3% ° one shot

25 3 0
                                    


    - Nie można nic zrobić, dlatego moje pytanie brzmi, czy chce Pan wyrazić zgodę na odłączenie aparatury? - te słowa uderzyły w młodego mężczyznę jak kamień rzucony z klifu prosto na niego. Wszystko pękło, serce zostało rozbite na milion małych kawałeczków, których już nikt nie mógł pozbierać i skleić. Miłość jego życia nie miała żadnych szans. Jego bratnia dusza musiała umrzeć, to jego wina.

- Czy mogę się zastanowić? - spojrzał na lekarza, wiedział że wygląda jak kupa gówna, czerwony od płaczu, sklejone rzęsy, oklapłe włosy zasłaniające mu widok.

- Dobrze.

Został sam ze swoimi myślami, gdyby mógł cofnąć czas, gdyby mógł chciałby być na jej miejscu, chciałby umierać tylko po to aby nie musieć żyć ani dnia bez niej.

Mieli tyle planów, obiecał jej że zwiedzą świat, będą mieli dwa psy, mieli mieć nawet swój dom, mieli się ożenić, być szczęśliwi.

Teraz siedział na szpitalnym korytarzu błagając Boga w którego nie wierzy o cud, jego życie upadło, nie miał po co żyć.

Zamiast wybierać obrączki, musiał wybrać czy jest sens to ciągnąć, chciałby żeby to ona pomogła mu zdecydować, problem w tym że nie mogła.

Wiedział czego by chciała, wstał i poszedł do gabinetu lekarza który zajmował się jego ukochaną, zapukał i odszedł pół kroku. Z gabinetu wyszedł mężczyzna w średnim wieku, z siwą bródką i gęstymi czarnymi brwiami, miał już lekkie ubytki we włosach, mimo to nadal wyglądał młodziej niż w rzeczywistości był.

- Zdecydował się Pan? - padło z ust lekarza, czuł że to musi być trudne, widział już wiele w swojej karierze.

- Myślę że trzeba ją odłączyć... - z trudem wypowiedział te słowa. Bolała go już głowa od myślenia. - Chciałbym być wtedy przy niej.

- Dobrze, zawołam Pana kiedy będziemy gotowi. Niech Pan odpocznie, jak już wiemy, może stać się wszystko. - uśmiechnął się pokrzepiająco, czuł że musi wydarzyć się cud, ten przypadek nie był łatwy, śpiączka jak każda inna, ale tutaj było tyle komplikacji że nie starczyłoby dnia aby wszystkie wymienić. Miała trzy procent szans. Trzy procent.

Usiadł spowrotem na tym cholernym plastikowym krzesełku, chciał się modlić, ale nie wiedział czy to ma sens, jeśli Bóg istnieje to czemu karze nas tym wszystkim?

Kolejne minuty, może godziny spędził na myśleniu. Nie miał już czym płakać, wszystko się skończyło, nawet łzy.

Kiedy wchodził do sali, nad jej łóżkiem stało kilku lekarzy, musieli być w pogotowiu na wszelki wypadek, chociaż każdy wiedział że trzy procent to za mało.

Uklęknął przy łóżku, chwycił jej skaleczoną dłoń i potarł kciukiem jej wierzch, była sucha jak nigdy.

Zaczęto podstawową procedurę, kabelek po kabelku, dalej trzymał jej dłoń, wiedział że to może być ostatni dotyk jaki będzie w stanie zaakceptować jeśli ona odejdzie.

Odłączono aparaturę, kilku lekarzy się wycofało, zamknął oczy czekając na piszczenie maszyn które informują o zgonie, cisza, regularny rytm maszyn wcale się nie zmieniał, podniósł głowę i spojrzał na twarz ukochanej, potem na lekarza.

- Stan się poprawia, z krytycznego wchodzimy na stabliny. - odezwała się młoda pielęgniarka.

- Z trzech procent weszliśmy w siedemdziesiąt pięć. - lekarze odetchnęli, to wielka ulga.

Czyli to jednak cud.

Czyli to jednak cud

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
one shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz