2

170 8 0
                                    

(Włącz muzykę)

Wysiadłam z samochodu. Upewniłam się czy z tyłu, za paskiem spodni mam schowany pistolet. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę dwóch mężczyzn w garniturach i kolorowych maskach, pomarańczowym kotku i zielonym piesku, którzy stali przed przed dużym, szarym budynkiem. Zatrzymałam się przy zabójcach i spojrzałam na nich zdenerwowana.

-Gdzie on jest? - zapytałam ostro, chowając do kieszeni ciemne okulary.

Obaj skinęli na budynek przed nami. Stara, opuszczona fabryka w szczerym polu. W zasięgu wzroku nie było żadnego innego budynku, jedynie uprawy.

-Jest raniony w nogę. Nie ucieknie daleko - powiedział jeden.

-Jak długo się tu ukrywa?

-Może godzinę. Zmylił nas po drodze. Sami dojechaliśmy tu chwilę temu.

-Kretyni. Miejmy to już za sobą - mruknęłam.

Poprawiłam garnitur i żwawym krokiem ruszyłam w stronę wejścia do fabryki. Skupiłam uwagę na podłodze. Uniosłam kącik ust. Jak się spodziewałam, już przy samych drzwiach widać było małe, szkarłatne krople. Nie rzucały się w oczy, ale byłam pewna, że idąc po ich tropie, prędko wpadnę na moją zgubę. Poczułam nieprzyjemne kręcenie w nosie i ból głowy, a za chwilę zapachy z mojego otoczenia stały się kilkadziesiąt razy bardziej wyczuwalne, niż do tej pory. Zakręciło mi się lekko w głowie, ale po chwili przywykłam do tej zmiany i ruszłam dalej, nie dając po sobie niczego poznać.

Wnętrze budynku nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Ot rozpadające się mury i dużo brudu. Obcasy głośno stukały o beton, a moje kroki niosły się po całej budowli. Weszłam po schodach i z dużej hali, przeszłam do ciasnych korytarzy, które zapewne wcześniej prowadziły do małych biur.

 Kierowana zapachem krwi stanęłam przy jednych z drzwi. Za cienką ścianą usłyszałam ruch. Włożyłam jedną rękę do kieszeni, a drugą sięgnęłam po pistolet. Strzeliłam dwa razy w drzwi. Następnie opuściłam rękę i złapałam za klamkę. Okazało się , że wejście nie jest w żaden sposób zabarykadowane, czy też zabezpieczone, przez co automatycznie zaświeciła mi się w głowie czerwona lampka.  Po otwarciu drzwi nie znalazłam nikogo na ziemi, a do mojego nosa dotarł inny bardzo znajomy zapach, który ciężko było mi zidentyfikować. W powietrzu na pewno unosił się aromat wody kolońskiej. Okno na przeciwko mnie był otwarte na oścież, przez co pokój był mocno wywietrzony. Rozejrzałam się. Po drugiej stronie zdemolowanego biura zobaczyłam martwe ciało. Wściekła podeszłam do zwłok. Od razu poznałam mężczyznę, który miał zostać moim celem, jednak to nie ja go wykończyłam. Został uśmiercony jednym strzałem w głowę, a na jego piersi leżała mała karteczka. Sięgnęłam po nią, po czym ją rozwinęłam i przeczytałam napis: ,,Byłem w pobliżu. Następnym razem pilnuj lepiej swojej zguby. Widzimy się w Komisji, Fasolko." Zgniotłam świstek papieru i dopadłam do mężczyzny. Zaczęłam przeszukiwać jego kieszenie, niestety w żadnej z nich nie znalazłam małego kluczyka, który miał być dowodem na wykonanie zadania i który pasował do sejfu, w małym sklepiku z książkami. Przeklęłam pod nosem i dopadłam do okna. Z parkingu właśnie odjeżdżał czarny samochód.

-Sukinkot - warknęłam.

Wpadłam w furię. Oderwałam się od okna i w niecałą minutę znalazłam się na parterze fabryki. Nie zwracałam uwagi na zabójców, którzy coś za mną krzyczeli. Błyskawicznie wsiadłam do samochodu i odjechałam z piskiem opon.

Słońce pięknie oświetlało widoki przede mną. Jadąc wąską drogą ponad sto dwadzieścia na godzinę, przez pola złote od zboża, myślałam o tym jak cudownie będzie wypatroszyć Pięć, gdy go dogonię. Wściekła wcisnęłam mocniej pedał gazu. Po kilku minutach jazdy, na horyzoncie wypatrzyłam czarne auto. Uśmiechnęłam się spode łba i jeszcze bardziej przyspieszyłam. 

Coffee BeanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz