8

345 7 2
                                    

Słońce już zaszło za horyzont, gdy ja z Pięć siedziałam na krawężniku i kończyłam jeść dużą porcję lodów. Chłopak zamiast deseru kupił sobie butelkę wina, którą trzymał w papierowej torbie. A raczej ja mu kupiłam. Alkohol dostał dopiero po krótkiej awanturze że sprzedawcą i mojej interwencji. Jak się ukazało, jestem Piątce potrzebna nie tylko w obliczu apokalipsy.

-Trzeba się zbierać - powiedziałam przerywając długą ciszę, zwijając serwetkę, w której dostałam lody, w małą kulkę.

Pięć kiwnął głową i wstał.

-Jak cudownie, że kolana mi już nie strzykają, jak wstaję - mruknął. - Poczekaj, tylko pójdę wyrzucić torbę.

Ja ruszyłam w stronę samochodu, a on do najbliższego kosza na śmieci, który stał przy kiosk. Usiadłam za kierownicą i zajęłam się ustawieniem lusterek. Drzwi od strony pasażera otworzyły się, a do samochodu wsiadł Pięć. W ręku trzymał gazetę. Spojrzałam na niego pytająco.

-Tą samą gazetę znalazłem w dzień apokalipsy.

-Po co ci ona?

-Nie wiem. Może na pamiątkę? Nadal nie jestem w stanie uwierzyć, że to koniec.

-Ja też. Tak naprawdę my nic nie zrobiliśmy. Czy to możliwe, żeby bez naszego wpływu Harold Jenkins zmarł?

-Teoretycznie tak. Gdy znalazłem... Gdy ich wtedy znalazłem, Luther trzymał w ręce szklane oko Jenkinsa. Ale on teraz nie żyje, więc oko, którego nie miał gdy go znaleźliśmy, nigdy do nas nie trafi.

-Może masz rację - pokiwałam głową i przekręciłam się całym tułowiem w jego stronę, opierając łokieć na oparciu fotela - Ale serio uważasz, że Komisja tak łatwo odpuściła? Jakoś mi to do nich nie pasuje.

-Wiem - powiedział, zaciskając szczękę - Ale może po prostu oboje nie chcemy, żeby to się skończyło.

-Ale patrz jaki jest paradoks! Komisja próbuje zapobiec zmianom w historii, ale kiedy one się dzieją, oni nic z tym nie robią. Czemu? Mają walizki. Taka zmiana przyszłości, byłaby prosta i bezbolesna. I jest szansa, że znacznie bardziej humanitarna.

-Nie wiem. Na pozycji zabójcy, człowiek wykonuje polecenia, a nie szuka sensu w tym co robi.

-Masz rację. Nie ważne - mruknęłam i włączyłam silnik.

Przez całą drogę panowała cisza. Pięć nie był bardzo rozmownym człowiekiem, ale mi to nie przeszkadzało.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, w szoku spojrzeliśmy na Akademię, a raczej na to co z niej zostało. Rezydencja zmieniła się w ruinę. Dwa piętra się zawaliły, a jedyne co pozostało nienaruszone, to tylna ściana i dwie boczne. Reszta była nie do poznania. Pięć spojrzał do gazety.

-Kurwa - zaklął.

-Co jest? - zapytałam, ale chłopaka już nie było - Pięć!

Wypadłam za nim, z samochodu i biegiem ruszyłam w stronę zgliszcz. Modliłam się w duchu żeby reszta rodzeństwa była cała. 'Co tu się stało?' Zatrzymaliśmy się przed wejściem do ruin, a do moich uszu dobiegł dźwięk rozmowy.

-Żyją - szepnęłam i zaczęłam wspinaczkę po gruzach.

Za mną ruszył Pięć. Cały czas słyszałam rozmowę rodzeństwa, która dochodziła gdzieś zza stert cegieł. Gdy wdrapaliśmy się na ostatnią kupę gruzu, zobaczyłam, że rodzeństwo Hargreeves było, całe i zdrowe. Stała tam też Allison. Na szyi miała założony opatrunek, ale podczas zawalania budynku, nic jej się nie stało.

-Czy was nie można na dziesięć minut zostawić samych? - zapytałam, zwracając na nas uwagę reszty rodzeństwa.

-Słuchajcie! - zawołał Pięć i przeskoczył przez ostatnie cegły, a ja ruszyłam za nim - Apokalipsa się dzieje. Świat dziś się skończy.

Coffee BeanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz