Rozdział 7.

49 3 0
                                    

Przed oczami miałam tylko ciemność. Mój największy lęk. W dzieciństwie byłam przewrażliwiona na punkcie zapalonego światła podczas zasypiania, bo noc była moim najgorszym wrogiem. Nie potrafiłam zasnąć bez małego stropu światła, który rozświetlał moje koszmary.

Poczułam jak bardzo moje mięśnie są odprężone, a oddech ustabilizowany. Serce biło we właściwym rytmie... ale nagły ból przypomniał mi, że jestem człowiekiem, bo ból nie może kłamać. Ból jest ludzki.

Promieniował na wszystkie części ciała i sprawiał, że czułam się bezsilna. Nasilał się z każdą sekundą i przygotowywałam się na najgorsze. Czułam w duszy, że to jeszcze nie koniec moich cierpień, ale myliłam się. Po chwili... ból minął. Zobaczyłam tylko skup światła naprzeciw siebie, który mnie oślepił. Nie widziałam zupełnie nic, poza sylwetką kobiety gdzieś w oddali, która kierowała się w moją stronę. Nieśmiało podniosłam głowę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Myślałam, że to los płata mi figle.

- Mamo? Co tu robisz? Gdzie ja jestem.... - mój głos drżał i rozpływał się w powietrzu. Nie potrafiłam stwierdzić, czy naprawdę to powiedziałam, czy mówię to w myślach.

- Cii... już dobrze. - przytuliła mnie do prawej piersi.

- Mamo! To naprawdę ty... - czułam jak obejmuje mnie chłód. Przeszły mnie ciarki, ale nie ruszyłam się.

- Nie bój się. - chłód co sekundę podrażniał moją twarz. Zaczęłam się trząść, ale nie mogłam się ruszyć. Moje ciało było sparaliżowane.

- Jesteś duchem? - nieśmiało zapytałam po dłuższej chwili, choć sama nie wiedziałam, czy chcę znać odpowiedź.

- Muszę ci coś pokazać. - podała mi rękę, która była zimna. Co ja robię? Rozmawiam z... trupem? Duchem? Czy ja naprawdę już wariuję? Nie chcę w tak młodym wieku trafić do ośrodka zamkniętego i przebywać z ludźmi, który mówią sami do siebie. Podzielam teraz zdanie Naruto, że nawet z normalnego człowieka można zrobić wariata.

Szłyśmy chwilę mijając najsłynniejsze drapacze chmur Konohy. Sama nie wiedziałam jakim cudem się tutaj znalazłyśmy, ale nie protestowałam. Wszystko zasłaniała gęsta mgła, dlatego nie mogłam określić naszej dokładniej lokalizacji. Na niebie można było gołym okiem dostrzec bijące światłem gwiazdy i półkulisty księżyc. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie oddycham.

Ponownie oślepiło mnie światło. Zamknęłam oczy i próbowałam wziąć głęboki oddech, ale nie byłam w stanie.

Dopiero, gdy je otwarłam - zobaczyłam znajomą mi postać, choć jeszcze nie mogłam określić kto to. Naprzeciw mnie stały dwa samochody, jeden czarny i drugi czerwony. Wypadek... Czarne auto płonęło w ogniu i czułam, że drętwieją mi palce, kiedy rozpoznałam, że jest to Jeep. Wszędzie było mnóstwo ludzi, a krzyki torturowały moje uszy. Jeden krzyczał przed drugim 'Dzwoń po karetkę!', jednak nikt nie zadzwonił. Na środku ulicy leżała... Zrobiło mi się nie dobrze, kiedy zobaczyłam jej ciało w takim stanie. Chciałam krzyczeć, ale strach zakneblował mi usta. Mebuki złapała mnie za rękę.

- Tenten!!! - zebrałam w sobie wszystkie podkłady siły. Wyrwałam się z objęć przerażenia, bo nie mogę przecież tutaj tak stać! Muszę coś zrobić!

- Nie wysilaj się. Nikt cię nie słyszy. Zaraz rozpocznie się sekcja zwłok.

- Jaka sekcja zwłok?! Co chcesz przez to powiedzieć?! Ona nie żyje?! - moje oczy zrobiły się szklane.

- Kochanie... - wtuliłam się w nią, ale to nie powstrzymało mojego smutku, który zagarnął mnie całą. Łzy zaczęły spadać w ekspresowym tempie i nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym nad nimi zapanować.

- Na pewno zapytasz, dlaczego nigdzie cię tam nie ma. Skarbie... - zawahała się. - Lekarze myślą, że rozpłynęłaś się w powietrzu, jednak to nie prawda. Sasuke tam był i niezwłocznie zawiózł cię do szpitala, bo ledwo łapałaś oddech.

- Kto? - oderwałam się od niej i spojrzałam w jej oczy. Były takie, jakie zapamiętałam.

- Sasuke Uchiha. - zazgrzytała zębami, jakby sama bała się tego, co mówi, a ja poczułam szybsze bicie serca. To on. Ten, przed kim wszyscy mnie ostrzegają. Dlaczego? Po co? Tyle pytań nasuwało mi się na usta...

- To prawda? Potrafię zobaczyć czyjąś śmierć?

- Tak. Masz zdolności po ojcu. - przejechała opuszkiem palca po moim policzku, by otrzeć łzy, jednak to było na nic. Ciągle pojawiały się na nim nowe.

- Mamo... brakuję mi ciebie.

- Wiem kochanie. Mi ciebie też. Moja mała Sakurcia... jednak na mnie już czas. - puściła moją dłoń. Patrzałam na nią zdezorientowana.

- Mamo...

Obraz stawał się coraz mniej wyraźny. Zawiało chłodem i poczułam, że spadam w dół. Silny ból głowy sprawił, że byłam zupełnie jak obłąkana. Kolor zaczęły się mieszać. Trafiłam w jakąś dziurę, gdzie wszystko migotało mi przed oczami. Leciałam jak szmaciana lalka i byłam pewna, że zaraz będę miała twarde spotkanie z ziemią, ale zdziwiłam się, gdy tak się nie stało, bo obudziłam się w pokoju szpitalnym. Opadałam ciężko na łóżko, a moja rozpacz przybrała postać groźnego i niecodziennego spokoju.


SasuSaku: Pamiętniki Klanu Uchiha [W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz