※33※

656 66 11
                                    

Walentynki nadeszły szybciej niż sądziłam i zgodnie z przewidywaniami Syriusza wylądowałam pod Trzema Miotłami razem z nim, Jamesem i Peterem. Remus oświadczył, że musi zająć się jakimiś sprawami prefektów, a poza tym nie najlepiej się czuje, więc nie udało nam się go namówić na wspólne wyjście. Trochę było mi szkoda, że nie wybrał się do Hogsmeade razem z nami, jednak na brak towarzystwa nie mogłam narzekać – Huncwoci nawet w niepełnym składzie potrafili zapewnić wiele atrakcji.

Te zaczęły się jeszcze po drodze do wioski. Tam chłopcom udało się rozpętać bitwę na śnieżki pomiędzy idącymi kilkanaście metrów przed nami trzecioklasistami; parę prostych zaklęć lewitujących i usilnie powstrzymywany śmiech sprawiły, że nie było wiadomo, skąd nadlatuje śnieg – a więc najprawdopodobniej rzucany był przez kolegów, co z kolei wymagało zemsty. Z tego powodu tuż przed nami zaraz zaczęły śmigać śnieżki i chociaż sama oberwałam jedną czy dwoma, nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu na twarzy.

Kiedy tylko dotarliśmy do Hogsmeade, uderzyło mnie, jak bardzo zmieniło się, odkąd byłam tu ostatni raz. Wcześniej dominowały ozdoby świąteczne, dziś – serduszka, różowe serpentyny i wystawy zachęcające do zakupienia upominków dla drugich połówek. Choinki zostały zastąpione przez pyzate amorki, bombki przez balony w kształcie serc, a grupki kolędników przez trzymające się za ręce pary. Tylko śnieg był ten sam.

Na widok zakochanych coś zakłuło mnie w środku. Rok wcześniej sama byłam jedną z nich i beztrosko spacerowałam po Hogsmeade wtulona w Rudolfa. Wszystko wydawało mi się wtedy takie proste i klarowne. Nie to co teraz; w mojej głowie panował chaos, a o moim chłopaku myślałam głównie w kontekście zerwania i jego niepokojących poglądów. A mimo tego wciąż czułam, jakbym w to święto miłości była okrutnie samotna – nawet pomimo obecności Huncwotów tuż obok mnie.

Ci na szczęście nie dali mi zbyt dużo czasu na rozckliwianie się nad sobą, bo już zabrali się za wykonywanie kolejnego psikusa. Tym razem zaklęli część kupidynków z wystaw, by goniły za obrzydliwie uroczą parą, która musiała uciekać do herbaciarni pani Puddifoot, by te dały im spokój.

Ten widok zdecydowanie poprawił mi humor, więc chichocząc pod nosem, weszłam za Huncwotami do Trzech Mioteł. Były tylko trochę mniej zatłoczone niż zwykle, jednak wystarczyło to, byśmy zdołali zająć dla siebie stolik przy oknie wyglądającym na główną ulicę Hogsmeade.

Gdy każde z nas miało już zamówione swoje piwo kremowe, Syriusz odezwał się zadowolonym z siebie tonem:

– A więc, Rogaczu, jednak nie udało ci się zdobyć Evans na randkę w walentynki?

James spiorunował go wzrokiem.

– Najwyraźniej.

– Fantastycznie! – Blacka wydawało się nie ruszać niezadowolenie przyjaciela. – Bo widzisz, tam w rogu siedzi Rebecca Wilson, pod której blond lokami kryje się zamiłowanie do Quidditcha i pewnego kapitana gryfońskiej drużyny. I jest wolna.

Widząc niedowierzanie na twarzy Pottera, mimowolnie parsknęłam śmiechem.

– Nie maczaj łap w moim życiu miłosnym, co? – burknął tymczasem James, krzywiąc się. – A poza tym Evans niedługo będzie moja, mówię ci to.

Syriusz uśmiechnął się słodko.

– Wmawiaj sobie.

Potter fuknął oburzony i przeczesał palcami włosy, z których posypało się trochę płatków śniegu.

Syriusz tymczasem zwrócił się do Petera:

– A ty, mój drogi Glizdku, powiedz mi, co sądzisz o Florence Banks?

Ej, James, co to była za dziewczyna? /Syriusz Black/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz