Larissa
Siedziałam na miejscu pasażera i słuchałam opowieści Olivii na temat naszej ostatniej ostro zakrapianej biesiady. Znaczy urządziłyśmy sobie z Liv piknik w pobliskim parku. Raptem pięć ulic dalej. Moja mądra przyjaciółka wyniosła z domu butelkę wódki nieznanego nam pochodzenia. Trunek był przepyszny. Niestety ,nasz wspaniały humor nie uszedł uwadze pobliskim strażnikom miejskim. Nie dość, że dostałyśmy srogi mandat (który zawdzięczałam mojej koleżance, bo troszeczkę zaczęła sprawiać problemy) to jeszcze odwieźli nas do domu Olivii. Plus tej sytuacji był taki, że bezpiecznie dotarłyśmy do posiadłości. Potem już urwał mi się film, ale z tego co powiedzieli nam rodzice przyjaciółki, to porządnie spadłyśmy ze schodów, Liv zwymiotowała w ramionach swojego ojca, a ja przytulałam się do portretu pradziadka Olivii mówiąc, że to najwspanialszy mężczyzna jakiego spotkałam. Ranek był koszmarny. Nie dałyśmy rady wstać, o jedzeniu nie wspominając. Na długo zapamiętałyśmy gorycz tamtego ranka. Oczywiście obiecałyśmy sobie, że nie tkniemy już wódki. Aczkolwiek w następny weekend piłyśmy wino z moją mamą. Na szczęście tym razem nie skończyło się to tak tragicznie.
-Nie wiedziałem siostra, że z ciebie takie ziółko.- droczył się James.
-Daj spokój. W końcu młode jesteśmy. Nie uwierzę, że ty takich rzeczy nie robiłeś.
-I tu masz rację siostrzyczko. Dobra kieruj nas do tego zacnego przybytku.
Po niespełna piętnastu minutach dotarliśmy do celu. Przed klubem zbierała się już dosyć długa kolejka ludzi, którzy czekali na wstęp do budynku. Spojrzałam kątem oka. Czułam się jak zakonnica wobec tych roznegliżowanych dziewczyn. Olivia miała na sobie cudowną małą czarną. Założyła do tego sandałki ze złotymi paskami, złote koła do uszu i komplet złotych bransolet. Usta musnęła czerwoną szminką, a rzęsy mocno wytuszowała. Wyglądała obłędnie. Mogłam jej posłuchać i inaczej się ubrać pomyślałam. No niestety na takie przemyślenia było już za późno. Weszliśmy dzięki przepustkom VIP-owskim, które załatwiła nam Liv. W środku już było sporo osób.-Idźcie do stolika , a ja pójdę zamówić nam drinki. Co pijecie? - zapytał James.
-To co zawsze. American Pie dwa razy- powiedziała Olivia.
-Jestem za- odparłam.
-Okej, to zaraz będę. Który numer to nasz stolik?
-16.
Powoli za rękę szłyśmy do naszego boksu, mijając pary tańczące w rytm głośnej muzyki.
-To co dziś się napijemy?-zapytała przyjaciółka.
-Byle nie tak jak ostatnio.
-Przynajmniej teraz on nas odwiezie do domu, a nie policja- powiedziała Olivia puszczając do mnie oko.
-I oto ja wasz kelner. Dwa razy American Pie- powiedział James siadając obok Liv.
-To co? Za jak najwięcej imprez w takim gronie- wniosła toast Olivia po czym stuknęliśmy się drinkami i wypiliśmy.
Po chwili już opróżniliśmy nasze napoje.
-Dobra to teraz po dwa szoty może co?- zaproponował James.
Obie przytaknęłyśmy z szerokimi uśmiechami na jego propozycję. Po dwóch kolejkach czułam, że alkohol uderza mi do głowy.

CZYTASZ
Imperfect
Fiksi RemajaChyba nie zauważyła tego co przed chwilą skończył jej brat. W tym momencie spojrzałam na niego pod innym kątem. Zmienił się. Już nie był tym słodkim i uroczym chłopakiem, który nosił nas na barana i bawił się z nami. Że dopiero teraz to zobaczyłam...