Następnego dnia więźniowie ocknęli się w środku lasu. Byli przemoczeni i zziębnięci. Słońce ledwo przebijało się przez gałęzie drzew. Prawdopodobnie był świt. Five gdy tylko stanął na nogi, rzucił się na Dracona.
(Five) – Jesteś takim debilem! Tyle czasu przygotowań a ty wszystko spierdoliłeś. Jedyna zaleta tego wymiaru jest taka, że w końcu będę mógł cię zabić. – Krzyczał okładając Malfoya pięściami.
(Loki) – Chyba powinniśmy coś zrobić.
(Bucky) – Dawaj Draco dobrze ci idzie. – krzyknął obserwując jak Five próbuje złamać mu kręgosłup.
(Tommy) – Dosyć tego! Nie zachowujcie się jak zwierzęta. To nie wina Malfoya, że tak się stało. Teraz musimy znaleźć jakieś pożywienie, inaczej długo nie pożyjemy.
Szli przez las obserwując piękno otaczającej ich przyrody. Było naprawdę nieziemsko. Długie liany zwisały z nienaturalnie wysokich drzew. Kolorowe grzyby rosły gęsto w cieniu zielonych krzewów. Jedyną wadą tych zapierających dech w piersiach roślin było to, że nie wiadomo było które są jadalne. Loki zahaczył nogą o fioletową kolczastą roślinę.
(Loki) – kurwa - krzyknął upadając na ziemie. Krew zaczęła obficie cieknąć z jego łydki. Zrobił się cały blady, przed oczami pojawiały mu się żółto - białe plamki. Patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem.
(Bucky) – Podajcie jakieś ubranie, trzeba zatamować krwawienie!
(Loki) – Thor?
(Bucky) – Zajebiście – westchnął. Musieliśmy trafić na jakieś halucynogenne gówno.
(Loki) – Thorrrrr nienawidzę cię, zniszczyłeś mi życie teraz ja zniszczę ciebie. – krzyczał łapiąc Barnesa za gardło.
W czasie, w którym wszyscy próbowali obezwładnić Lokiego, Tommy zerwał biały liść z rosnącego nie opodal krzewu i krwią będącą teraz wokół, zaczął opisywać kolczastą roślinę oraz jej właściwości. Mieli już pierwsze informacje o nowym świecie.
Loki wierzgał rękami i nogami próbując wyswobodzić się z uchwytu Damona i Five'a. Bucky położył mu ręce na ramionach i spojrzał w oczy.
(Bucky) – To ja, Buck. Loki patrz na mnie.
(Loki) – Zginiesz marnie synu Odyna – groził Loki z chęciom mordu w oczach.
(Tommy) – Uciszcie go. Jeśli są tu jakieś zwierzęta, to już po nas idą.
Bucky po chwili wahania uderzył w twarz Lokiego, który nieprzytomny upadł na zimie.
(Tommy) – Nie możemy w nieskończoność błądzić po tym lesie. Słońce zachodzi, potrzebujemy schronienia. Nie wiemy co tu się dzieje nocą.
(Damon) – Wiem gdzie możemy przenocować. – Nagle wypalił Damon.
(Bucky) – Skąd to niby wiesz geniuszu.
(Damon) – nie wiem. Po prostu coś mi podpowiada. Nie umiem tego opisać. Chodźcie za mną.
Wszyscy ruszyli za Damonem, który aktualnie rwał do przodu jakby uciekał z odwyku. Za nim szli Shelby wraz z Buckim, którzy nieśli Lokiego na plecach. Na końcu podążał ledwo trzymający się na nogach Draco. Five odczuwał wyrzuty sumienia związane z tym, że rano dosyć mocno go pobił więc pomagał mu stawiać dalsze kroki.
Wyszli na niewielką polanę, na której środku budowała się chata, otoczona drewnianym murem.
(Tommy) – To robota Magdy, ale dlaczego nam pomaga?
(Damon) – Mogłem mieć w tym swój udział. – powiedział wyraźnie zadowolony z siebie.
Chata była w środku w pełni wyposażona. Koło lóżek leżały różne rodzaje broni, natomiast na stole porozwalane były mapy i zeszyty.
(Bucky) – wow, Damon laska naprawdę na ciebie leci.
(Damon) – Fakt, prawie tak bardzo jak ty na Lokiego XD
(Bucky) – Jeszcze jedno słowo i rano obudzisz się martwy.
(Loki) – B-b-uck – wyszeptał, budząc się.
(Bucky) - Ciiii, jak się czujesz?
(Loki) – Jakby ktoś uderzył mnie w twarz – Buck podszedł do niego i delikatnie położył mu dłoń na czole.
(Bucky) – Jest rozpalony, jeśli czegoś nie zrobimy może umrzeć. – powiedział z troską w głosie.
(Tommy) – W zeszytach są zapiski Magdy. Wynika z nich, że antidotum są czerwone Dendrony. Według map rosną 10km na północ. Five zabierz Draco i przynieście wszystkie jakie znajdziecie. Ja z Damonem pójdziemy szukać pożywienia. Buck zajmij się Lokim, pilnuj żeby nie zszedł. Prześpijcie się, z rana wyruszamy.