Lśniący, czarny karabin wyborowy lśnił w świetle księżyca na dachu niewysokiej kamienicy. To była spokojna noc, kiedy nic nieznaczący ludzie przechadzali się po ulicach miasta, pod jego czujnym wzrokiem. Choć było już dawno po zmroku, było ich zadziwiająco sporo, ale i tak nie było to żadną przeszkodą, aby dobrze wykonać zlecone mu zadanie.
Mężczyzna wyjął z futerału celownik, którego brakowało, aby jego sprzęt był kompletny. Wpierw rozkręcił odpowiednio montaż jednoczęściowy, który miał utrzymywać lunetę na karabinku. Założył obie części na szynie montażowej, po czym wstępnie złączył wszystko śrubami.
Robił to już tysiące razy, jego ruchy były szybkie i precyzyjne, choć nie-niedbałe. Widać było, że ów człowiek jest profesjonalistą, który nie bawił się w strzelanie z wiatrówki do ptaszków lesie.
Choć z jego perspektywy jego cele zapewne można było porównać do niczego nie spodziewających się ptaszków.
Ułożył się w pozycji leżącej biorąc broń do ręki, opierając stopkę na barku, a policzek przykładając do kolby. Szybko i sprawnie ustawił lunetę w odpowiedniej odległości od oka, wyprostował pion jej krzyża celowniczego, a na koniec wszystko dokręcił śrubami.
Lekki podmuch wiatru wprawił w ruch kosmyki jego brązowych włosów, związanych w kok dla wygody przy strzelaniu, przez co skrzywił się nieznacznie.
Nawet najlżejszy podmuch wiatru miał wpływ na tor lotu kuli, dlatego też po ustawieniu ostrości na odpowiedniej odległości, gdzie jego cel powinien się za niedługi czas pojawić, przekręcił pokrętło na wieży o parę milimetrów.
W tym samym momencie usłyszał wibracje dochodzące z kieszeni jego ciemnej bluzy. Szatyn odstawił broń, po czym wstał i wyciągnął dzwoniącą komórkę. Początkowo chciał od razu odrzucić połączenie i wyciszyć telefon, jednak numer widniejący na ekranie odsunął go od tego pomysłu. Zamiast tego odebrał, przystawiając telefon do ucha.
- Tak jak się umawialiśmy: zdejmujesz go na czysto, a pół bańki leci do ciebie.
Mężczyzna wywrócił oczami słysząc oficjalny ton ze strony rozmówcy.
- Hej, mnie też miło cię słyszeć. Tak, u mnie wszystko w porządku, a u ciebie?
Chwila ciszy, nim usłyszał po drugiej stronie westchnienie.
- Nie rób sobie jaj, to poważna sprawa. On ma być martwy, rozumiesz?
- Posłuchaj mnie, nie wynająłeś do tej roboty byle kogo, więc wierz mi, że wiem co robię. - Szatyn zerknął na zegarek przy nadgarstku - Gość przestanie dychać za jakieś pięć minut, jeśli informacje, które od ciebie dostałem są prawidłowe.
- Na pewno są. Moi ludzie prześwietlili go wzdłuż i wszerz jak tylko można. Nie będzie przy nim ochrony, zrezygnował z niej już dobry rok temu, więc będziesz miał go jak na tacy. A spotkania zawsze kończy o tej samej godzinie, chuj lubi być punktualny jak mało kto.
Kiwnął głową, choć wiedział, że rozmówca tego nie zobaczy. Wiedząc, że nie ma już czasu rzucił tylko już poważniejszym tonem:
- Pół miliona ma znaleźć się na moim koncie jak tylko dam ci znać, że już po wszystkim.
- Masz to jak w banku, tylko nie spierdol tego.
Nie odpowiedział. Zamiast tego rozłączył się wrzucając telefon do torby leżącej na ziemi po jego prawej stronie. Ponownie przyjął odpowiednią pozycję przy karabinie, po czym ostatni raz przekręcił pokrętło na wieżyczce.
Tak jak było to przewidziane, już po paru minutach przez lunetę z noktowizorem widział jak drzwi budynku oddalonego od niego na blisko dwieście metrów otwierają się, a ze środka wychodzi niska postać z kruczoczarnymi włosami oraz popielatym płaszczem narzuconym na ramiona.
Kącik ust szatyna uniósł się ku górze, a palec który już od dłuższej chwili znajdował się na spuście naparł na niego mocniej.
Za trzy… dwa… jeden...
CZYTASZ
Na celowniku |Ereri - snk au|
FanfictionŚwiat bezwzględny i niebezpieczny. Jeden zły ruch i już nie żyjesz. Nie powiedziałeś ostatniego słowa? Trudno, świat go już nie usłyszy. Levi Ackermann we współpracy z Erwinem Smithem jest cenionym przestępcą i dilerem narkotykowym w skali całego kr...