Rozdział 11. '47 dni przed'

174 10 4
                                    

 ***Rose girls in glass vases
Perfect bodies, perfect faces
They all belong in magazines
Those girls the boys are chasing
Winning all the games they're playing
They're always in a different league

But I'm a sunflower, a little funny

Dziewczyny niczym róże w szklanych wazonach
Idealne ciała, idealne twarze
Wszystkie należą do czasopism
Te dziewczyny, za którymi chłopcy uganiają się
Wygrywają wszystkie gry, w których biorą udział
Zawsze są z innej ligi

A ja jestem tylko zabawnym słonecznikiem












47 dni przed


Byłem wściekły. Kiedy zobaczyłem... myślałem, że rozerwę go na strzępy. Myśli, że ujdzie mu to na sucho, ale jest w grubym błędzie. Czułem jak kumuluje się we mnie gniew i teraz dałem mu ujście uderzając w ścianę. Kostki zrobiły się czerwone, ale nie dbałem oto. Każdy kto zadziera z Sakurą... zadziera również ze mną. Czy nikt nie nauczył tego oblecha szacunku do kobiet?! Kto to widział, żeby wyzywający strój dawał pozwolenie... na co do cholery?

Kiedy pomyślałem o tym, co miał zamiar zrobić i czego chciał zrobiło mi się słabo. To napawało mnie jeszcze większą furią, która rosła z każdą sekundą. Na moim bankiecie... skoro tu jest to musi być jednym z naszych inwestorów. Od teraz już nim nie jest i nigdy nie będzie. Dopilnuję, by jego interes i wszystko co z nim związane poszło na dno. Byłem gotowy posunąć się bardzo daleko, bo nie mogłem znieść widoku jej bólu. Widząc ją tak zupełnie bezradną coś we mnie stuknęło i spowodowało, że chciałem dobić nawet leżącego. Opętała mnie agresja, a jedynym lekiem było posmakowanie jej ust. Tylko to trzymało mnie w ryzach i sprawiało, że jeszcze się trzymałem. Wziąłem głęboki wdech i próbowałem się opanować. Uśmiechałem się do swoich myśli i czułem jak dryfuję, mimo ciężkiego kamienia przywiązanego do mojej nogi. 

Nie miałem zamiaru przychodzić - to była prawda, jednak w środku wieczoru poczułem to. Poczułem irracjonalny lęk. Coś prawie jak głos mówiło mi, że powinienem tam teraz być. Nie wiem dlaczego, z jakich powodów, ale czułem to. Nie mogłem zignorować tego uczucia i cieszę się, że tego nie zrobiłem. To tylko potwierdziło teorię telepatii z Sakurą. Znamy się tak krótko, a ja czuję się jakbym był czuły na każdą jej najmniejszą reakcję. Potrafię wyczuć jej strach i obawy. To właśnie to doprowadziło mnie dzisiaj aż dotąd.

Cały czas stałem w ukryciu i to było do mnie niepodobne. Tej nocy wymiękłem i nie potrafiłem podejść i przywitać się jak gdyby nigdy nic. Przyrosłem do podłogi i nie mogłam zrobić najmniejszego kroku. Stałem za ścianą i czaiłem się jak cień lub też starałem schować w tłumie. Nie poznawałem samego siebie, bo zwykle to ja zaczynałem rozmowy, opowiadałem najśmieszniejsze dowcipy, po czym od razu jechaliśmy do mnie. A teraz? Nie potrafię pozbierać myśli i to sprawia, że chowam się na własnym przyjęciu. Chowam się, bo boję się zostać postrzelony, a i tak nie zdołałem tego uniknąć... bo kiedy weszła... coś przewróciło mój żołądek do góry nogami. Zacząłem nawet myśleć, że może faktycznie potrzebuję detoksu, bo jest ze mną coraz gorzej. Daję sobie w żyłę za każdym razem kiedy ją widzę a czas odwyku jest nie do zniesienia. Sprawia, że nie wiem co mam ze sobą zrobić, czuję złość, smutek, chcę mi się śmiać a następnie płakać. Pali mnie całe ciało i czuję ból. Rozrywa mnie na strzępy i znów to robię. Robię wszystko, by znaleźć się jak najbliżej jej. 

Gubiłem się w moich myślach, dlatego też nie rejestrowałem niczego co się dzieję. Nie obchodziły mnie tej nocy inwestycje, ani alkohol. Ponadto miałem dość whisky, która przestała mi smakować. Wszystko miało nijaki smak, nawet najsłodsze truskawki. 

- Uchiha. - usłyszałem jego głos zza pleców. Powoli odwróciłem się i próbowałem uspokoić, by i tym razem nie zrobić nic głupiego. Stał oparty stopą o ścianę, ale kiwał się na boki. Widać było, że jest nieźle ubawiony, a ja nie chciałem wszczynać kolejnej awantury.

- Naruto. 

- Wiesz, teraz jak tak patrzę na ciebie... to faktyczne niezłe z ciebie ciacho w tym garniturze. - zakpił ze mnie śmiejąc się, ale nie było mi do śmiechu. Zastanawiałem się do czego zmierza.

- Jesteś pijany. - stwierdziłem fakt.

- Taa... dlatego jestem w połowie gotowy na tę rozmowę. I mogę znieść twój widok. - wykrzywił usta w uśmiech, ale nie był on udawany. 

- Naruto nie mam dzisiaj ochoty na kłótnie. - skinąłem i chciałem odejść w drugą stronę, jednak nie zrobiłem tego. Czułem, że coś wisi w powietrzu i chciałem wiedzieć, co ma mi do powiedzenia.

- Sasuke. - zbliżył się do mnie starając się zachować równowagę. - Zacznę od tego... nie lubię cię.

Prychnąłem ze złości i przewróciłem oczami. Jeśli właśnie to chce mi powiedzieć, to niech sobie daruję. Naprawdę nie jestem dziś w nastroju i może się to skończyć źle.

- Jednak... - podniósł palec do góry. - Sakura cię lubi. Wiesz dlaczego byłem tak negatywnie do ciebie nastawiony?

- Oświeć mnie. - poczułem krople potu spływające po moich plecach. Zastygłem w bezruchu i uważnie obserwowałem każdy jego ruch. 

- Bo patrzyła na ciebie. Patrzyła na ciebie tak jak nigdy nie patrzała na mnie. Nawet na tym apelu... - zamyślił się, a ja chciałem chciałem znać ciąg dalszy, jednak nie dokończył wątku. - Ale nigdy tego nie zrobiła. I wtedy zrozumiałem. 

Wymieniliśmy spojrzenia, ale zapadła cisza. Wpatrywał się w czubek swojego buta i czułem, że chce powiedzieć coś ważnego. Zaschło mi w gardle .

- Huh? - chciałem zachęcić go, by mówił dalej, jednak od razu tego pożałowałem.

Pokarm, który znajdował się wcześniej w jego żołądku - teraz znalazł się na podłodze. Zwymiotował tuż obok moich butów, co sprawiło, że mi również zbierało się na wymioty. Skrzywiłem brwi i próbowałem opanować żyłkę, która pulsowała na moim czole. Próbowałem zachować zimną krew, bo nie miałem zamiaru bić kogoś upojonego alkoholem, ale tak naprawdę dostawałem białej gorączki.  

- Chyba za dużo jak na dziś. - westchnąłem i patrzyłem jak przeciera usta. Znów radośnie się uśmiechnął.

- Zrobiłem miejsce na więcej. - ukazał rząd swoich białych zębów. - Mniejsza oto... - kaszlnął. Sasuke nie skrzywdź jej. Ona gra silną, ale jest bardzo krucha. Nie mów nic, co mogłoby ją zranić i roztrzaskać na milion kawałków. Traktuj ją jak należy... spraw, by była szczęśliwa. 

- Skąd taka nagła zmiana nastawienia?

- Biznesmen, inteligent, a nic nie rozumie. Oczy są oknami do serca i po prostu...  całe życie próbowałem do niego dotrzeć, ale mi się nie udało. Rozumiesz? Nie wiem jak to zrobiłeś, ale jesteś szczęściarzem Uchiha. Nie skrzywdź jej, bo będziesz miał do czynienia ze mną. 

Analizowałem przez chwilę jego słowa, które mnie dotknęły bardziej niż powinny. Poczułem teraz niewidzialną nić porozumienia między nami. Sposób... w jaki o niej mówi. W jaki się o nią martwi i troszczy nawet na odległość... Ogarnęła mnie złość, bo wiedziałem, że nie będę mógł dać jej tego samego co on. Nie jestem taki jak on. Nie zasługuję na nią.

- Już się boję. - próbowałem obrócić całą sytuację w żart, który mnie nie śmieszył. Zasiał we mnie ziano nienawiści i strach przed tym, że ją stracę w chwili, gdy nawet nie jest moja.

- A powinieneś. - podszedł bliżej i poklepał po ramieniu. Uśmiechnąłem się w duchu. - Ale i tak cię nie lubię. - jego stanowczy ton wyrwał mnie z objęć chwili, w której pozwoliłem sobie pomyśleć, że coś się zmieniło.

50 twarzy Sasuke [WZNOWIONE, W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz