Jisoo
Tamten dzień był straszny. Zadzwoniłam do mojej mamy, mówiąc, że moja dziewczyna jest w szpitalu. Mama natychmiast przyjechała do szpitala i wyjaśniłam jej wszystko. Zadowolona to ona nie była, jednak zrozumiała , że jestem orientacji takiej jakiej jestem, oraz, że naprawdę kocham Rose. Pozwoliła mi zostać w szpitalu, w końcu jestem pełnoletnia.
Stwierdziłam, że na razie rzucę szkołę, jednak nie będę nic mówić o tym mamie. Chciałam jak najwięcej spędzać czasu z Rose. Może kiedyś jakąś pracę znajdę?
W każdym razie wróćmy do dnia wczorajszego.
Po obfitym płaczu Rose zasnęła. Do sali weszła Jennie
- i co? - spytała lekko zmartwiona.
- Rose ma raka...- szepnęłam gładząc moją dziewczynę po włosach. - Teraz śpi zmęczona tą całą sytuacją - westchnęłam.
- oj Jisoo... - Jennie rzuciła się na mnie. - Wiesz, że cię kocham - westchnęła.
- Ja ciebie też siostrzyczko ... - szepnęłam, po czym Jennie wyszła z sali, bo musiała jechać do domu.
Wieczorem Rose się obudziła i była głodna. Dałam jej jedną kanapkę ze szpitalnego sklepiku. Miałam szczęście bo obok szpitala był supermarket, więc mogłabym chodzić tam po bieżące sprawy takie jak jedzenie, picie...
- Jisoo... czy ja umrę? - spytała mnie Rose nie patrząc mi w oczy. Była bliska płaczu.
- ja... nie wiem... jednak mam nadzieję, że przeżyjesz, kochanie... - ucałowałam ją w czoło.
Poczułam się w tej chwili jak matka opiekująca się chorym dzieckiem. Teraz wiem jak muszą czuć się rodzice, których dzieci leżą na oddziale onkologii dziecięcej.
- Jisoo, mogłabyś zadzwonić po moich rodziców? - spytała Rose słabym głosem.
- oczywiście, ale co ja im powiem? - westchnęłam w obawie, że rodzice Rose mogą być homofobami.
- nie martw się, zaakceptują to. Mam kochanych rodziców...- powiedziała Rose i sięgnęła po szklankę z wodą.
Zadzwoniłam po rodziców Rose. Przyjechali niemal natychmiast. Mieli przy sobie różne rzeczy Rose - ubrania, pastę i szczoteczkę do zębów, kosmetyczkę i inne ważne rzeczy potrzebne w szpitalu.
- dzień dobry, miło mi państwa poznać - skłoniłam grzecznie głowę. - jestem Jisoo i jestem dziewczyną Rose... - tutaj mój głos lekko zadrżał.
- miło Cię poznać Jisoo - uśmiechnął się tata Rose.
- wierzymy, że się nią dobrze zajmiesz - matka widać, że jeszcze zszkokowana po informacji, że jej córka ma raka, miło się do mnie usmiechnęła.
Rose znowu spała. Wyglądała tak uroczo...
- dobrze, to nie zawalaj sobie już głowy, my się nią zajmiemy- powiedział tata Rose.
- nie, nie, niech państwo nie robią sobie problemu, zostanę z nią tutaj. - powiedziałam, po czym rodzice Rose podziękowali mi i wyszli z sali.
Zaczęło się ściemniać, więc zapaliłam małą lampkę, która stała na stoliku nocnym, żeby nie budzić Chaeyoung.
Siedziałam sobie spokojnie i czuwałam nad młodą. Przeczytałam jakąś głupią książkę i obejrzałam film romantyczny.
Koło godziny 23 Rose obudziła się i zaczęła płakać z bólu.
- Rosie co się dzieje? - spytałam zaniepokojona.
- brzuch... bardzo...boli...mnie brzuch... - wykrztusiła przez płacz.
Zadzwoniła po lekarza, który natychmiast przybiegł podał Rose leki oraz kroplówkę.
- niestety w przypadku Park Chaeyoung takie ataki mogą zdarzać się często. Otóz ma raka jelita grubego, bóle brzucha bardzo często występują w przypadku tej choroby - powiedział , po czym dodał - jest pani bardzo czujna. Dobrze, że pani czuwa nad nią...
- dziękuję - powiedziałam nieśmiało i spojrzałam na Rose. Była rozpalona i miał a czerwone policzki. Dotknęłam jej czoła. Było bardzo ciepłe. Szczęście, że biedaczka dostała leki.
Mam nadzieję, że jej stan się polepszy.
Po chwili rozmyślań nad zdrowiem mojej Rosie, wzięłam telefon i napisałam do mamy, że jest źle, że Rose ma drgawki, strasznie boli ją brzuch, oraz ma gorączkę. Mama mimo, że była noc odpisała mi, żebym się trzymała i życzyła mojej Rosie zdrówka.
Zaczęłam się robić śpiąca. Oczy mi się same kleiły. Jedyne co by mnie obudziło to kawa, jednak szpitalny bufet był zamknięty. Automat był na parterze, nie chciałam się włóczyć po nocy w szpitalu. Wolałam zostać z moją ukochaną i pilnować czy aby na pewno wszystko u niej w porządku.
Żeby nie zasnąć zaczęłam chodzić po sali w kółko, po czym wyjrzałam, przez okno. Chwilkę się zamyśliłam, potem usiadłam na fotelu obok łóżka, gdzie leżała Rose i wyjęłam telefon z kieszeni bluzy. Zaczęłam oglądać instagrama i inne podobne sprawy.
Około 2:30 w nocy Rose znów się obudziła.
- Jisoo... pić... - powiedziała szeptem.
- Już już... - powiedziałam szybko, pomogłam jej usiąść i podałam jej butelkę z wodą. - pij Rosie...
- dziękuję - powiedziała i spowrotem się położyła.
- jak się czujesz? - spytałam
- niezbyt dobrze, ale z tobą jest mi lepiej niż gdybym była bez ciebie - powiedziała i delikatnie się uśmiechnęła.
- teraz zaśnij sobie spokojnie kochanie.- powiedziałam i usiadłam na krawędzi łóżka.
Zaczęłam gładzić dziewczynę po głowie i policzkach. Po chwili dziewczyna zasnęła wtulona w moją rękę.
CZYTASZ
𝖓𝖔 𝖙𝖎𝖒𝖊 𝖗𝖊𝖒𝖆𝖎𝖓 - 𝕮𝖍𝖆𝖊𝖘𝖔𝖔
FanfictionJisoo zwykła 18- latka chodząca do zwykłej szkoły. Pewnego dnia kiedy chce wejść do toalety widzi zrozpaczoną 16-letnią Rose, której nikt nie chce wpuścić do toalety. Tak poznają się dziewczyny, które zakochują się w sobie. Mimo wielkiej miłości na...