złapać wdech, ale bezskutecznie. Kaszlałam do momentu,, aż zaczęły boleć mnie płuca. 

- Właściwie... to przyszedłem tutaj dziś po to, by zrobić Sakurze niespodziankę. Korzystając, że dziś pogoda w Tokio jest okropna, chciałem zabrać ją nad ocean. - moje oczy wyszły na wierzch i jeszcze bardziej zaczęłam się dusić. Widziałam jak mama przewraca oczami i podniosła się, by poklepać mnie po plecach. 

- Auć! Czy ty zawsze musisz być taka niedelikatna?! - zirytowałam się, kiedy poczułam dość mocne uderzenie, ale nie wiedząc czemu - to pomogło, jednak dalej wyglądałam jak burak. W takich chwilach gorzko żałowałam, że to nie jest herbata z prądem...

- Nad ocean? Tyle kilometrów drogi stąd? - zdziwiła się. Ja również chciałam zadać mu te pytanie, ale mama mnie wyprzedziła. Co ten Sasuke planuje?! Tego nie wie nikt.. Ale przecież jutro jest poniedziałek! I musimy wstawić się do pracy... 

- Mam helikopter. - zamieszał nieznacznie herbatę, a ja uchyliłam usta ze zdziwienia. Czy on mówi prawdę, czy się zgrywa? Na pewno mówi to tylko po to, by matka dała mi spokój. Gra na czas i chcę dać jej odpowiedzi, których pragnie usłyszeć. Ratuję sytuację... dla mnie. Robi to dla mnie... Nie chce, by mama zasypywała mnie kolejnymi pytaniami i wtrącała się do mojego prywatnego życia... dlatego odstawia tę szopkę i dolewa oliwy do ognia. Mimo, że jest to udawany ogień, poczułam jak moje ciało zaczyna płonąć. Wbrew moim przekonaniom, wbrew moim uczuciom i wbrew wszystkiemu. 

- Helikopter? - klasnęła w dłonie. - Sakura mogłaś mówić od razu! W życiu bym was tutaj nie zatrzymywała! Wy młodzi... bawcie się ile możecie! Cieszę się waszym szczęściem. A ty młodzieńcze opiekuj się moją córką. - uścisnęła jego dłoń, a on odpowiedział tym samym.

- Będę. - odpowiedział stanowczo, a ja poczułam dreszcz. Szybko wybudziłam się z letargu - jeszcze zanim poległabym w nim na dobre - wiedząc, że tak się nie stanie, że to gra. Cholera pierwszy raz w życiu chciałabym zmienić zasady i przegrać. 

- Na mnie już pora. Sakurcia na pewno jeszcze wpadnę jak tylko znajdę chwilę w tygodniu. Zostaję w Tokio na parę dni, kto wie - podrapała się po głowie - może na tydzień. Mam nadzieję, że znajdziesz czas dla starej matki. - posłała mi radosny uśmiech, a ja nawet gdybym chciała  - nie potrafiłabym go udawać. Poczułam smutek i złość na Sasuke. Po co ten cały cyrk skoro to nie jego małpy? Po co...

- Nie musisz odprowadzać mnie do drzwi, wiem gdzie iść. Bawcie się dobrze! - rzuciła na odchodne, a mi zrobiło się głupio za własne myśli. Niby dlaczego miałabym być zła na Sasuke? Dzięki niemu mam wolną niedzielę i mogę skupić się na oglądaniu durnej komedii, którą widziałam już parę razy a wszystkie kwestie znam na pamięć. Dlaczego miałby stawać na wysokości moich oczekiwań, skoro to wszystko nie ma prawda bytu i nigdy się nie stanie.

- Chcesz jechać w takim stanie? Jak dla mnie to bez znaczenia. - wzruszył ramionami a ja poczułam się, jakby ktoś właśnie wylał na mnie kubeł wody. Czy on zwariował? Czy to nie była gra?

- Hm? - odpowiedziałam jak w transie. Nie wiem dlaczego, ale modliłam się cicho w duchu, by to nie okazało się snem. Nie chciałam się z niego budzić. 

- Zabieram cię do Inubosaki. Chcę ci coś pokazać. Chyba że... masz inne plany? - westchnął, a moja wewnętrzna ja właśnie skakała ze szczęścia. 

- Nie, absolutnie to nie tak! - zaprotestowałam. - Ale myślisz, że to dobry pomysł? Że... powinn - szybko wdarł się w moje niedokończone zdanie.

- Czemu by nie. Pogoda dzisiaj nie dopisuję, a skoro już tu jestem i ty nie masz planów to przecież możemy miło spędzić czas prawda? To nie jest zbrodnia. - upił ostatni łyk herbaty i wpatrywał się we mnie wzrokiem, który wywiercał mi wielką dziurę w brzuchu. 

- Nie jest zbrodnia... - przekonywałam samą siebie w myślach, bo tak właściwie... zbrodnia nie. Ale czy jest to właściwe? Coś we mnie stuknęło i tym razem postanowiłam nie zatracać się w swojej racjonalności. Moja matka ma w jednym rację - nie potrafię szaleć i nie korzystam z życia, bo większość czasu spędzam albo w domu albo na uczelni. Nie oszczędzam się, bo moja ambicja mi na to nie pozwala. Chcę być we wszystkim tak dokładna jak tylko mogę, bo zależy mi na mojej przyszłości. Jest dla mnie ważne to, by już nigdy nie żyć w skrajnej biedzie. 

- Jeśli chcesz to przebierz się. Ja zejdę już na dół i poczekam przed samochodem. Musimy jechać  pod firmę, bo na jej dachu znajduję się helikopter. Na pewno ci się spodoba. - uśmiechnął się a ja cały czas stałam jak wryta. Kiedy zniknął z pola widzenia nie czekałam długo, by się uszczypnąć. To nie jest sen... I za chwilę nic nie będzie mogło sprawić, że się z niego wybudzę. 

                                                                                      *****

Opierałem się ciałem o czarny samochód i triumfowałem. Gestykulowałem w głowie rękoma na znak zwycięstwa, którym jest wycieczka z Sakurą. Tylko z Sakurą. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło prawda? W tej chwili pragnąłem podziękować Naruto, że zepsuł nam wczorajszy dzień, bo bez burzy nigdy nie ma tęczy. Tym razem nikt nam nie przerwie, bo lecimy daleko od Tokio, w najbardziej wysunięty punkt na zachodzie, który znajduję się nad Oceanem Spokojnym. 

W tej chwili nic innego nie miało dla mnie znaczenia. Nie chowałem już urazy do blondyna, nie byłem zły na Kibe, że wczoraj przyłączył się do nas, że Orochimaru nie dostał projektów na czas i że moje sekretarki tak naprawdę olewają swoją pracę i nie wywiązują się ze swoich obowiązków. To miał być nasz dzień, nasza chwila, w której nie będę zaprzątał sobie głowy tak błahymi sprawami. Poczułem się jak małe dziecko, które ekscytuję się na myśl, że jutro gwiazdka a pod choinką znajdzie się stos prezentów. 

Uniosłem głowę i zobaczyłem, że Sakura kieruję się w moją stronę. Mimo, że miała ten sam rozwalony kok, sportowe ubrania i białe adidasy - było w niej coś co przyciągało mnie jak magnes z każdą chwilą coraz bardziej. Poczułem nieznajome ukłucie, kiedy uśmiechnęła się do mnie, a na mój nos spadła kropla deszczu.

 Zaczęło kropić coraz bardziej, dlatego pokazałem jej gestem ręki, by się pośpieszyła, jeśli nie chcemy być zmokłymi kurami. Wsiadłem na tylne siedzenia i przytrzymywałem jej drzwi, kiedy zaczęła biec w moją stronę. Już po chwili usiadła obok mnie, a ja skinąłem Shino, że możemy ruszać. 

Sakura rozpuściła włosy, by choć trochę je osuszyć, a kiedy kątem oka spojrzałem w jej stronę zrobiło mi się gorąco. Jej włosy były wilgotne, a krople wody skapywały na jej kolana, ale wyglądała tak pięknie jak pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy. Nie miała na sobie makijażu, była w pełni naturalna i to chyba podobało mi się w niej najbardziej. Nie martwiło jej to, że deszcz rozmażę jej tusz. Ino zaczęła by już wrzeszczeć... Ino... 


                                                                                     *****

Zaczęła się już niecierpliwić. Nie dość, że siedział tam o wiele za długo to jeszcze z jego powodu nie ma wolnej niedzieli. Jej zadaniem jest pojechanie za nim, gdziekolwiek by jechał, a kończy  się paliwo. Cholera! Miała nadzieję, że nie odjadą daleko.

Jej zdziwienie ustąpiło, kiedy na radarze zobaczyła, że jednostka kieruję się do firmy 'Uchiha.' Odetchnęła z ulgą i zwycięsko sięgnęła po telefon, ale odpowiedział jej tylko sygnał. Nie poddała się i spróbowała ponownie.

- Halo?

- Są w firmie. Myślę, że nie ma powodów do obaw, pewnie chcą dokończyć jakiś projekt czy coś w tym stylu.

- W firmie? W niedzielę? - zapytała retorycznie, bo wcale nie chciała, by Mamiko udzielała jej odpowiedzi, które same nasuwały jej się na usta. Czuła, że nie jadą do firmy po to, by rozdzielać raporty. Chyba, że to ona jest jednym wielkim raportem, wtedy możliwe, że będzie go robił - w dodatku na stole. Zadrżała.

- Dobrze, dziękuję.

- Czy mam za nimi podążać?

- Nie. Twoja praca na dziś skończona. Dziękuje, Mamiko.

Blondynka rozłączyła się, zanim kobieta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.


                                                                            *****

Rozpętała się ulewa. W całym Tokio nadawano komunikaty, że jest zagrożenie powodziami i  najlepiej, gdyby wszyscy zostali dziś w domu. Poczułam się tak jak dawno się nie czułam - jak wariatka. Co my wyprawiamy? Znajdujemy się w wielkim drapaczu chmur, który jest pusty, bo jest niedziela. Nie można usłyszeć żadnego szmeru, jest zupełnie pusto i cicho. Biegniemy w kierunku windy, cali przemoknięci, bo nawet pokonując taki mały dystans jaki dzielił nas od pojazdu do drzwi wejściowych był wystarczający, by przegrać z ulewą. Moje długie i mokre włosy opadają mi na poliki, które wrą od emocji, których sama nie rozumiem. 

- Ja kieruję. - przerwał ciszę, kiedy wjeżdżaliśmy na ostatnie piętro.

- Zwariowałeś? Masz do tego uprawnienia? - w sekundę spoważniałam i postanowiłam udawać mądrą. Bo przecież.. Nie można latać bez uprawnień! Wiem, że Sasuke nie dba o finanse, ale to nawet nie jest bezpieczne! - skarciłam się w myślach. - Nie, Sakura. Znów to robisz. Znów analizujesz wszystko za bardzo, przecież Sasuke wie co robi i nie musisz traktować go jak dziecka. Nigdy nie byłby pilotem, gdyby nie potrafił latać to jasne. Przecież nie wysyła nas w tej chwili na misję samobójczą. 

- Nie. - spojrzał mi głęboko w oczy i cały świat zaczął mi wirować przed oczami. - Nie martw się. Obiecałem twojej matce, że będę się tobą opiekował a ja zawsze dotrzymuję obietnic. - odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka pozostawiając na nim swój dotyk i zapragnęłam doświadczyć go kolejny raz. Nie podtrzymywałam długo kontaktu wzrokowego, bo to wprawiłoby mnie w jeszcze większe zakłopotanie.

Kiedy dotarliśmy na samą górę moim oczom ukazał się szklany korytarz, który prowadził na otwarty dach. Moje zdziwienie wzmogło się, kiedy Sasuke chwycił moją dłoń.

- Nie ma czasu do stracenia. Jeśli nie chcemy wyglądać, jakbyśmy dopiero co wyszli z pralki to musimy pokonać ten dystans jak najszybciej. Na mój znak... Jesteś gotowa?

Kiwnęłam głową, ale to pytanie dźwięczało mi w głowie jeszcze parę sekund. To pytanie... Czy jestem gotowa? Tego nie wiem. Zależy na co. Na kogo...  No Sakura. Jesteś? Czy tak właśnie zaczyna się każda historia miłosna w filmach romantycznych? Czy to gdzie teraz jesteśmy i dokąd zmierzamy jest nowym początkiem, a może czymś co z góry skazane jest na porażkę, bo co jeśli.. Jeśli właśnie skaczemy na głęboką wodę, a nie mamy kamizelek ratunkowych? Albo.. skaczemy w nadziei, że odbijemy się od dna.. co jeśli nie ma wody w basenie? 

- Już! - poczułam jak jego dłoń zakleszcza się na mojej. Już po chwili znajdowaliśmy się na dachu najwyższego budynku w stolicy Japonii. Nie miałam dużo czasu, by podziwiać widoki, ale bez wątpienia potrafiły zabrać dech w piersiach. Pomimo brzydkiego nieba, które malowało się w smutnawe kolory... To nawet jeśli w życiu piękne są tylko chwile, to ta chwila należy do nas. 


50 twarzy Sasuke [WZNOWIONE, W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz