※37※

509 47 10
                                    

Kwiecień powoli mijał i z nim zdążyłam się zorientować, pogoda z chłodno-zimowej zaczęła się zmieniać w przeważająco ciepłą i przyjemną. Na szczęście; nasze treningi Quidditcha zaczęły mijać w dużo lepszej atmosferze, kiedy nagle nie musieliśmy latać w deszczu i wietrze.

To sprawiło, że Jamesowi, lekko mówiąc, odbiło. Treningi ustawił tak, że na boisku byliśmy cztery razy w tygodniu, a bywalibyśmy i częściej, gdyby tylko harmonogram miał jakieś wolne miejsca. Nie przeszkadzało mu to jednak w wykładaniu nam w wolnych chwilach taktyki na najbliższy mecz, doprowadzając przy tym całą naszą drużynę do szaleństwa.

Nie dziwiłam mu się jednak, chociaż musiałam przyznać, że robił się trochę irytujący. W końcu nadchodził ostatni mecz w sezonie – który na dodatek mógł dać nam Puchar Quidditcha – i musieliśmy zebrać się, by wygrać. Nie było innej opcji.

Tak więc trenowaliśmy ciężko, prawie cały czas spędzając na boisku, i wszystko byłoby świetnie, gdyby nie to, że zbliżały się SUM-y. Przez to, że większość czasu przebywałam na polu, miałam dużo mniej czasu na naukę niż zwykle. I chociaż nie żałowałam żadnej chwili spędzonej na miotle, to jakoś mimowolnie zżerały mnie wyrzuty sumienia, że tak mało czasu poświęciłam na siedzenie nad książkami.

Właśnie dlatego wieczorami wynosiłam się z podręcznikami do Pokoju Wspólnego i ignorując grających w gargulki pierwszoroczniaków, próbowałam pochłonąć tyle wiedzy, na ile pozwalało mi moje przemęczone ciało. Chciałam czy nie, musiałam się czegoś nauczyć, nawet jeśli nie było tego dużo.

Czasami przysiadał się do mnie Syriusz, jednak za każdym razem odmawiał przyłączenia się do nauki.

– To dla kujonów – mówił, mrugając do mnie, a ja tylko przewracałam oczami.

Mimo tego na lekcjach jakoś zawsze wszystko wiedział, nawet jeśli czasami (często) zgrywał idiotę. Chociaż zagadywał nauczycieli, gdy już musiał odpowiedzieć, robił to dobrze. Najwyraźniej jednak miał w sobie coś z kujona, nawet jeśli się tego wypierał.

Jednak i nauka zeszła na dalszy plan (o ile można było w ogóle uznać, że w ostatnich tygodniach była na pierwszym), bo nadszedł dzień ostatniego meczu w sezonie. Już od rana wśród Gryfonów, a zwłaszcza nas, drużyny, panowało gorączkowe podekscytowanie. Nie mogliśmy się doczekać, aż wreszcie wylecimy na boisko i rzucimy się do gry, by ostatecznie pokonać zespół Hufflepuffu.

Puchoni byli jednak równie zdeterminowani co my. Mimo że to oni dwukrotnie zdążyli już przegrać, nie chcieli również dopuścić, by równie słabym stylu zakończyć tegoroczne rozgrywki Quidditcha. No a poza tym nie zdziwiłabym się, gdyby po prostu nie chcieli, byśmy to my, Gryffindor, zdobyli Puchar. Gdyby nam się to nie udało, pierwsze miejsce w tabeli zajęliby Krukoni, z którymi Hufflepuff miał dużo lepsze stosunki niż z nami i to pewnie im kibicowali w bitwie o zwycięstwo.

Ponadto Puchonom kibicowała cała szkoła. Ravenclaw, rzecz jasna, wygraną Hufflepuffu gwarantował sobie triumf w całorocznych rozgrywkach, Slytherin natomiast zwyczajnie nie chciał mieć do czynienia z czymkolwiek, co choćby mogłoby przypominać wspieranie naszej drużyny. Tak więc, jak w ostatnim meczu cała szkoła grała przeciwko Ślizgonom, tak dziś zdawało się, że gra przeciwko nam.

Kiedy jednak wylecieliśmy na boisko, z gryfońskich sektorów rozległa się taka wrzawa, że trudno było uwierzyć, że kibicuje nam tylko ćwierć szkoły. W promieniach późnokwietniowego słońca i wśród zachęcających okrzyków naszego domu czuliśmy się tak, jakbyśmy wygraną mieli już w kieszeni.

– Iii... ruszyli! – zawołał Luke Blue, gdy tylko profesor Hooch wyrzuciła kafla w powietrze i rozpoczęła rozgrywkę.

Uśmiechnęłam się szeroko i wzbiłam się wysoko ponad boisko. Mimo że ostatnio latałam w prawie każdej wolnej chwili, to meczowej rywalizacji nie czułam od bardzo dawna. W końcu w styczniowym meczu ze Slytherinem pani Pomfrey nie pozwoliła mi grać i zamiast mnie na pozycji szukającej znalazła się Eloise Mitchell. No a w pierwszym meczu, tym z Krukonami, specjalnie się nie popisałam. Co prawda udało mi się złapać znicza, jednak nie była to moja najlepsza rozgrywka. Właśnie dlatego teraz koniecznie musiałam dać z siebie wszystko.

Ej, James, co to była za dziewczyna? /Syriusz Black/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz