Rozdział 5

312 28 5
                                    

Gdyby ktoś miał zapytać Levia o jeden jedyny powód, dla którego nie lubił swojej roboty, to byłaby to właśnie konieczność uczestniczenia w takich szopkach, jak ta dzisiaj. 

Uroczysty bankiet, organizowany właśnie w ich mieście co pół roku przyciągał największych właścicieli korporacji z całego świata. Wychuchane, wyprostowane do granic możliwości kręgosłupa towarzystwo kręciło się po sali, specjalnie wynajętej na tę okazję. Jak okiem sięgnąć wszędzie było widać drogie suknie oraz garnitury, a wypielęgnowane dłonie trzymały kryształowe kieliszki wypełnione zapewne cholernie drogim szampanem. 

W rzeczywistości jednak to wrażenie było zupełnie mylne. Wszystko było na pokaz, jako przykrywka dla spotkania szefów karteli narkotykowych z całego kraju, albo i nawet zza granicy. Sala wypełniona sztucznym śmiechem i przepełnionymi jadem spojrzeniami prędzej przypominała grotę pełną węży, aniżeli zgromadzenie właścicieli firm zarządzających nieruchomościami. 

Powód tych spotkań był bardzo prosty - jak lepiej poznać wrogie zamiary przeciwnika lub wręcz przeciwnie, zawrzeć sojusze, jak nie na właśnie takim bankiecie? Ackermann i Smith właśnie na jednym z takich spotkań dogadali się i do tej pory współpracowali jak dobrze naoliwiona maszyna, przynosząca o wiele większe zyski niż dotychczas. 

Jakkolwiek te wymuskane, błyszczące i do porzygu pachnące drogimi perfumami spotkania słuszne by nie były, nie zmieniało to niechęci Ackermanna względem nich. W przeciwieństwie oczywiście do Erwina, który zdawał się czuć jak ryba w wodzie od samego przekroczenia progu pomieszczenia. 

A byli tu już od godziny. 

- Mam nadzieję, że ten chuj raczy się zjawić dzisiaj - powiedział Levi przyjmując kieliszek szampana od kelnera, który ich właśnie mijał - Chętnie zamienię z nim parę słów. 

Miał przez to na myśli snajpera, z którym musiał wyjaśnić sobie co nie co. Po tym czego się dowiedzieli, uzgodnili, że rodzeństwem Jeager zajmą się po połowie. Erwin w bardziej dyplomatyczny sposób wybada dokładniejsze zamiary Zeke’a, a Levi no cóż…

W trochę mniej dyplomatyczny sposób rozmówi się z Erenem, którego miał nadzieję dzisiaj zobaczyć. Było jednak duże prawdopodobieństwo, że ten się nie zjawi, ze względu na chęć utrzymania swojej tożsamości w tajemnicy. Prawda była taka, że gdyby nie kamery pod mieszkaniem Ackermanna, nadal nie dowiedzieliby się kim jest tajemniczy strzelec. 

Minęły równo dwa tygodnie, odkąd widział go po raz ostatni. Zielone oczy prześladowały go, choć sam starał się za dużo o nich nie myśleć. Wybitny snajper, płatny zabójca z tego co widział i słyszał, również profesjonalista w swoim fachu. Musiałby skłamać gdyby powiedział, że te dni pełne ciszy nie napawały go niepokojem. Gotów był stwierdzić, że w końcu trafił swój na swego, choć nie napawało go to optymizmem. 

- Zeke niedługo powinien się zjawić - odezwal się Erwin, wkładając lewą dłoń do kieszeni garnituru - A jak tylko to zrobi, spróbuję wyciągnąć od niego trochę informacji. 

Czarnowłosy upił łyka alkoholu kiwając głową. 

- Nie wie, że my wiemy, więc to pewne, że z czymś się wyda. - powiedział, przeklinając pod nosem - Nim się zorientuje na pewno coś sypnie. 

- Do tego właśnie zmierzałem - potwierdził blondyn wyciagając w jego kierunku palec wskazujący - Tobie zostawiam sprawę Erena. Tylko posprzątaj po sobie, jakby co. 

Niższy prychnął pod nosem wywracając oczami. 

- Nie traktuj mnie jak kundla na smyczy, chwila moment i będzie po sprawie - powiedział, a szampan zakołysał się pod wpływem irytacji z jaką brunet machnął ręką - Zaraz potem zmywam się z tego miejsca. 

Na celowniku |Ereri - snk au|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz