Rano otworzyłam ospale oczy. Hermiony nie było w pokoju. Rozciągnęłam się i przetarłam oczy. Kiedy zamierzałam już wygramolić się z pościeli, usłyszałam gwarną wymianę zdań za drzwiami, które po chwili uderzyły w ścianę. Podskoczyłam, kiedy do dormitorium weszli kolejno Dumbledore, McGonagall, Snape i Umbridge.
- Śmierciożerca!- krzyknął w moją stronę dyrektor. Czułam smak żółci w gardle.
- Słucham?- zapytałam cicho.
- Śmierciożerca!- krzyczał Snape.
- Nie... ja nigdy bym...- moje przedramię przeszył nagły, ostry ból.
- Śmierciożerca!
- Śmierciożerca!- krzyczeli kolejno.
Czułam, jak pomieszczenie się zmniejsza. Było ciaśniej, bardziej duszno. Mój oddech był nieregularny. Moja klatka piersiowa pulsowała bólem, a ja powoli popadałam w panikę. Znałam to uczucie aż za dobrze. Zimny pot na czole, niemożność oddechu i mroczki przed oczami. Dumbledore krzyknął jeszcze raz, a reszta profesorów zaczęła się do mnie zbliżać. Krzyk wydarł się z mojego gardła, kiedy Umbridge wyciągnęła rękę w moją stronę. Potem wszystko przeszło w ciemność.
***
Od dobrych kilku minut nie widziałam i nie słyszałam kompletnie nic. Gdy poczułam się dostatecznie cielesna i obecna, próbowałam otworzyć oczy. Z mojego gardła wydobył się jęk, spowodowany bólem całego ciała, a zaraz potem kolejny, spowodowany nagłym uderzeniem światła. Kiedy mroczki ustąpiły, zobaczyłam Draco, który siedział po mojej prawej i moich braci po mojej lewej. Leżałam w skrzydle szpitalnym.
- Co do...?- wychrypiałam.
- Boże, jak się czujesz?- Tom nachylił się nademną i czule dotknął mojego czoła.
- Co ja tu robię?- zmarszczyłam brwi i podjęłam próbę podniesienia się do siadu. Ale kiedy tylko się poruszyłam, poczułam mocny ból kości. Z kolejnym jęknięciem, opadłam na poduszkę.
- Nie pamiętasz?- zapytał Draco.
- Spadłaś ze schodów. W chimerze dyrektora.- mruknął Matheo.
- Pójdę po panią Pomfrey.
- Nie, Tom. Błagam nie idź.- on nawet na mnie nie spoglądając, skierował się do gabinetu pielęgniarki.- Ile już tu jestem?- westchnęłam.
- Dwa tygodnie.- odparł Draco.
- Japierdole.- wyszeptałam. Niepewnie podwinęłam rękaw i spojrzałam na moje blade przedramię.- Czyli to był tylko sen?- spojrzałam na Matheo.- Nie jestem śmierciożercą?- zniżyłam ton.
- Jasne, że nie, głupolu.- prychnął.
- Dzięki Bogu, że się obudziłaś.- Pomfey podeszła do mojego łóżka.- Już myślałam, że będę musiała wysłać cię do szpitala z prawdziwego zdarzenia.
- Co teraz z nią będzie? Można spodziewać się jakichś poważniejszych problemów zdrowotnych?- zapytał Tom, znowu siadając u mojego boku.
- Krótkotrwała śpiączka nie jest jakoś niezwykle groźna. Z pewnością mogą wystąpić problemy z koncentracją, czy chociażby równowagą...- mówiła, przygotowując mi jakieś leki.- ...ale w związku z szybką reakcją i leczeniem, nie przewiduję niczego poważnego. Będziesz musiała jedynie się trochę rozruszać.
Pokiwałam twierdząco głową, a Tom odetchnął.
- Czy maman wie, że coś mi się stało?- zwróciłam się do niego.
- Pisałem.- westchnęłam. Oznacza to tyle, że znowu na to nie zważa. Nic nowego, tego właśnie się po niej można było spodziewać. Pomfrey chyba wyczuła napięcie sytuacji.
CZYTASZ
𝐏𝐨𝐦𝐲𝐥𝐨𝐧𝐚 𝐠𝐫𝐲𝐟𝐨𝐧𝐤𝐚| Szatan w czerwonym krawacie
Fanfic⚠️W TRAKCIE KOREKTY⚠️ _____________________________________ Teraz jesteśmy ja i on. Demony, które zdołały uciec z czeluści piekła. Które uciekły od potępienia. Które nigdy nie miały się spotkać, by utrzymać naturalną równowagę. Jesteśmy błędem losu...