Rozdział 5.

53 2 0
                                    


Razem z Tenten byłyśmy niesamowite zmęczone całym wczorajszym dniem, który chylił się ku końcowi. Całe szczęście... Zasnęłyśmy bardzo szybko. Nie miałam czasu, żeby pomyśleć o wszystkim na spokojnie. Ale może to i dobrze. Jak kiedyś jeden z filozofów powiedział: 'Nie myśl zbyt dużo, bo za chwilę pojawi się problem, którego nie było'. Jednak mimo to, że to wiedziałam... To ta jedna sprawa nie dawała mi spokoju. Ten cały Uchiha mówił coś o napadzie. Ale dlaczego..? Kto...? Czemu...? Tyle pytań nasuwało mi się na usta, ale na żadne z nich nie miałam odpowiedzi.

Obudził mnie doszczętnie dopiero krzyk Tenten z ogrodu. Szybko założyłam na ramiona bluzę, bo był ranek. Chłodny ranek, w końcu listopad zawsze wieje chłodem. Nie spojrzałam nawet w lustro, ani nie poszłam do łazienki - liczyła się tylko Tenten. W ekspresowym tempie zbiegłam po schodach. 

- Co się stało? - szybko do niej podbiegłam. Była roztrzęsiona a w dłoni trzymała zwykłą kartkę papieru. 

- O co chodziło z tym całym napadem? - zaczęła coraz bardziej się jąkać. 

- Wszystko co wiem to powiedziałam wczoraj, ale nie sądzę, żeby to była prawda... Musiało mi się coś ubzdurać.

- Zobacz to. - podała mi kartkę do ręki. Poczułam, jak przez moje ciało przechodzi prąd.

- Czego oni mogą od ciebie chcieć do cholery?! - krzyknęłam i miałam ochotę potargać tą kartkę, ale wiedziałam, że nie jest to rozsądne. Przecież zawsze może to posłużyć jako dowód... Nigdy nic nie wiadomo, trzeba zachować czujność. 

- Nie wiem, Sakura. Ale boję się. - jej głos załamywał się coraz bardziej z każdą sekundą. - Przecież wiesz, że zostaję w domu sama i to często. Moi rodzice muszą wyjeżdżać z Konohy..

- Co z tym zrobimy? - przytuliłam ją mocno do piersi. Wiedziałam, że to nie załatwi sprawy, ale za wszelką cenę chciałam jej pokazać, że jestem tutaj z nią. 


- Nie wiem. - rozpłakała się, a ja nie nadążałam z ocieraniem jej łez. Poczułam ból w sercu, bo nawet gdybym chciała - nic nie mogłam zrobić. Wiem, że muszę porozmawiać z Itachim, który musi mi to wszystko wyjaśnić! 

Zostałam przy niej do wieczora, bo właśnie wtedy jej rodzice zjechali z delegacji do domu. Nie rozmawiała z nimi o tej sytuacji, chociaż moim zdaniem powinna, ale nie chciałam się wtrącać. Chciałam mieć tylko pewność, że jest bezpieczna.

Tenten nalegała, by jej mama odwiozła do domu, a ja tym razem nie protestowałam. Nie chciałam tego przyznać przed wszystkimi, ale również czułam strach. Niepohamowany strach, bo wiedziałam, że dzieję się coś, co trudno ogarnąć umysłem. Miałam najgorsze przeczucia, a w środku cała dygotałam na samą myśl, że ta impreza mogła skończyć się tragedią. 




Gdy wróciłam do domu kolejna awantura już na mnie czekała. Wiedziałam, że z nią nie wygram, dlatego w ciszy wysłuchałam wszystkiego, co Anke miała mi do powiedzenia. Raczej byłam biernym słuchaczem, bo tak naprawdę moje myśli biegły w zupełnie inne strony. 

Nie dałam sobie do końca zepsuć humoru, który i tak był kiepski. Marzyłam o relaksującej kąpieli, dlatego od razu skierowałam się do łazienki, zakluczając drzwi. Zsunęłam sukienkę z ramion i związałam włosy w kok. Chwilę później znajdowałam się już w ciepłej wodzie, która miała odprężyć moje mięśnie. Dolałam do niej olejek o zapachu sosny i zanurzyłam się pod wodę. Wreszcie sama.. Bez nikogo. A przynajmniej tak myślałam. 

 Dopiero po godzinie wreszcie wyszłam z wanny. Nie chciałam wychodzić, ale woda zaczęła robić się zimna, więc byłam zmuszona. Musiałam jeszcze przejrzeć zeszyty, bo jutro kartkówka z matmy, ale naprawdę nie miałam na to wszystko siły i chęci.

Zasiadłam przy toaletce w celu wysuszenia włosów. Schyliłam się po suszarkę i kątem oka, w małym lusterku dostrzegłam znaną mi sylwetkę. Gwałtownie się obróciłam.. To był on. 

- Musimy pogadać Uchiha.  - poczułam na sobie jego wzrok, który przeszywał mnie na wylot. - Nie będę pytała cię o to jak się tu znalazłeś, bo to w tym momencie interesuję mnie najmniej. 

- Mamy całą noc. - uśmiechnął się i wygodnie rozsiadł się na swoim łóżku. 

- Jakie kolejne głupoty masz mi do powiedzenia? Hm? - czułam napięcie, które rosło z każdą upływającą sekundą. 

- Sądzisz, że rzeczy, które zagrażają twojemu życiu są głupotą? - prychnął. Cały czas nie odrywał ode mnie wzroku.

- Nie wiem dlaczego cię to interesuję. Od tego zacznijmy. - odłożyłam suszarkę i usiadłam na krześle przy toaletce. Założyłam nogę na nogę i oczekiwałam odpowiedzi. 

- Dlatego chcę z tobą porozmawiać.

- Więc mów. - byłam stanowcza. Nie chciałam słuchać owijania w bawełnę. Chcę prawdy tu i teraz. Nawet jeśli miałaby mnie rozerwać na strzępy... ale nie takiej prawdy się spodziewałam. 

- Nie wiem od czego zacząć. - położył się na moim łóżku. Podparł się dłonią o policzek i błądził wzrokiem po pokoju. - Ładnie tu. - skomentował. 

- Najlepiej od początku.

- Wiem, że mi nie uwierzysz, ale... myślę, że to mój brat za tym wszystkim stoi. 

- Chwila... Ty masz brata? 

- Nie przepadamy za sobą, nie palamy miłością. Szczerze mówiąc to się nienawidzimy. Byłby pewnie w stanie zabić mnie z zimną krwią, gdyby mógł. 

- Ale co do tego ma Tenten? Co do tego mam ja? 

- To już zupełnie inna historia, która... nie jest istotna. Musisz mi zaufać.

- Zaufać? Niby z jakiego powodu? Kim ty w ogóle jesteś co? Po co tu przychodzisz, po co to wszystko? Nie jestem cholernym bankiem i nie daję zaufania na kredyt.  

- Twoja matka mnie o to poprosiła. - odwróciłam się i zacisnęłam dłonie w pięści.

- Co ty pieprzysz! Ona nie żyje! Co ty bierzesz... Jesteś jakiś nienormalny! - zakryłam twarz dłońmi i powoli zsunęłam się na podłogę. Przysunęłam kolana do siebie i oplotłam je ramionami w nadziei na cud. W nadziei, że ten koszmar się skończy, ale on dopiero się zaczynał.

- Anke jest jej siostrą, czyli to twoja ciotka. Mebuki chciała, żebyś myślała, że zginęła. Nie chciała, żebyś jej szukała. 

- Jak to nie chciała, żebym jej szukała? Czy ty chcesz mi wmówić, że ona żyje? - warknęłam w jego stronę. Jeśli jestem w jakiejś ukrytej kamerze to naprawdę wcale mnie to nie bawi. 

- Nie do końca. Nie mogę powiedzieć... Nie chcę. Posłuchaj mnie. - podszedł do mnie i przykucnął, by spojrzeć mi w oczy. - Sakura jesteś w niebezpieczeństwie. Masz ukryte zdolności. Potrafisz przewidywać przyszłość. Jesteś... banshee. Potrafisz rozmawiać z osobami z zaświatów. Podobno jeśli ktoś spojrzy w twoje oczy, gdy jesteś pod jej wpływem - może umrzeć ze strachu. Potrafisz też przewidzieć czyjąś śmierć. Właściwie to nosząc nazwisko Haruno nigdy nie byłaś normalna, ale to nie ja powinien mówić o historii twojej rodziny. 

- A ty? Czym jesteś? Kucykiem pony? - zaśmiał się a ja czułam jak gniew ogarnia całe moje ciało. 

Nie odpowiedział. Nie musiał. Pokazał mi rząd białych zębów. Właściwie to nie były zęby... Tylko kły. Jego oko w jednej sekundzie pochłonęła czerwona siateczka, a jego wyraz twarzy uległ zmianie. Wyglądał jak z horroru, ale ku mojemu zdziwieniu nie bałam się. Ostatnio wyzbyłam się ludzkich instynktów i było mi obojętne co się ze mną stanie. Nie chciałam tego słuchać, nie chciałam dłużej tu być. 

- Wynoś się stąd. Idę się przebrać, a kiedy wrócę - ma cię tu nie być. - zaakcentowałam ostatnie dwa słowa. Spojrzał na mnie bezlitośnie, ale szybkim krokiem podszedł do okna. Nim zdążyłam się obrócić... już go nie było. 

- Szybki jest. Ale co w tym dziwnego. - pozostawiłam tę myśl samej sobie i marzyłam, by tej nocy nic więcej mnie nie zaskoczyło. 

SasuSaku: Pamiętniki Klanu Uchiha [W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz